Pokiwałem głową i przerzuciłem torbę z jednego ramienia na drugie, intensywnie usiłując wymyślić odpowiednio skromną odpowiedź.             – Jest nowy na planecie – wyjaśnił Arjan. – Długo nie wytrzyma.             Jakakolwiek skromność wyparowała ze mnie w jednej chwili i posłałem mu ponure spojrzenie.             Telu się roześmiała. Wtedy statkiem szarpnęło. Dziewczyna natychmiast usiadła prosto i zaczęła sprawdzać odczyty na swojej konsoli. Jej palce zwinnie przemieszczały się po ekranach z informacjami.             – Wygląda na to, że się zbliżamy, zwłaszcza że kapitan prowadzi nas prosto do celu, nie zważając na wszelkie zawirowania grawitacyjne.             Ożywiłem się, kiedy dojrzałem po drugiej stronie pomieszczenia kolejny ciąg schodów.             – Może powinienem się przywitać, zanim dolecimy na miejsce?             – Pewno. – Arjan wzruszył ramionami. – Prosto przed siebie.             Nie byłem pewien, czy próbuje mnie zniechęcić, czy wręcz przeciwnie. Tak czy owak, zanim jeszcze skończył mówić, skierowałem się w stronę schodów.             „Nie teraz” − usłyszeliśmy, kiedy się zbliżyliśmy. Po chwili u szczytu schodów pojawiła się najpierw para ciężkich butów, a potem reszta sylwetki. Mój wzrok powędrował wyżej… i wyżej. Tam powitała mnie blada twarz, podobnie jak cały statek nosząca ślady ciężkich przejść. Pobrużdżoną skórę przecinały dziesiątki blizn, a krzaczaste brwi i krótko przystrzyżone włosy od razu powiedziały mi, że z tą osobą nie ma żartów. W przeciwieństwie do pozostałych członków załogi ten olbrzym nie miał oporów, by mierzyć mnie wzrokiem, jakbym był co najmniej zabójcą przekradającym się do królewskiej sypialni.             – Eton, to Nev, nasz nowy ładowacz – przedstawił mnie Arjan i chociaż stał za mną, po jego głosie wiedziałem, że szeroko się uśmiecha. – Nev, to Eton, nasz specjalista od broni. Robi też za osiłka, kiedy zajdzie taka potrzeba.             – Czołem, miło mi poznać. – Wyciągnąłem do niego rękę. Mile mnie zaskoczył, kiedy podjął podaną mu dłoń, ale po chwili tego pożałowałem, kiedy zaczął zgniatać ją na miazgę w swoim wielkim jak bochen łapsku.             – Poznamy się później. Może. – Pokiwał głową i skrzyżował grube jak konary ramiona na piersi. – Zaraz zaczynamy rajd, więc zasuwajcie na swoje stanowiska. Byłem całkiem pewien, że to nie on wydaje tutaj rozkazy, ale mimo to przykleiłem na twarz przyjazny 16 uśmiech, zamiast pielęgnować moją biedną zmiażdżoną dłoń i wrzeszczeć, że nie mam na to czasu.             – Oczywiście. Zaraz się tym zajmę.             Osiemnaście godzin później definitywnie nie było mi do śmiechu.  
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj