Wśród pierwszych punktów programu znajdowało się złożenie hołdu tym, którzy odeszli od czasu poprzedniego zjazdu w 1981 roku – trzem sędziwym członkom politbiura, włącznie z trzema sekretarzami generalnymi: Breżniewem, Andropowem i Czernienką. Po należnym uczczeniu pamięci zmarłych towarzyszy otwarta została droga do rozpoczęcia obrad – politycznego sprawozdania Gorbaczowa dla delegatów. Jego prezentacja wraz z przerwami na obiad i kawę trwała przez resztę dnia. Przeczytanie go później w radiu zajęło zespołowi zawodowych spikerów sześć godzin. Gorbaczow był bliski wyrównania rekordu długości przemówień komunistycznych przywódców ustanowionego na początku miesiąca przez Fidela Castro, który wygłaszał sprawozdanie na zjeździe Komunistycznej Partii Kuby przez siedem godzin i dziesięć minut. Castro, siedzący teraz w rzędzie dla gości zjazdu za sekretarzem generalnym, słuchał uważnie jego przemówienia. Okazało się ono najbardziej krytyczną mową wygłoszoną przez sowieckiego przywódcę od zakończenia ery stalinowskiej. „Od wielu lat, nie tylko z powodu czynników obiektywnych, ale przede wszystkim z przyczyn subiektywnych, organy partii i państwa nie nadążają w swojej działalności za wymogami czasu i samego życia – oświadczył sekretarz generalny. – Problemy w rozwoju kraju nawarstwiały się szybciej, niż je rozwiązywano. Bezwład i zastój w formach i metodach administrowania, słabnąca dynamika pracy, rozrost biurokratyzmu – wszystko to znacząco szkodziło naszej sprawie. W życiu społeczeństwa widoczne stały się elementy zastoju”. Takiej krytyki sowieckiej rzeczywistości i najwyższych przywódców nie słyszano od czasu „tajnego” przemówienia Nikity Chruszczowa do delegatów na XX zjazd partii w lutym 1956 roku. Słowo „zastój” miało się stać akceptowanym określeniem spadku tempa rozwoju sowieckiej gospodarki pod koniec lat siedemdziesiątych i na początku osiemdziesiątych. Gorbaczow chciał, żeby partia „jak najszybciej przezwyciężyła negatywne aspekty rozwoju społeczno-gospodarczego, nadała niezbędną dynamikę i przyspieszenie temu procesowi, w maksymalnym stopniu wyciągnęła wnioski z przeszłości”. Wyznaczył ambitne zadania sowieckiej gospodarce i społeczeństwu – za piętnaście lat, przed końcem tysiąclecia, produkt krajowy brutto miał się podwoić dzięki wyraźnemu zwiększeniu wydajności pracy. Uzależnił wykonanie tego zadania od rewolucji naukowo-technicznej, włącznie z wprowadzeniem nowych technologii, oraz od przejścia od wykorzystania paliw kopalnych, zwłaszcza węgla, ropy i gazu, do energii jądrowej. „W przyszłym planie pięcioletnim – zadeklarował – do sieci energetycznej zostaną podłączone elektrownie atomowe o mocy dwa i pół razy większej od mocy elektrowni przewidzianych w poprzednim planie, a przestarzałe zakłady, takie jak elektrociepłownie, będą nimi masowo zastępowane”. Briuchanow znał te dane – stanowiły one część rządowego planu energetycznego, który przygotowano i ogłoszono przed zjazdem. Teraz jednak partia udzieliła mu żarliwego publicznego poparcia. Za pięć lat następny zjazd partii miał przeanalizować wyniki, a kierownictwo partii zamierzało w razie potrzeby ukarać tych, których obarczy odpowiedzialnością za niepowodzenie w jego realizacji. Co to oznaczało? Nie dość, że istniejące cztery bloki czarnobylskiej elektrowni będą musiały przekroczyć wymagane limity produkcyjne, to jeszcze trzeba będzie ukończyć budowę piątego oraz szóstego bloku i podłączyć je do sieci energetycznej. Istniały również plany wybudowania dwóch, a następnie czterech reaktorów na drugim brzegu Prypeci. Zdolność wytwórcza tych nowych bloków miała znacznie przekroczyć zdolność starych, osiągając tysiąc pięćset megawatów energii elektrycznej zamiast tysiąca. Po piętnastu latach łączenia zadań związanych z budową elektrowni i równoczesnym kierowaniem pracą zakładu Briuchanow był wyczerpany, ale partia żądała wytworzenia większej ilości energii jądrowej, a on służył partii według jej życzeń. W swoim sprawozdaniu Gorbaczow poświęcił znacznie więcej uwagi broni jądrowej niż energetyce. Zaapelował do partyjnych towarzyszy o przemyślenie nowego podejścia do kontroli zbrojeń, wskazując, że broń jądrowa zgromadzona przez wrogie bloki militarne, Organizację Paktu Północnoatlantyckiego (NATO) i kierowany z Kremla Układ Warszawski grozi całkowitą zagładą życia na ziemi. Zaproponowanym przez niego rozwiązaniem był program likwidacji wszelkiej broni jądrowej do końca stulecia. Poinformował teraz delegatów o tym, że otrzymał odpowiedź prezydenta Stanów Zjednoczonych na swoją inicjatywę. Uznał, że jest ona w dużej mierze negatywna. Reagan poparł zniszczenie broni jądrowej co do zasady, ale upierał się przy utrzymaniu Inicjatywy Obrony Strategicznej (SDI), projektu nazwanego „gwiezdnymi wojnami” z uwagi na skupienie się jego twórców na budowie systemu kosmicznego bazowania zdolnego do niszczenia rakiet balistycznych. „Zmniejszenie strategicznych arsenałów jądrowych pociąga za sobą naszą zgodę na program »gwiezdnych wojen« i redukcję… nawiasem mówiąc jednostronną… zasobów sowieckiej broni konwencjonalnej” – nie bez goryczy i rozczarowania wyjaśnił delegatom istotę odpowiedzi amerykańskiego prezydenta. Sowiecki przywódca wiedział, że jego kraj nie ma ani zasobów, ani technologii dorównujących SDI, która wciąż znajdowała się w fazie projektów, ale jej realizacja oznaczałaby kolejną rundę wyścigu zbrojeń, na który ZSRS nie było stać. Gorbaczow potrzebował biegłości technicznej projektantów rakiet i broni jądrowej oraz wykorzystywanych przez nich pieniędzy, żeby zmodernizować opóźnioną w rozwoju sowiecką gospodarkę. Wpływowe kręgi świata nauki w zasadzie opowiadały się po jego stronie. Tym, czego oczekiwali jego przedstawiciele, były pieniądze i dalsze zaufanie do krajowego know-how, nawet jeżeli do zaproponowania mieli rozwiązania droższe i gorsze niż sprzęt oraz technologie dostępne na rynkach zachodnich. Trwająca zimna wojna, która doprowadziła do nałożenia przez Zachód embarga na sprzedaż nowoczesnych technologii Związkowi Sowieckiemu, przydawała wagi ich argumentacji. Finansowany przez państwo kompleks wojskowo-przemysłowy bardzo chciał wejść w sferę gospodarki, zachowując monopol w branżach nowoczesnych technologii i produktów. Wielu, włącznie z Gorbaczowem, uważało, że to najskuteczniejsze rozwiązanie problemów gospodarczych kraju. Pragnienia, obawy i aspiracje sowieckiego kompleksu wojskowo-przemysłowego oraz jego części naukowej wyraził na zjeździe Anatolij Aleksandrow, prezes Akademii Nauk ZSRS. Fakt, że był on pierwszym przedstawicielem sowieckiej inteligencji, który przemawiał do delegatów zjazdu, podkreślał symboliczne znaczenie jego pozycji w partyjnej hierarchii, jak również nadzieje, jakie nowe kierownictwo pokładało obecnie we wpływowych kręgach świata nauki. Aleksandrow, wysoki mężczyzna o pociągłej twarzy, z dużym nosem i wygoloną owalną głową, skończył na początku miesiąca osiemdziesiąt trzy lata. Był znacznie starszy od większości członków politbiura, górował też wiekiem nad wszystkimi trzema sekretarzami generalnymi, którzy zmarli w minionych czterech latach. Nikt nie śmiał jednak zasugerować, że Aleksandrow nie jest w stanie podołać swoim obowiązkom ani że „zastój” stał się widoczny zarówno w Instytucie Energii Atomowej, którym kierował, jak i w Akademii Nauk, której przewodniczył. Był sprawny, energiczny i pełen pomysłów. Jako jeden z twórców sowieckiego programu jądrowego cieszył się dużym szacunkiem w partii, przemyśle i w instytucjach naukowych. Jeśli chodziło o postęp naukowo-techniczny, „cudowną broń” Gorbaczowa w walce z sowieckim zacofaniem gospodarczym, wszyscy liczyli na to, że drogę wskażą Aleksandrow i jego naukowcy. To właśnie od nich oczekiwano sprawienia tego cudu.
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj