Gabrielle mieszka na francuskiej prowincji, gdzie życie toczy się jednostajnym rytmem i nie można tam liczyć na ekscytujące doznania czy wzniosłe romanse, których ona skrycie pragnie. Nieudana próba uwiedzenia żonatego nauczyciela skłania jej matkę do wydania ją (pomimo sprzeciwu) za mąż za poczciwego robotnika Jose. Zaaranżowane małżeństwo nie wychodzi nikomu na zdrowie i wkrótce Gabrielle ląduje w sanatorium z powodu dręczącej jej od dłuższego czasu choroby nerek. Tam poznaje przystojnego Andre i zakochuje się jak nigdy wcześniej. Jednak ich czas w sanatorium nieubłaganie dobiega końca. W swojej adaptacji powieści Mileny Agus, reżyserka Nicole Garcia postawiła na subtelną prostotę środków wyrazu, jak i narracji. Fabuła posuwa się naprzód powoli, ospale, jakby naśladując marazm w jakim żyje główna bohaterka. Kluczowe momenty z życia Gabrielle przepływają na ekranie jeden za drugim w formie retrospekcji, która skutecznie podsyca w nas chęć poznania rozwiązania historii. Trzeba na nie dosyć długo poczekać, ale fabularne dłużyzny umilają malownicze zdjęcia słonecznego południa Francji czy górzystej Szwajcarii. Do zdecydowanych plusów filmu można zaliczyć również odtwórczynię głównej roli. Marion Cotillard już dawno temu udowodniła, że sprawdza się zarówno w rolach zmysłowych femme fatale (Macbeth), jak i wrażliwych i łagodnych bohaterek (The Immigrant). Gabrielle w jej interpretacji to kobieta pełna niespodzianek – z jednej strony skryta i wrażliwa, pragnąca wielkiej miłości, jednocześnie nie waha się pisać sprośnych listów do swojego nauczyciela czy przebierać dla męża za prostytutkę. Momentami irytuje nas jej chaotyczne i irracjonalne zachowanie, po chwili zaś budzi w nas współczucie. Taka wielowymiarowość postaci wydaje się idealnie pasować do aktorki tak doświadczonej jak Cotillard. Choć zapewne nie jest to jej najlepsza rola w tym roku (wciąż czekamy na premierę świetnie zapowiadającego się Assassin's Creed), nadal broni się jako ciekawa pozycja w jej dorobku. Niestety widać, że dosyć długi film (116 minut) jest adaptacją jedynie około 120-stronnicowej powieści. To, co w tekście literackim zostało opowiedziane w bardzo skondensowanej formie, na ekranie rozwija się powoli i w połowie seansu zaczyna nużyć. Może taki właśnie był zamysł reżyserki, jednak według mnie film zyskałby na zwięzłości, gdyby był krótszy chociaż o 20 minut. Opowieść o miłości Gabrielle, pomimo trzech nominacji w Cannes (nagroda główna, nagroda jury, najlepszy reżyser) nie zdobyła żadnej statuetki, ale za to nagrodzona została 7-minutową owacją publiczności. Trzeba przyznać, że nie jest to dzieło na miarę festiwalowych laurów, ale wciąż jest pozycją oryginalnie realizującą gatunek melodramatu. Nie bez powodu literacki pierwowzór w krótkim czasie stał się bestsellerem. Dlatego Mal de pierres może być przede wszystkim gratką dla fanów talentu Cotillard, ale niekoniecznie dziełem do zapamiętania na lata.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj