Najnowszy serial HBO to kreskówka o zwierzątkach. Tylko nie pokazujcie jej dzieciom.
W tej produkcji znaczek HBO jest znacznie ważniejszy od pierwszego wrażenia, jakie macie po usłyszeniu hasła „serial animowany o zwierzątkach”. Zresztą wystarczy na nie spojrzeć. Wystarczy zorientować się, że tym razem (w pierwszym odcinku) głównymi bohaterami są szczury. Nowojorskie szczury, czyli nie byle jakie. To na nich koncentruje się nasza uwaga w pilocie i one ustawiają klimat oraz rytm całej opowieści. Historii ze zwierzętami z Nowego Jorku mieliśmy już mnóstwo - od
Madagascar po
Stuart Little - tym razem jednak należy dzieci trzymać daleko od telewizorów, bo to mroczne, dorosłe, subtelnie dowcipne (ale zdecydowanie nie w miejscach, które bawią dzieci) opowieści o niełatwym życiu nowojorskich zwierząt.
Już pierwsza scena, w której dwa szczury oglądają z iście „zoologiczną” ciekawością parę ludzi uprawiającą seks, pokazuje nam, czego tu oczekiwać. Potem następuje szczurza imprezka, szczurze życie codzienne, od rozmów o viagrze przez domowy poród po śmierć – dzieje się dużo, choć nieśpiesznie. Co jakiś czas historia oddala się od szczurów i pokazuje nam inne zwierzęta: wielkie (konie) i małe (wszy). Wszystkie mają swoje życia, swoje problemy, swoje słabości – bardzo przypominające nasze. I na tym właśnie opiera się pomysł na ten serial. Stworzyła go para animatorów Mike Luciano i Phil Matarese, którzy są również głównymi głosami w tej opowieści. Ta fabuła promowana jest jako produkcja braci Duplassów (którzy od zeszłego sezonu tworzą dla HBO świetny autorski serial
Togetherness) i pewnie to właśnie dzięki nim możemy oglądać
Animals na antenie. Znając ich dorobek, łatwo się domyślić, że to serial oparty przede wszystkim na dialogach, na skojarzeniach, na humorze obyczajowym. Nie spodziewajcie się tu wybitnej animacji, zresztą to przecież cały wielki nurt amerykańskiej telewizyjnej animacji dla starszych widzów. Rysunki często są tu czysto pretekstowe; ważne są rozmowy bohaterów, ich dylematy i rozterki.
No url
Drugi odcinek koncentruje się na gołębiach i jest w tym pewna ciekawa kontynuacja – wszak gołębie często nazywane są szczurami ze skrzydłami. Do tego jest jeszcze pretekstowa fabuła łącząca kolejne odcinki - opowieść o ludziach (seks, który widzieliśmy na początku pierwszego odcinka, ma swoje konsekwencje). Ale tym razem szybko przechodzimy do gołębi. Jednemu z nich ląduje w gnieździe golfowa piłeczka, a on ją bierze za świeżo zniesione jajko; drugi ma faktycznie problemy z rodziną i... muskułami. A dalej mamy – podobnie jak za pierwszym razem – dziesiątki rozmów, w których nasze problemy czy życiowe wątpliwości zostały przeniesione na postacie nowojorskich lataczy.
To nie jest serial dla każdego. W pośpiechu współczesnego świata to serial dla tych, którzy mają czas, lubią posłuchać sobie fajnych, mocno wyluzowanych rozmów, pobawić się wspólnie z twórcami w dziwne gry skojarzeń. Czy takich widzów jest wielu? Wątpię. Czy ja nim jestem? Wciąż po dwóch odcinkach nie podjąłem decyzji. Wszak dookoła jest tyle innych, świetnych seriali.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h