Pieniądze, zwłaszcza te duże, bardzo często deprawują ludzi, których byśmy o pazerność nawet nie podejrzewali. Weźmy na przykład szanowanego przez społeczeństwo i kochanego przez uczniów kuratora oświaty w szkole Roslyn High na Long Island, Franka Tassone’a (Hugh Jackman). Placówka pnie się w rankingach stanowych, a co za tym idzie, ceny posiadłości w mieście Roslyn zyskują na wartości. Rodzicie chcą przecież, by ich dzieci chodziły do najlepszych szkół, a mieszkańcy mają pierwszeństwo w czasie naboru. Wyższa pozycja w rankingu to także większe dotacje dla szkoły, która przecież musi inwestować. Lokalna społeczność na tym wszystkim zyskuje. Ludzie się bogacą. Ale czy wszyscy? Czy właśnie nauczyciele lub kurator oświaty coś z tego tortu mają? Okazuje się, że nic. Obserwowanie, jak inni zaczynają opływać w luksusy, tylko nie ci, którzy do tego się przyczynili, sprzyja deprawacji. I tak dochodzi do sprzeniewierzania środków publicznych, na które nikt nie zwraca uwagi. Przynajmniej do czasu. Ta historia wydarzyła się naprawdę i wciąż jest nazywana największym w historii skandalem dotyczącym defraudacji pieniędzy w szkole publicznej. I to nie jakiejś małej sumy, bo mówimy o przeszło 11 milionach dolarów. Reżyser Cory Finley wraz ze scenarzystą Mikiem Makowskym postanowili w oparciu o tę historię obnażyć luki w amerykańskim systemie oświaty, który jak się okazało, był pozbawiony jakiegokolwiek nadzoru. Fundusze płynęły, uczniowie uzyskiwali dobre wyniki, absolwenci dostawali się do lepszych uczelni i odnosili sukcesy, więc nikt nie brał pod lupę wydatków szkolnych. Wszyscy wierzyli Tassoniemu i jego prawej ręce Pam Gluckin (Allison Janney), że wszystko jest dobrze. Oszustwo wyszło na jaw przez niefrasobliwość syna Pam, a także dzięki dociekliwej reporterce ze szkolnej gazetki. Tak, uczniowie sami nagłośnili wykrytą defraudację i opisali ją w gazetce, która jakimś dziwnym trafem wpadła w ręce dziennikarza z New York Timesa, a potem o aferze w tym niewielkim miasteczku dowiedziały się całe Stany. Oglądając Złą Edukację, aż trudno uwierzyć, że to wszystko działo się naprawdę. Mechanizm, jaki został tu zastosowany, jest banalny i biorąc sprawę na zdrowy rozsądek, wszyscy powinni się momentalnie zorientować, że coś jest nie tak. Ale tak się nie stało. Nikt nie zadawał pytań, skąd kurator bierze pieniądze na drogie garnitury, zabiegi kosmetyczne czy loty klasą biznesową. Dopóki szkoła dobrze wypada w rankingach, nikt nie brał pod lupę ludzi zarządzających placówką. Duża w tym wina samych mieszkańców, którzy wychodzili z założenia, że w takiej małej miejscowości nic dziwnego nie ma prawa się wydarzyć. No bo ktoś by przecież zauważył. Rzeczywistość okazała się inna.
foto. HBO
Mike Makowsky napisał bardzo dobry scenariusz, w którym dokładnie wytłumaczył cały mechanizm. Do tego dodał odrobinę humoru, co uczyniło całą produkcję lekką i przystępną dla widzów, którzy nie znają się na finansach, a wypełnienie jakiegokolwiek formularza w urzędzie wywołuje u nich migrenę. Ale nie ma się co dziwić, skoro scenarzysta pochodzi z Roslyn i doskonale zna temat. Żył nim, dorastając, choć pewnie nie rozumiał jeszcze wtedy wszystkich niuansów. Mike wniknął w psychikę bohaterów, starając się poznać ich motywacje, by nieco usprawiedliwić ich zachowanie. Pokazał, że w Stanach, tak jak w Polsce, nauczyciele są na samym końcu listy płac i nikt się nimi nie przejmuje. W odczuciu społecznym mają bez grymaszenia edukować młodzież, tak by dostała się do jak najlepszych uczelni. To, co dzieje się z nimi samymi, jest już nieistotne. Zła edukacja to popis świetnego aktorstwa, poczynając od Raya Romano, który mam wrażenie ostatnio poczuł głód gry w poważniejszych produkcjach, bo coraz częściej widujemy go w fabułach. Poprzednio była to świetna kreacja adwokata w Irlandczyku, Martina Scorsese. Teraz jako członek rady szkolnej pokazuje, że potrafi się doskonale odnaleźć nie tylko w repertuarze komediowym. Allison Janney znakomicie dopełnia duet z Huge Jackmanem, dla którego rola Franka Tassone jest jedną z lepszych, jakie dostarczył w ostatnich latach. Choć podczas seansu nie opuszczało mnie uczucie, że została ona napisana z myślą o Kevinie Spaceyu, który z wiadomych względów nie jest teraz brany pod uwagę w większości projektów. Kolejny raz cieszę się, że jakaś produkcja ominęła kina i trafiła na mały ekran, w tym wypadku HBO. Obawiam się bowiem, że na dużym ekranie zostałaby niezauważona, a tak w czasie kwarantanny wiele osób może się na nią skusić, choćby z nadmiaru wolnego czasu i ciekawości.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj