Jedekiah i Założyciel to wielcy manipulatorzy, którzy prowadzą niebezpieczną grę. W tym wątku twórcy The Tomorrow People po raz pierwszy naprawdę zaskakują, budując solidną intrygę. Poznajemy przeszłość całej trójki założycieli Ultra, ich motywy i cele oraz rzekome przyczyny rozłamu. Wszystko nabiera zupełnie innego wyrazu, a niektóre serialowe banały nagle zaczynają mieć sens (motyw podwójnego agenta Stephena). Najlepsze jednak jest to, że gdy dochodzi do konfrontacji z Założycielem, wszystko wygląda zupełnie inaczej, niż przedstawiał to Jed. Do końca 18. odcinka tak naprawdę nie wiadomo, który z nich mówi prawdę i który z nich faktycznie jest tym złym. Choć nadal obstawiam Założyciela, umiejętnie budowana intryga sprawia, że serial staje się ciekawy i ogląda się go z o wiele większą przyjemnością, zwłaszcza że główni gracze, Jed i Założyciel, są grani przez charyzmatycznych aktorów, którzy potrafią przekonać do swoich intencji, jednocześnie oczerniając drugą stronę.
Jako że jest to serial stacji The CW, nie może zabraknąć wątków miłosnych i obyczajowych. Przeciętnie wygląda stworzony przez Jeda konflikt Stephena z jego bratem oraz cała historia z siostrą Cary. Natomiast o wiele lepiej prezentuje się związek Stephena z Hillary (graną przez Alexę Vegę). W odróżnieniu od wyciągniętej z kapelusza miłości Stephena do Cary tutaj jakieś uczucie budowane jest stopniowo i przekonuje, zwłaszcza że Hillary jest bohaterką o wiele ciekawszą i wyrazistszą, więc wiarygodność mimowolnie wzrasta. Do tego ma o wiele lepszą chemię z młodym Amellem, więc ich wspólne sceny potrafią przekonać, a nawet rozbawić (wspólny drink w barze). Motyw trójkąta miłosnego cały czas jest w tle, a jego powrót nie zachwyca. Cara kocha Johna, ale jest zazdrosna o Stephena, choć powodów do tego nie ma. Nie powinna mieć żadnego emocjonalnego związku ze Stephenem.
[video-browser playlist="634480" suggest=""]
Zmiana koncepcji Ultra może być wielką manipulacją Założyciela, aby przekonać Stephena do wykorzystania tajemniczej maszyny. Wszystko wskazuje na to, że to właśnie ona i jej cel jest przewodnim wątkiem tego sezonu, gdyż z tego powodu Roger uciekł w niebyt. Dzięki niej czuć w końcu, że jest to serial z jakimś pomysłem oraz określonym celem, do którego zmierza. Powoli przestaje panować wrażenie, że liczy się tylko obyczajowa opowiastka o dzieciach bawiących się w kanałach, ponieważ stawka zaczyna rosnąć, a wydarzenia w końcu mają jakieś znaczenie. Z uwagi na przerażoną minę Rogera, gdy słyszy o maszynie, można wywnioskować, że nie jest to nic dobrego.
Oba odcinki pozytywnie zaskakują, dostarczając solidnej rozrywki na niezłym poziomie. W końcu The Tomorrow People pokazuje, że ma w sobie potencjał na coś o wiele lepszego, niż od początku próbowano widzom sprzedawać. Po raz pierwszy po zakończeniu odcinka pojawia się szczera ochota obejrzenia kolejnego.