Fabuła tej 13-minutowej etiudy nie jest zbytnio skomplikowana. Rodzina wyrusza na wycieczkę kamperem, by podczas wakacji uporać się z własnymi problemami. Mariusz (Piotr Cyrwus) próbuje przywrócić płomień miłości w swoim związku, choć żona (Iwona Wszołkówna) wybitnie nie ma na to ochoty. Miejscówka o chwytliwej nazwie Zacisze, która tak zachęcająco wyglądała na starej pocztówce, okazuje się opustoszałą ruderą z porzuconymi starymi namiotami, zapleśniałymi przyczepami i chmarami latających owadów. Nic przyjemnego. Gdy ojciec próbuje rozbić obóz, znudzeni synowie w poszukiwaniu zabawy zapuszczają się do lasu i znikają bez śladu. W tym samym momencie starająca się opanować nerwy kobieta natrafia w jeziorze na odciętą głowę zaginionej turystki… ‍Zacisze to pierwszy w Polsce slasher. Reżyser Bartosz M. Kowalski, twórca Plac zabaw, zabiera się za realizację gatunku, który w rodzimym kinie nie istnieje. Jego krótki metraż bada grunt i przeciera szlaki dla następnych twórców. Muszę przyznać, że może jego produkcja nie jest tak wykręcona, jak chociażby Ksiądz Wojciecha Smarzowskiego, ale jest o niebo lepsza niż Czerwony punkt Patryka Vegi. Duża w tym zasługa Piotra Cyrwusa, który idealnie odgrywa rolę ciapowatej głowy rodziny, która przyciśnięta do ściany zamienia się w bestię. Do tego dochodzi jeszcze kreacja Iwony Wszołkównej, która ze słowa „ku**a” zrobiła swoją wizytówkę. Aktorka idealnie nadaje się do grania żon gardzących swoimi mężczyznami. Słabo natomiast wypadają dzieci, którym brak autentyczności. Widać, że niektóre sceny są u nich wymuszone i przez to wypadają nienaturalnie. Jak na slasher przystało, jest groteskowo, krew leje się obficie, a całość obrazu wzbudza uczucie taniego. Dzięki temu wszystkiemu klimat jest odpowiedni.Opustoszałe pole kempingowe potrafi  wywołać gęsią skórkę. Trzeba przyznać, że osoby odpowiedzialne za rekwizyty i aranżacje planu stanęły na wysokości zadania. Całość przypomina ośrodek żywcem wyciągnięty ze schyłku lat 90., czyli taki, na jaki jeździło się na wakacje z rodzicami czy na zieloną szkołę. Fani slasherów będą mieli też frajdę z szukania licznych nawiązań do amerykańskich klasyków, które Bartosz M. Kowalski poukrywał na planie. Można wypatrzyć chociażby nawiązania do Friday the 13th Part 2 czy Death Proof Quentina Tarantino. Widać, że młody reżyser lubi bawić się kinem i sprawia mu to przyjemność. Fajnie, że Showmax stawia na młodszych twórców, a nie tylko na duże, sprawdzone nazwiska. Wcale bym się nie obraził, gdyby Kowalski pozostał przy tym gatunku i dla owej platformy nakręcił pełen metraż w podobnym klimacie.
Showmax
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj