Lethal Weapon nie uniknie teraz odwołań do głośnej afery za kulisami. Jeśli ktoś śledził ją na bieżąco, będzie patrzeć na nowy odcinek przez pryzmat tego, co się wydarzyło. Trudno totalnie odciąć się od tego, bo siłą rzeczy będziemy porównywać styl pierwszego odcinka trzeciego sezonu do tego, co oglądaliśmy w poprzednich. Tak samo, jak będziemy uważniej patrzeć na postać Wesleya Cole'a, który od teraz jest nowym bohaterem, zastępującym Martina Riggsa. W serialu pada w tym aspekcie jedno ważne zdanie wypowiadane przez Cole'a: on nie jest tu po to, by zastąpić Riggsa, ale da z siebie wszystko. Może warto tak na to spojrzeć, bo postać mimo wszystko sprawdza się dobrze. Seann William Scott buduje postać niejednoznaczną pomimo tego, że na pierwszy rzut oka wydaje się schematem żołnierza po przejściach. To właśnie aktor nadaje mu intrygującej dziwności, która nie wydaje się kopią Riggsa, a zarazem wpisuje się w pewien szaleńczy trend, który jest potrzebny dla zrównoważenia Murtaugha. Na razie wypada to nieźle i z potencjałem. Zwłaszcza że relacja Rogera z Wesleyem jest kompletnie inna. Patrząc z perspektywy porównawczej udało się tutaj twórcom zbudować coś, co nie wydaje się kopią tego, co działało przez lata. Akcenty są inaczej rozłożone, bo Cole podchodzi do życia zupełnie inaczej. Żołnierz z problemami na pierwszym planie, kochający ojciec na drugim. Mamy więc kogoś, kto zgrywa się z Murtaughem na innym poziomie i to właśnie jest plus tego odcinka, bo pokazuje, że nie jest tak źle, jak można było oczekiwać. Czuć, że w tej relacji drzemie potencjał na coś nowego i równie wartego uwagi. Głupie natomiast jest początkowe zbudowanie psychicznego problemu Cole'a podczas akcji w Syrii. Pokazanie zachowania lokalnego dzieciaka w tak absurdalny sposób wydaje się wymuszone i kompletnie nie przekonujące. Trudno więc uwierzyć we wpływ na Cole'a. Pożegnanie Riggsa jest obecne w serialu i nikt kompletnie się nie odcina od przeszłości. Problem polega tutaj na tym, że kwestia została rozwiązana zbyt szybko. Raz, dwa i przeskok w czasie o pół roku. Przez podjęte świadome decyzja nie czuć emocjonalnego wpływu odejścia kluczowej postaci z serialu. Tak jakby zabrakło w tym pomysłu, bo pokazanie jak Roger nie radzi sobie ze śmiercią przyjaciela, jest (delikatnie mówiąc), mało przekonujące. Nie chodzi mi o fakt zakulisowej wojny, bo to nie ma wpływu na to, o czym chcę powiedzieć. Kwestia tyczy się tego, że przedstawione wydarzenia nie mają w sobie emocji. Nie mogę uwierzyć w ból i cierpienie Rogera, bo wszystko jest jakieś takie wykalkulowane, że tak to powinno wyglądać, a brak w tym serca. A do tego twórcy podeszli do tematu niechlujnie. W finale 2. sezonu Roger miał lekki zarost, a tutaj na początku odcinka w scenach w szpitalu, gdzie zawieźli Riggsa, bohater ma bujniejszą brodę. Taki detal, a razi. Fabularnie jest zaledwie przeciętnie. Wymyślona obsesja Rogera ma jakąś dozę wiarygodności. Kiepsko jest w momencie, gdy Roger idzie krok dalej i odkrywa gang Czeczenów, który doprowadza do spotkania z Wesleyem. To właśnie w tym miejscu dostajemy historię nudną, mało pomysłową i po prostu nieciekawą. Wymuszony pretekst, który ma zbudować nowy status quo. Szkoda tylko, że jakościowo stoi obok najsłabszych odcinków tego serialu. W tym miejscu twórcom po prostu zabrakło kreatywności, by wymyślić interesującą historię, która zaangażuje nas bez reszty.
Lethal Weapon w większości w 3. sezonie utrzymuje swoją jakość, za jaką ten serial jest lubiany. Brak Riggsa jest odczuwalny, bo choć przedstawienie Cole'a działa dobrze i postać wzbudza sympatię, na razie zbyt wiele rzeczy pokazano po macoszemu bez odpowiedniego ładunku emocjonalnego. Pożegnanie tak ważnej dla serii postaci jak Riggsa powinno mieć większe znaczenie, a tak można odnieść wrażenie, że zrobiono to na szybko i bez większego szacunku.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj