Wątek ojca Martina Riggsa był podstawą rozwoju bohatera w całym 2. sezonie serialu Lethal Weapon. Kilkakrotnie pokazywano ewolucję starszego Riggsa, który wydawał się szczerze żałować swojego zachowania z przeszłości. Czuć było, że ten wątek rozbudowuje się nieoczekiwanie, wręcz zaskakująco, ale ciekawie i z pomysłem. Dlatego też finał wzbudza tak wielkie mieszane odczucia, gdy bez sensownego usprawiedliwienia fabularnego ojciec Martina staje się czymś w rodzaju głównego czarnego charakteru. Może były do tego przesłanki (choćby rozmowa w szpitalu), ale tak nagłe przeskoczenie w tę historię sprawia wrażenie wymuszonego, nieprzygotowanego i stworzonego na szybko. Odnoszę wrażenie, że to wszystko jest pokłosiem zakulisowych kontrowersji. Cała historia finału staje się przez to też chaotyczna. Zaczynamy od próby zamachu, by nagle przeskoczyć bez większego usprawiedliwienia na rodzinny dramat rodziny Riggsów. Jedynym plusem tego wszystkiego jest zaskoczenie, kto tak naprawdę jest celem zabójców. Tylko ten motyw jest tak szybko ucięty i tak na siłę, że trudno dostrzec spójność z konfliktem z ojcem. Powiązanie historii z przeszłymi odcinkami jest tak iluzoryczne i luźne, że usprawiedliwienie tego wszystkiego zdaje się wręcz nierealne. Wyraźnie pod tym względem wiele rzeczy tutaj nie gra. To nie znaczy, że ten odcinek jest zły. Jest trochę emocji, sentymentalny nastrój, który w pewnym momencie sugeruje ostateczne zamknięcie tej historii. Nie czuć w relacjach między postaciami, że za kulisami jest bałagan. Wszystko buduje tę iluzję, na jaką czekamy. Zwłaszcza relacja Riggsa z Murtaughem, która bawi i chce się ją oglądać więcej. A do tego przecież mamy dość emocjonujące sceny związane z Trish, w których twórcy budują dobrą atmosferę zagrożenia i niepewności. To działa. To wszystko kieruje do cliffhangera, czyli zakończenia odcinka w kulminacyjnym emocjonalnym momencie. Dobre, zaskakujące i wywołujące duże emocje. Jednocześnie zatrważające, bo to sprawia wrażenie dowodu na to, że cały wątek jest pokłosiem zakulisowych problemów. Po pierwsze - brat Riggsa uciekł z plaży i tyle go widziano, więc czemu miałby bezlitośnie zabijać Martina? Nie widział, czy zabił ich ojca i co się stało. Poza tym tłumaczono nam, że nowy Riggs nie jest bezwzględnym przestępcą, co też kłóci się z całym wydźwiękiem sceny i tym, jak bezceremonialnie strzela do Martina. Na poziomie detali to nie zgrywa się z tym, co było do tej pory w tym sezonie. I nie do końca mi się to podoba. Nie przekonuje mnie takie rozwiązanie. Finał 2. sezonu serialu Lethal Weapon siłą rzeczy oglądamy przez pryzmat afery. Chociaż ten odcinek ogląda się dobrze, trudno nie dostrzec pewnych niedopracowań, uproszczeń i mało sensownych rozwiązań niewynikających z poprzednich odcinków. Zbyt wiele w tym odcinku zabiegów fabularnych, które są banalnymi i wymuszonymi próbami przygotowania sobie gruntu pod zmiany. Takim sposobem pozostają mieszane odczucia. Nawet jeśli rozrywka jest satysfakcjonująca.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj