Anna Brzezińska dała się poznać polskiej publiczności czytelniczej jako autorka poczytnych powieści fantasy i książek historycznych. Przyznam, że po Wodzie na sicie i Córkach Wawelu spodziewałam się kolejnej beletrystycznej pozycji. Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że z typową powieścią nie ma to nic wspólnego. Znacznie odpowiedniejszym słowem byłaby "opowieść". Pisarka bowiem snuje opowieść o początkach renesansu w Europie. Książka ma pokaźną objętość, ale nie ma nic wspólnego z podręcznikami akademickimi. Przez Zmierzch świata rycerzy po prostu się płynie. Brzezińska pisze o końcu średniowiecza (to ci tytułowi rycerze) i początkach renesansu. Oczywiście zachowuje swój znak rozpoznawczy i sporo miejsca poświęca kobietom. Na kartach powieści przeczytamy o dziejach tak fascynujących niewiast jak chociażby Lukrecja Borgia, z którą historiografia obeszła się dość ostro, być może dlatego, że historia w większości jest pisana nie tyle przez zwycięzców, co przez mężczyzn. Książka zaczyna się opisem pobojowiska po bitwie pod Nancy. Na arenę wydarzeń wkracza potem Małgorzata York i jej córka Maria. Obserwujemy, jak obie kobiety wszelkimi dostępnymi środkami próbują sobie wywalczyć miejsce w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Następnie przenosimy się do Włoch pod panowaniem co najmniej kontrowersyjnej rodziny Borgiów. A potem wędrujemy do Ferrary, gdzie renesans rozwijał się za sprawą rodziny d`Este.
Źródło: Wyd. Literackie
Brzezińska na każdym kroku pokazuje czytelnikowi, że historia to przede wszystkim opowieść o ludziach. Stara się zapewnić czytelnikowi jak najszersze spojrzenie na opisywane czasy. Oczywiście renesans prężnie rozwijał się za sprawą bardziej lub mniej bogatych włoskich rodów, ale pisarka prowadzi nas także pod strzechy ubogich chat czy gospód dla lokalnego marginesu.
W całej książce nie brakuje mężczyzn, ale pisarka nie podważa ich roli w kształtowaniu świata, nawet nie szczególnie mocno ocenia. Stara się po prostu pokazać ich działania oczami kobiet. Zmierzch świata rycerzy nie jest czarno-biały. Autorka nie daje nam narzędzia do oceny czasów czy postaci historycznych przewijających się na kartach książki. Daje nam coś dużo cenniejszego – narządzie do zrozumienia. A to, moim zdaniem, jest dużo cenniejsze. Poza niewątpliwymi walorami naukowymi i historycznymi książka jest przede wszystkim pięknie napisana. Przez nią się płynie. I nie czuje się ani objętości, ani ciężaru wiedzy. Nie trzeba być historykiem, aby w tej treści zasmakować. Mogę sobie życzyć tylko kolejnych tego rodzaju książek spod pióra Anny Brzezińskiej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj