Na koniec miesiąca wydawnictwo HarperCollins Polska zapowiedziało premierę dwóch nowych tomów młodzieżowego cyklu pt. Seria Niefortunnych Zdarzeń. Będą to Akademia antypatii i Winda widmo - piąta i szósta odsłona serii Lemony'ego SnicketaSeria Niefortunnych Zdarzeń to jeden z bardziej rozpoznawalnych cykli dla młodzieży - także dzięki serialowej ekranizacji, którą można oglądać na platformie Netflix. Cykl o najbardziej pechowym rodzeństwie świata liczy trzynaście tomów. Seria Niefortunnych Zdarzeń została przetłumaczona na 41 języków i sprzedała się w zawrotnej liczbie ponad 65 milionów egzemplarzy na całym świecie. Akademia Antypatii ukaże się nakładem wydawnictwa Harper Collins Polska już 31 maja. Zapraszamy do lektury fragmentu powieści Akademia Antypatii w przekładzie Jolanty Kozak.

Akademia Antypatii - opis książki

Wioletka, Klaus i Słoneczko to urocze i inteligentne rodzeństwo, ale ich życie od pewnego czasu jest istnym pasmem nieszczęść. Myślicie, że sieroty w końcu znajdą spokojną przystań? Po dramatycznym pobycie w Tartaku Szczęsna Woń, w którym musieli ciężko pracować, Klaus, Wioletka i Słoneczko Baudelaire trafiają do Szkoły Powszechnej imienia Prufrocka. Mogłoby się wydawać, że renomowana placówka z internatem to miejsce wprost stworzone dla błyskotliwych i chłonnych wiedzy dzieci. Niestety luksusowy internat okazuje się blaszaną budą, dyrektor szkoły to osobnik wyjątkowo złośliwy, a nauczyciele są okropni. Kiedy zaś na trop rodzeństwa wpada niegodziwy Hrabia Olaf, sytuacja robi się po prostu beznadziejna… Książki Lemony Snicketa mają w sobie to coś, co chwyta za serce i sprawia, że „Seria niefortunnych zdarzeń” zyskała miliony wielbicieli na całym świecie, a także została zekranizowana.

Akademia Antypatii - fragment powieści

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Gdybyście mieli przyznać złoty medal najmniej sympatycznej osobie na świecie, musielibyście przyznać go Karmelicie Plujko, a nawet jeśli nie, to Karmelita Plujko zalicza się do osób, które i tak wyrwałyby wam medal z rąk. Karmelita Plujko była niekulturalna, nieokrzesana i niechlujna. Doprawdy, przykro mi, że muszę ją wam opisywać, gdyż i bez wzmianki o tak odrażającej postaci historia nasza pełna jest opisów przykrych i przerażających. Na szczęście to sieroty Baudelaire, a nie Karmelita Plujko, są bohaterami niniejszej opowieści, a gdybyście chcieli przyznać złoty medal Wioletce, Klausowi i Słoneczku, to ten medal należałby im się za przetrwanie mimo przeciwności losu. Przeciwności losu to, inaczej mówiąc, kłopoty. Niewiele osób na tym świecie zaznało losu równie kłopotliwego jak ten, który prześladuje naszych młodych bohaterów, gdziekolwiek się skierują. Kłopoty Baudelaire’ów rozpoczęły się w dniu, w którym, bawiąc się na plaży, otrzymali znienacka wiadomość, że ich rodzice zginęli w strasznym pożarze, a oni sami mają odtąd zamieszkać z dalekim krewnym nazwiskiem Hrabia Olaf. Gdybyście mieli przyznać za cokolwiek złoty medal Hrabiemu Olafowi, musielibyście go bardzo 
dobrze zamknąć (medal, nie Olafa) aż do chwili rozpoczęcia uroczystej ceremonii, gdyż Hrabia Olaf jest osobnikiem tak chciwym i podłym, że na pewno spróbowałby wcześniej ukraść odznaczenie. Sieroty Baudelaire nie miały złotego medalu, lecz posiadały wielki spadek po swoich rodzicach – i na ten spadek właśnie dybał ustawicznie Hrabia Olaf. Trójka Baudelaire’ów ledwo-ledwo przeżyła pobyt w domu Hrabiego Olafa, a odkąd się stamtąd wyrwała, Olaf tropił ich wszędzie, zwykle w asyście jednego lub więcej groźnych i obrzydliwych wspólników. Bez względu na to, kto akurat opiekował się Baudelaire’ami, Hrabia Olaf stawał się cieniem opiekuna i dokonywał podłości, których nie potrafię tu nawet wyliczyć. Wspomnę tylko: porwanie, morderstwo, telefony z pogróżkami, przebieranie się za różne osoby, trucie, hipnotyzowanie oraz przyrządzanie odrażających posiłków – a to tylko część szykan, które z jego strony musiały znosić 
sieroty Baudelaire. Co gorsza, Hrabia Olaf miał przykry zwyczaj wymykania się z rąk sprawiedliwości, więc za każdym razem wiadomo było na pewno, że znów się pojawi. Bardzo mi przykro, że tak się właśnie dzieje, ale nic na to nie poradzę – taka już jest ta historia. Uprzedzam was, że taka to jest historia, gdyż za chwilę poznacie niekulturalną, nieokrzesaną i niechlujną Karmelitę Plujko, więc jeżeli czytanie o tej postaci napawa was wstrętem, to najlepiej zaraz odłóżcie tę książkę i poczytajcie sobie coś innego, bo od tej chwili będzie już tylko gorzej i gorzej. Niebawem Wioletka, Klaus i Słoneczko Baudelaire natkną się na tak straszliwe przeciwności losu, że zepchnięcie ich z drogi przez Karmelitę Plujko wyda nam się nie gorsze niż zjedzenie porcji lodów.
Źródło: HarperCollins Polska
– Zjeżdżać mi z drogi, zakalce! – warknęła niekulturalna, nieokrzesana, niechlujna dziewczynka i pognała dalej, spychając na bok sieroty Baudelaire. Wioletkę, Klausa i Słoneczko tak zamurowało, że nie odezwali się na to ani słowem. Stali jak wryci na ceglanym chodniku, zapewne bardzo starym, bo ze szpar między cegłami wyrastał gęsty, ciemny mech. Po obu stronach chodnika rozciągał się ogromny, zrudziały trawnik, który wyglądał, jakby go nigdy nie podlewano, a po trawniku biegały we wszystkie strony setki dzieci. Co chwila któreś upadało, ale natychmiast zrywało się na równe nogi i biegło dalej. Wyglądało to męcząco i bezsensownie – a jednego i drugiego za wszelką cenę należy unikać – ale sieroty Baudelaire ledwo spojrzały na biegające dzieci, gdyż wpatrywały się uparcie w omszałe cegły pod stopami. Nieśmiałość to osobliwa rzecz, bo tak jak ruchome piaski potrafi zaskoczyć człowieka ni stąd, ni zowąd i (także jak ruchome piaski) zazwyczaj każe swoim ofiarom patrzeć w dół. Miał to być pierwszy dzień Baudelaire’ów w Szkole Powszechnej imienia Prufrocka, w związku z czym wszyscy troje doszli do wniosku, że wolą patrzeć na mech między cegłami niż na cokolwiek innego. – Coś wam upadło? – zainteresował się pan Poe, pokasłując w białą chusteczkę. Jednym z obiektów, na które Baudelaire’owie za nic w świecie nie mieli chęci teraz patrzeć, był pan Poe, drepczący tuż za nimi. Pan Poe był bankierem, któremu po strasznym pożarze powierzono troskę o sprawy Baudelaire’ów – bardzo niesłusznie, jak się wkrótce okazało. Pan Poe miał dobre chęci, ale nawet słoik musztardy, który też ma zapewne dobre chęci, wywiązałby się lepiej z obowiązku opieki nad dziećmi. Wioletka, Klaus i Słoneczko przekonali się już dawno, że jedyną rzeczą, na którą mogą liczyć ze strony pana Poe, jest jego ustawiczny kaszel. – Nie – odparła Wioletka. – Nic nam nie upadło. Wioletka była najstarszą z trójki Baudelaire’ów i na ogół nie zaliczała się do nieśmiałych. Lubiła konstruować wynalazki i dlatego można ją było często zastać na rozmyślaniach nad najnowszą konstrukcją. Związywała wówczas włosy wstążką, żeby jej nie wpadały do oczu. Po dokonaniu wynalazku Wioletka lubiła pochwalić się nim przed znajomymi, na których jej talent robił zazwyczaj wielkie wrażenie. W tej chwili, patrząc na omszałe cegły chodnika, zastanawiała się nad możliwością zbudowania maszyny, która zapobiegałaby porastaniu chodników mchem, ale była zanadto zdenerwowana, aby o tym głośno mówić. Martwiła się, co będzie, jeżeli nikt z nauczycieli, uczniów ani kierownictwa szkoły nie zaciekawi się jej wynalazkami.
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj