Jest rok 1990 - początek wolnej Polski i zmian polityczno-gospodarczych. Choć kraj upojony jest zwycięstwem Solidarności i wizją nowej, lepszej ojczyzny, to kulturowo i społecznie wciąż tkwi w komunistycznej rzeczywistości. Z panią w okienku można wciąż załatwić wiele w zamian na dobrą czekoladę, a dżinsy z Pewexu świadczą o podwyższonym statusie. Następuje powolne i stopniowe otwieranie granic, więc można już myśleć o tym, by zabrać rodzinę na narty w ramach zimowego wypoczynku. W powietrzu unosi się zapach zmian. Bohaterkami filmu Wasilewskiego są cztery kobiety, których losy przeplatają się w mniej lub bardziej bezpośredni sposób. Łączy je jedno: wszystkie zmagają się z duszącą samotnością, która sprawia, że znajdują się na skraju depresji. Agata jest nieszczęśliwa w małżeństwie, a swoje uczucia przenosi na kogoś, o kim nawet nie powinna myśleć. Iza od lat jest jedynie kochanką, zawsze na drugim miejscu. Marzena nie widziała swojego męża od zbyt długiego czasu, łączą ją z nim jedynie przesyłane regularnie dolary. Renata z kolei zmaga się z nieodwzajemnionym uczuciem, które nie ma szans na powodzenie. No url W Zjednoczonych stanach miłości przygnębienie i smutek są tak wielkie, że podczas seansu ma się wrażenie, iż ze świata uleciała wszelka radość. Zupełnie jakby opanowali go dementorzy z uniwersum Harry’ego Pottera. Wszystko jest szare, bure, brudne. Ponure. Zdjęcia pozbawione są kolorytu i barw, co dodatkowo potęguje efekt rozpaczy. Przytłoczenie jest tak wielkie, że po wyjściu z kina czuje się jedynie przemożne zimno. I potrzebę, by kogoś mocno przytulić. Dotknąć. Poczuć bliskość drugiego człowieka. Tego właśnie potrzebują bohaterki filmu, a w żaden sposób nie mogą spełnić swojego pragnienia. Utknęły w sytuacjach i życiach, których nienawidzą, a ich emocje świetnie oddają znakomite polskie aktorki. Julia Kijowska, Magdalena Cielecka, Marta Nieradkiewicz i przede wszystkim najlepsza z nich, Dorota Kolak, stanęły na wysokości zadania. Można poczuć dumę z tego, że mamy w naszym kraju tak utalentowane artystki. Gesty, mimika, postawa ciała, którą prezentują – to wszystko napakowane jest tak ogromnym ładunkiem emocjonalnym, że aż ściska w środku. Trudno się ogląda Zjednoczone stany miłości, bo to film bardzo bolesny i niełatwy w odbiorze. Stonowany, z chłodną narracją, bardzo wyważony. Wasilewski niczego nie ułatwia, nie próbuje nawet ocieplić atmosfery. Od początku do końca wierny jest stylowi, który przypomina momentami mistrza surowego kina, Michaela Haneke. Jego konsekwencja sprawia, że dostajemy w pełni przemyślany film, pozbawiony niepotrzebnych scen czy dialogów. Wszystko jest na swoim miejscu i wszystko uwiera jak trzeba. Wasilewski może w polskim kinie jeszcze porządnie namieszać. Trzymamy kciuki.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj