Zoey’s Extraordinary Playlist wychodzi od ciekawego konceptu, w którym główna bohaterka zyskuje moc słuchania cudzych myśli, ujawniających się jej poprzez śpiew i muzykę. Całość na papierze zyskuje jeszcze bardziej, kiedy okazuje się, że tytułowa Zoey jest bardzo poukładaną osobą, ceniącą sobie w życiu ład i porządek. Wyobraźcie sobie zatem sytuację, w której codzienność takiej osoby zmienia się nie do poznania, a z ulicy ciągle słuchać będzie dobrze znaną muzykę. Pilot rzeczywiście intryguje tym pomysłem, bo taka forma, wykorzystująca musicalowe wstawki, pozwala na opowiadanie drobnych dramatów bohaterów w bardzo ciekawy sposób. Co prawda działa to dopiero w jednej z ostatnich scen z ojcem bohaterki, ale właśnie wtedy można też zobaczyć pełnię potencjału tego typu zabiegów.  Zoey’s Extraordinary Playlist stara się czerpać z musicalowej konwencji i proponować ciekawe choreografie, choć tutaj też nie każdy otwór otrzymuje należytą otoczkę. Zapewne nie taki był cel, aby każdy taki moment stawał w szranki z klasykami gatunku, ale niekiedy można było pokusić się o bardziej urozmaiconą choreografię, a czasami potraktować coś o wiele subtelniej. W ogólnym rozrachunku planowanie scen zależne jest od utworu i gatunku muzycznego, zatem można pokusić się o stwierdzenie, że przyzwoicie poradzono sobie rozkładaniem akcentów. Serialowi można zarzucić też, że prezentuje dużo znanych i osłuchanych już utworów, ale być może taki był pomysł na pierwszy odcinek, aby przyciągnąć widzów tym, co dobrze znają i lubią. Tym bardziej ciekawi, jak poradzą sobie twórcy dalej. Pomijając rozpoznawalność utworów, zastanawiający jest sposób konstruowania scen i scenariusza. Tym razem większość scen była osadzona w problemach ludzi z otoczenia Zoey, rzadko muzyka służyła jedynie rozluźnianiu atmosfery. Kłopotliwy jest jednak motyw z mocami bohaterki, bo trudno określić, kiedy akurat one działają. Zazwyczaj pojawiają się w momencie silnych emocji śpiewających (myślących) postaci, choć na razie nie zostało to dopowiedziane lub zwyczajnie odkryte przez bohaterkę. Jane Levy w roli głównej nie prezentuje nic ponad swój poziom, ale też niespecjalnie musi. To wciąż przyzwoita gra, bo potrafi być jednocześnie sympatyczną bohaterką i świetnie oddać sceny wymagające nieco więcej łez. Bardzo dobrze prezentują się też wykonania Skylara Stina lub Alexa Newella, rzeczywiście zdarza się podczas seansu poruszać nogą w rytm muzyki. Dodatkowo w większości przypadków działa prezentowanie na ekranie wątków dramatycznych, choć też nie zawsze trafiono z doborem utworu lub momentem prezentowania musicalowych sekwencji. Widzimy inspiracje takimi serialami jak Crazy Ex-Girlfriend, ale przynajmniej na razie nie ma tutaj zbyt wiele momentów, które sprawiałyby, że produkcja stałaby się czymś więcej, niż tylko ciekawym konceptem na papierze. Są interesujące wątki i dobrze wpleciona muzyka w formie myśli bohaterów, ale na razie chyba potrzeba kolejnych odcinków, wtedy będzie można sprawdzić, jak taka forma radzi sobie bez efektu świeżości. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj