Niezależnie od rzeczywistego źródła ich inspiracji nowy reaktor, zwany RBMK (rieaktor bolszoj moszcznosti kanalnyj), powstał w wyniku współpracy między ministerstwem kierowanym przez Sławskiego i instytutem Aleksandrowa. Jego głównym konstruktorem był Nikołaj Dolleżal, kolejny Ukrainiec, który zrobił karierę w sowieckim przemyśle jądrowym i pełnił funkcję dyrektora Instytutu Badawczo-Rozwojowego Energetyki. Zaprojektował on reaktor wytwarzający pluton do pierwszej sowieckiej bomby jądrowej, a potem pracował nad reaktorami napędzającymi sowieckie łodzie podwodne. Aleksandrow, który także pracował nad łodziami podwodnymi z napędem jądrowym, pełnił funkcję dyrektora naukowego przy projektowaniu reaktora RBMK. Pierwsze bloki wykorzystujące te reaktory były testowane i kierowane przez ministerstwo Sławskiego. Aleksandrow stale powtarzał wszystkim, którzy chcieli słuchać, że jego reaktory są bezpieczne i solidne. Twierdził, że przypominają samowary i nie mogą wybuchnąć. Krążyła pogłoska, że posunął się do oświadczenia, iż jego reaktory są na tyle bezpieczne, by można je było umieścić na placu Czerwonym. Nigdy do tego nie doszło, ale po przetestowaniu nowego reaktora w elektrowni podlegającej ministerstwu Sławskiego uznano, że jest dostatecznie bezpieczny, żeby nadzór nad nim przekazać Ministerstwu Energetyki i Elektryfikacji, którego urzędnicy nie mieli żadnego doświadczenia w dziedzinie energii jądrowej. Niewielu wątpiło w pozytywny wpływ połączenia nauki i techniki na kraj w wyniku zarządzania przemysłem jądrowym przez kompleks wojskowo-przemysłowy. Reaktory typu RBMK zostały rozmieszczone w całej europejskiej części Związku Sowieckiego i wytwarzały bardzo potrzebną krajowi czystą energię. Mając zdolność wytwórczą tysiąca megawatów energii elektrycznej na blok, były mocniejsze od swoich sowieckich rywali, WWER (czyli reaktorów wodno-wodnych, w których woda jest chłodziwem i moderatorem), produkowanych od początku lat siedemdziesiątych. W roku 1982 ponad połowa energii elektrycznej wytwarzanej w sowieckich elektrowniach jądrowych pochodziła z reaktorów Aleksandrowa. Trzy z nich zbudowano w elektrowni jądrowej koło Leningradu, dwa w elektrowni kurskiej, jeden w Smoleńsku, a trzy – w Czarnobylu. Czwarty blok z reaktorem typu RBMK został uruchomiony właśnie tam przez Briuchanowa w 1983 roku. Zanim Briuchanow przybył do Moskwy, wywierano na niego silne naciski, by ukończył budowę piątego bloku energetycznego, który był gotowy w siedemdziesięciu procentach. Naciski zwiększyły się w styczniu 1986 roku, gdy lokalny komitet partii udzielił zastępcy Briuchanowa oficjalnej nagany za niedotrzymywanie terminów realizacji budowy. W swoim sprawozdaniu dla zjazdu premier Mykoła Ryżkow przestrzegł swoich podwładnych przed kolejnymi opóźnieniami w uruchamianiu nowych bloków energetycznych, oznajmiając: „Zważywszy na napięty bilans paliwowy w kraju oraz rosnącą rolę energii atomowej, takie zakłócenia są w przyszłości nie do przyjęcia”. Zapotrzebowanie na energię jądrową nie tylko na szczycie, lecz także na dole partyjnej piramidy było ogromne. Briuchanow nie mógł nie zauważyć, że lokalni przywódcy mają ochotę wykorzystać nuklearną koniunkturę, prosząc o inwestycje w swoich regionach. Sekretarz partii z obwodu gorkowskiego (niżnonowogrodzkiego) nad Wołgą w wystąpieniu do delegatów przekonywał do budowy elektrowni jądrowej w swoim okręgu. Delegat z Syberii zaatakował moskiewskich urzędników za to, że zniweczyli plany zbudowania nowej elektrowni jądrowej w jego obwodzie. Wszyscy pragnęli inwestować w energetykę jądrową20. Człowiekiem pełniącym funkcję odźwiernego w sowieckim jądrowym raju był bezpośredni przełożony Briuchanowa, pięćdziesięciosześcioletni minister energetyki i elektryfikacji Anatolij Majorec. Nowo powołany na swój urząd bardzo pragnął pokazać, na co go stać. Obarczony zadaniem dwuipółkrotnego zwiększenia produkcji energii w elektrowniach jądrowych w ciągu następnych pięciu lat szukał sposobów wykonania go w sytuacji, gdy cały cykl budowy elektrowni jądrowej – od rozpoczęcia prac nad projektem architektonicznym po ukończenie konstrukcji reaktora – trwał siedem lat. Majorec powiedział delegatom na zjazd, że ten cykl można skrócić do pięciu lat, jeżeli projektowanie i budowa będą się odbywać równocześnie. Briuchanow wiedział, jak trudno jest poradzić sobie z nieprzemyślanymi projektami architektonicznymi niedostosowanymi do lokalnych warunków. Ponieważ niewiele reaktorów rzeczywiście zbudowano w okresie siedmioletnim, skrócenie go do lat pięciu wydawało się niemożliwe. Jeżeli jednak partia tak nakazała, a kierujący państwem tego żądali, kierownicy elektrowni nie mieli innego wyboru niż się podporządkować. Majorec zakończył swoje sprawozdanie mocnym akcentem: „Zapewniam was, że energetycy i budowniczowie, zainspirowani decyzjami XXVII zjazdu KPZS, zrealizują wielkie plany partii i wniosą godny wkład w budowę podstaw materialnych komunizmu”. Wydaje się, że uwadze ministra umknęło to, iż partia nie buduje już komunizmu, ale z drugiej strony jako nowy minister miał prawo przesadzić z entuzjazmem. Cały zjazd odbywał się w atmosferze radości. Wszyscy chcieli snuć ambitne plany i wierzyć, że wszystko jest możliwe. Do najbardziej optymistycznie nastawionych delegatów należał sam Gorbaczow. Jego sprawozdanie zostało przyjęte bardzo dobrze, zjazd wyraził aprobatę dla przedstawionej w nim wizji przyspieszenia rozwoju gospodarczego w oparciu o postęp naukowo-techniczny, a on sam był teraz sekretarzem generalnym KPZS wybranym nie tylko przez nadzwyczajne plenum Komitetu Centralnego partii, lecz także przez delegatów na zjazd. Jego pozycja się poprawiła, a mandat do realizacji polityki przyspieszenia został wzmocniony. Poza tym Gorbaczow zdołał wprowadzić do Biura Politycznego swoich ludzi. Znalazł się wśród nich energiczny szef Komitetu Miejskiego w Moskwie Borys Jelcyn, który zadał pytanie retoryczne: „Dlaczego na kolejnych zjazdach poruszamy stale te same problemy? Dlaczego, nawet obecnie, żądania radykalnej reformy grzęzną na poziomie bezczynnych oportunistów z legitymacjami partyjnymi?”. Jego słowa miały sensacyjny wydźwięk w sali wciąż pełnej ludzi mianowanych przez Breżniewa. Słowo pieriestrojka, czyli przebudowa, padło w sprawozdaniu Gorbaczowa dla zjazdu, ale tylko raz. Kluczowym słowem pozostało uskorienije, przyspieszenie, które po raz pierwszy wprowadzono do oficjalnego partyjnego dyskursu bezpośrednio po wyniesieniu Gorbaczowa do władzy wiosną 1985 roku. Większość delegatów uważała, że znaleźli się na właściwym torze, a problemem jest zastój panujący w epoce Breżniewa. Rozwiązanie polegało na powrocie do Leninowskich ideałów prawdziwego komunizmu. Zjazd zakończył się 6 marca. Wiktor Briuchanow i jego koledzy z ukraińskiej delegacji spakowali bagaże i pojechali do domu. Przyszłość wyglądała obiecująco, nie tylko dla przemysłu jądrowego, ale i dla całego kraju. Jedna rzecz niepokoiła jednak dyrektora czarnobylskiej elektrowni jądrowej. W wieczornym telefonicznym wywiadzie udzielonym z moskiewskiego hotelu Briuchanow podzielił się swoimi obawami z kijowskim reporterem, który kilka tygodni wcześniej przeprowadził z nim wywiad z okazji jego pięćdziesiątych urodzin. Jak można się było spodziewać, Briuchanow pochwalił sprawozdanie Gorbaczowa i opowiedział się za nowymi zadaniami wyznaczonymi sowieckiej energetyce jądrowej. Z jego ust padło też jednak ostrzeżenie: „Musimy mieć nadzieję, że będzie to również sprzyjać większej dbałości o niezawodność i bezpieczeństwo urządzeń wytwarzających energię atomową, zwłaszcza w naszej czarnobylskiej elektrowni. To dla nas najpilniejsza sprawa”. Wywiad z Briuchanowem ukazał się w gazecie bez tego ostrzeżenia.
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj