To naprawdę kawał porządnego kina. Co prawda nawet w samym filmie pada zdanie (mówi to Jean Grey), że trzecie części filmów są zwykle najsłabsze, a to w końcu trzecia część drugiego cyklu o X-Menach, ale jak dla mnie to takie kokietowanie. Naprawdę mi się podobało. Ci, co narzekają na zbyt dużo postaci, czy zbytnią komplikację fabuły, chyba nie do końca rozumieją ideę kina superbohaterskiego opartego na komiksach o grupach. Tak to właśnie powinno wyglądać. Tak to właśnie wygląda w komiksach. Mamy postacie pierwszo, drugo i trzecioplanowe. O jednych jest więcej, o innych mniej, ale w sumie każda z nich zasługuje na swoją osobną historię (ech, obejrzałoby się film z taką Psylocke...), niektóre tylko wpadają gościnnie na chwilę (jak Wolverine), podprowadzając nas pod inne filmy i inne opowieści. Ale liczy się przede wszystkim Apocalypse. I to w sumie najmniej interesująca postać filmu. To problem jak z Supermanem: jak gość za dużo może, to ciężko wymyślić z nim ciekawą fabułę. A Apocalypse naprawdę może dużo. Tym większe należą się brawa za scenariuszowy i potem realizacyjny pomysł na sekwencję sprzed napisów, gdzie widzimy jak to się stało, że przez kilka tysięcy lat historia milczała o tak potężnym mutancie. A potem mamy już lata osiemdziesiąte i naprawdę sprawnie wymyśloną trzecią część z serii „Z mutantami przez kolejne dekady”. Tym razem szkoła Xaviera działa w najlepsze, a poza tym zwiedzamy jeszcze Kair, Berlin czy Prószków. Tak, tak – akcja dzieje się również w Polsce i przez ładnych kilka minut słyszymy w tle rozmowy prowadzone (lepiej lub gorzej) w naszym języku. Tu właśnie Singer i jego ekipa umieścili jeden z bardziej dramatycznych wątków filmu i - podobnie jak w realiach egipskich czy niemieckich - nikt tu nie udaje, że wszyscy potrafią mówić po angielsku. Nie zapamiętałem dokładnie, ale to chyba było: "Czy to ciebie zwą Magneto?" No url Sama opowieść jest przekonująca i z kilkoma ciekawymi twistami. Podobnie jak poprzednio na wielki plus należy zapisać solówkę Quicksilvera (ach, zobaczyć kiedyś crossover Quicksilvera i Deadpoola) i za Jennifer Lawrence, której Mystique może trochę różni się od tego, do czego przywykliśmy w komiksach, ale w końcu wielkie filmowe gwiazdy zasługują na specjalne traktowanie. W sumie cała obsada radzi sobie naprawdę świetnie. Również ekranowa młodzież – Kodi Smit-McPee jako Nightcrawler czy Alexandra Shipp jako nowa wersja Storm są naprawdę przekonujący. A strzałem w dziesiątkę okazało się obsadzenie Sophie Turner – jeśli podobała wam się Jean Grey w wersji Famke Janssen, to tą będziecie zachwyceni. Jej wyobcowanie i młodzieńcza świeżość świetnie pasują do Marvel Girl na tym etapie opowieści. Cóż jeszcze – efekty jak zwykle olśniewają. Ponadto oglądanie tego filmu w sali 4DX daje dodatkowe mocne wrażenia – sporo telepie fotelami, a jeszcze czasami błyska, chlapie albo pod ekranem coś dymi. To taka dodatkowa atrakcja, której nie da się raczej powtórzyć w domu, a czasem to nawet naprawdę fajnie pasuje do opowieści. To dobry film. Może nie aż na miarę najnowszego Kapitana Ameryki, ale to właściwie jedyny zarzut jaki miałbym do niego. Gdyby to ta premiera była o kilka tygodni wcześniej, byłbym z pewnością jeszcze bardziej zachwycony. Tak jestem po prostu zadowolony z seansu i już czekam, gdzie nas zaprowadzi kolejna opowieść o X-Menach. Scena po napisach coś tam sugeruje, ale co, to wiedzą tylko ci, którzy naprawdę sporo tych komiksów się naczytali.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj