Teraz, zarówno w szeregach partii, jak i w społeczeństwie wzrosły nadzieje, że Gorbaczow, sypiący pomysłami jak z rękawa, zdoła odwrócić ten zabójczy trend. Nadzieje na zbliżenie rosły także na Zachodzie. Reagan, zmęczony informacjami o śmierci kolejnych sowieckich przywódców, szukał kogoś, z kim mógłby prowadzić interesy. Margaret Thatcher, ówczesna premier Wielkiej Brytanii i jego bliska sojuszniczka, powiedziała mu, że Gorbaczow jest takim człowiekiem. Pierwsze spotkanie prezydenta Stanów Zjednoczonych z przywódcą ZSRS, w Genewie w grudniu 1985 roku, przebiegało w napiętej atmosferze, otworzyło jednak drogę do późniejszego, bardziej owocnego dialogu, który był prowadzony nie tylko podczas bezpośrednich spotkań i kanałami dyplomatycznymi, lecz także poprzez publiczne oświadczenia. W styczniu 1986 roku Gorbaczow zaskoczył Reagana, proponując program nuklearnego rozbrojenia. Spodziewano się, że w swoim przemówieniu do uczestników zjazdu partii wezwie amerykańskiego prezydenta do podjęcia kolejnych kroków na tym polu. Gorbaczow, pochłonięty poszukiwaniem rozwiązań dla wielorakich problemów sowieckiego państwa, włożył wiele wysiłku i przemyśleń w przygotowanie swojego sprawozdania dla delegatów na zjazd. Późną jesienią 1985 roku wezwał dwóch najbliższych doradców – swoją prawą rękę, Walerija Bołdina, oraz Aleksandra Jakowlewa, byłego sowieckiego ambasadora w Kanadzie – do rządowego ośrodka niedaleko Soczi. Pieriestrojka – polityka gruntownej przebudowy sowieckiego ustroju politycznego i gospodarczego – wciąż była kwestią przyszłości; ostatecznie Jakowlew miał zostać nazwany jej architektem. Kluczową wówczas koncepcją było uskorienije, czyli przyspieszenie. Uważano, że system komunistyczny jest zasadniczo zdrowy i po prostu potrzebuje czynnika pobudzającego w postaci „postępu naukowo-technicznego”, który w sowieckiej terminologii oznaczał innowacje technologiczne. W dniach poprzedzających zjazd Gorbaczow zamknął się w domu i czytając na głos swoje przemówienie, mierzył czas jego trwania. Czytane bez przerwy trwałoby ponad sześć godzin. Kiedy on ćwiczył się w oratorskich umiejętnościach, delegaci na zjazd zamiast zwiedzać muzea i galerie, spędzali czas w moskiewskich sklepach. „Przybywszy ze wszystkich stron kraju, byli pochłonięci własnymi sprawami” – napisał Bołdin, współautor przemówienia. „Musieli kupić wiele rzeczy dla siebie, członków swoich rodzin i znajomych, którzy zamówili ich tyle, że nawet pociągiem trudno byłoby je przewieźć”. Większość delegatów pochodziła z prowincji, gdzie życie uprzykrzał brak produktów rolnych i dóbr konsumpcyjnych, który stał się stałą cechą sowieckiej egzystencji w latach osiemdziesiątych. Kierownictwo partii nie było w stanie złagodzić niedostatku, który doskwierał ludziom, a jednocześnie robiło, co mogło, żeby zaopatrzyć partyjną elitę. W hotelach przeznaczonych dla delegatów na zjazd funkcjonariusze partyjni otworzyli specjalne filie sklepów spożywczych i domów towarowych, do których ze wszystkich stron Związku Sowieckiego przywieziono towary deficytowe. Były tam eleganckie garnitury i sukienki, buty, kawior, wędliny, kiełbasy i wreszcie, nie mniej ważne, banany – wszystkie artykuły pożądane przez przeciętnych sowieckich obywateli nie tylko na prowincji, lecz także w znacznie lepiej zaopatrzonych metropoliach takich jak Moskwa, Leningrad i Kijów. Zarząd poczty otworzył specjalny oddział, żeby poradzić sobie z dystrybucją towarów, które delegaci wysyłali z Moskwy. Wysokim rangą funkcjonariuszom partyjnym z prowincji i dyrektorom dużych przedsiębiorstw, którzy na co dzień mieli dostęp do rzadkich dóbr dzięki wpływom politycznym i koneksjom, udział w zjeździe zapewniał sposobność innego rodzaju. Wykorzystywali ten czas na urabianie moskiewskich kacyków i ministrów, prosząc o pieniądze i wsparcie dla swoich regionów i firm. Ciężko pracowali także nad podtrzymaniem kontaktu z dawnymi przyjaciółmi i znajomymi oraz nawiązaniem nowych przydatnych znajomości. To ostatnie oznaczało picie, często bez umiaru – co stanowiło cechę charakterystyczną i przekleństwo sowieckiego stylu zarządzania. Poprzedniego roku Gorbaczow, zatrwożony skalą alkoholizmu w społeczeństwie, zapoczątkował kampanię antyalkoholową. Sądowemu ściganiu za pijaństwo podlegali zwłaszcza funkcjonariusze partyjni i państwowi. Witalij Wrublewski, bliski współpracownik wszechpotężnego pierwszego sekretarza Komunistycznej Partii Ukrainy Wołodymyra Szczerbyckiego, stojącego na czele ukraińskiej delegacji, zapamiętał sytuację, gdy strażnicy KGB, którym powierzono sprawdzanie przepustek na zjazd, wyczuli alkohol u jednego z delegatów i poinformowali o tym wyższych rangą funkcjonariuszy. Informacje o tej sprawie, dotyczącej sekretarza z Woroszyłowgradu (później Ługańska), miasta położonego w Donieckim Zagłębiu Węglowym, dotarły na sam szczyt partyjnego aparatu. „Sekretarz został natychmiast usunięty z partii” – wspominał Wrublewski, który sam ledwie uniknął wpadki po nocnej popijawie z kilkoma pierwszymi kosmonautami – sowieckimi namiastkami gwiazd rocka. „Wołodymyr Szczerbycki, siedzący przy stole prezydialnym, stale zerkał w stronę naszej delegacji – relacjonował Wrublewski. – I pech chciał, że stale opadała mi głowa”. Uratował go przyjaciel, który od czasu do czasu ściskał go za kolano, żeby nie zasnął w trakcie przemówień.
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj