Fabularnie Chin i Jerry wyruszają na zlot szkolny z okazji 25-lecia zakończenia nauki. Praktycznie od pierwszej sceny, gdzie Chin i Jerry wychodzą z auta niczym jacyś celebryci, twórcy pokazują, że odcinek w istocie może mieć w sobie coś wyjątkowego. Tym czymś jest morderstwo, do którego dochodzi podczas zjazdu - i nie chodzi o prawdopodobnie pierwszy w telewizji zgon spowodowany nadzianiem się na obcas.
Dla odmiany twórcom Hawaii Five-0 udaje się prowadzić historię w klimacie dobrego kryminału. Śledztwo kieruje uwagę widza na różne tropy i tak naprawdę do końca nie wiadomo, kto faktycznie za tym wszystkim stoi. Dzięki temu odcinek nabiera rumieńców, bo ogląda się go z niesłabnącą przyjemności, a o nudzie nie ma mowy. Pojawia się lekkość charakterystyczna dla Hawaii Five-0, która dodatkowo jest wzmocniona dobrze wyważonym humorem. Ważne jest też to, że każdy z bohaterów ma tutaj do odegrania swoją rolę, dzięki czemu nikt, nawet Catherine, nie jest tak do końca pomijany.
[video-browser playlist="634764" suggest=""]
Wiemy, że Jorge Garcia od kolejnego sezonu będzie w stałej obsadzie serialu, ale na razie nie widać pomysłu na jego postać. Jerry po prostu jest, wzbudza sympatię i nie ma nic ciekawego do roboty. Jego rola w tym odcinku jest za bardzo marginalna. Hawaii Five-0 musi wyraźnie nakreślić jeszcze bieżącym sezonie, co takiego Jerry ma robić w tym serialu, bo poza samym faktem, że czasami będzie rozśmieszać, na razie wiemy zbyt mało.
W końcu powraca główny wątek sezonu z matką Steve'a i CIA. McGarrett jest nieustępliwy w dążeniu do prawdy i można przewidywać, że to może się źle zakończyć. W końcu przeciwnikiem jest bardzo rozbudowana i zabójcza agencja, więc co sam Steve zrobi w pojedynkę? Na razie ogólnie zaostrzono cały konflikt i jednocześnie obiecano, że wątek dostarczy więcej wrażeń.
Hawaii Five-0 odcinkiem wybranym przez fanów oferuje kawał dobrej rozrywki, ponieważ można odczuć tutaj to, czego brakowało w wielu innych epizodach czwartego sezonu.