Krystaliczny blask wieży Eiffla stopniowo znikał w oddali. Ludzie nie oczekiwali, że przetrwa tyle lat, a mimo to wciąż tam była, a w dodatku stała się jednym z symboli miasta. Platforma zachwiała się w gwałtownym podmuchu wiatru, a balon raptownie opadł o kilkanaście metrów, kręcąc się wokół osi, zanim Magnus stanowczym gestem nie przywrócił mu stateczności. Alec rozejrzał się, marszcząc nieznacznie brwi i mocno trzymając się krzesła. – Jak kontrolujesz tę rzecz? – Nie mam pojęcia! – zawołał Magnus triumfalnie. – Po prostu używam czarów! Balon przeleciał nad Łukiem Triumfalnym, mijając jego szczyt o kilkanaście centymetrów, po czym skręcił ostro ku Luwrowi, unosząc się tuż nad dachami budynków. Magnus nie czuł się tak beztrosko, jak starał się wyglądać. To był wyjątkowo wietrzny wieczór. Utrzymanie niewidzialnego balonu na stabilnym kursie i w pionie było większym wysiłkiem, niż chciałby przyznać. A przecież nawet jeszcze nie zaczęli kolacji! Do tego cały czas musiał na nowo zapalać świeczki. Romantyzm wymagał sporego wysiłku. Poniżej ciemne, mokre liście leżały ciężkimi stosami na ceglanych nabrzeżach Sekwany, a latarnie rzucały różowe, pomarańczowe i niebieskie światła na białe ściany budynków i wąskie, brukowane uliczki. Po drugiej stronie balonu rozciągał się ogród Tuilerii, z okrągłym stawem gapiącym się na nich jak oko i szklaną piramidą Luwru, z której wierzchołka wystrzeliwał promień czerwonego światła. Magnusowi przypomniało się nagle, jak bojownicy Komuny Paryskiej podpalili stojący w Tuileriach pałac; pamięć przywołała obraz popiołu unoszącego się w powietrzu i krwi spływającej z gilotyny. W tym mieście pełno było śladów długiej historii i starych nieszczęść. Magnus miał nadzieję, że świeże spojrzenie Aleca pozwoli mu zobaczyć Paryż w innym świetle. Pstryknął palcami i obok stolika pojawiło się wiaderko z lodem i chłodzącą się w nim butelką. – Szampana? W tym momencie Alec gwałtownie wstał. – Magnus, widzisz ten kłąb dymu tam w dole? Czy to ogień? – Aha, więc dziękujesz za szampana? Nocny Łowca wskazał na aleję biegnącą równolegle do Sekwany. – Ten dym jest dziwny. Leci… pod wiatr! Magnus zakołysał wysokim kieliszkiem. – Paryscy pompiers, strażacy, na pewno sobie z tym poradzą. – Teraz dym przeskakuje nad dachami. Właśnie skręcił w prawo. A teraz chowa się za kominem. Czarownik przestał bawić się szkłem. – Słucham? – Dobra, przeskoczył nad Rue des Pyramides – stwierdził Alec, mrużąc oczy. – Z takiej wysokości rozpoznajesz, że to Rue des Pyramides? Łowca spojrzał na Magnusa zaskoczony. – Przed wyjazdem bardzo dokładnie przyjrzałem się planom miasta – oświadczył. – Żeby się przygotować. Magnus po raz kolejny przekonał się, że Alec szykował się na urlop tak, jakby wyruszał na kolejną misję Łowców, ponieważ były to pierwsze wakacje w jego życiu. Odszukał wzrokiem gęsty, czarny dym ulatujący w wieczorne niebo, mając nadzieję, że jego towarzysz się myli i mogą wrócić do romantycznych planów. Alec niestety miał rację: chmura była zbyt czarna i zbyt zwarta; kłęby tej czerni wiły się w powietrzu niczym macki, jawnie ignorując wiatr, który powinien był je już dawno rozproszyć. Pod smugami dymu dostrzegł nagły blask. Alec stał już na skraju platformy, wychylając się stanowczo za daleko poza jej krawędź. – Jest tam też dwóch ludzi, którzy gonią tę chmurę… czegoś. Chyba mają serafickie ostrza. To Nocni Łowcy! – Och. Hura. Nocni Łowcy – stwierdził z przekąsem Magnus. – Oczywiście ten sarkazm nie dotyczy pewnego Łowcy w moim najbliższym otoczeniu. Wstał i zdecydowanym gestem obniżył lot balonu, z lekkim rozczarowaniem przyznając przed samym sobą, że musi spojrzeć na to wszystko z bliska. Jego wzrok nie był aż tak dalekosiężny jak wzmocnione runami oczy Aleca, ale tuż za dymem rozróżnił wkrótce dwa ciemne kształty, mknące po dachach Paryża w zaciekłej pogoni. Kobieta uniosła twarz ku niebu, jasną i lśniącą jak perła. Długi warkocz powiewał za nią w biegu niczym wąż spleciony ze srebra i złota. Poruszała się szybko, podobnie jak drugi Łowca. Dym zawirował między biurowcami, nad wąską uliczką, a potem rozlał się na dachu bloku mieszkalnego, unikając świetlików, rur i szybów wentylacyjnych. Łowcy pędzili za nim, tnąc każdą czarną mackę, która przelatywała zbyt blisko. Wewnątrz czarnego leja dymu kłębił się rój podwójnych żółtych iskier – ślepi przypominających świetliki. – Demony Iblisa – mruknął Alec, wydobywając łuk i napinając cięciwę. Kiedy Magnus wcześniej, w hotelu, zdał sobie sprawę, że Łowca bierze ze sobą broń na romantyczną kolację, jęknął. „Jakie są szanse, że będziesz musiał do czegokolwiek strzelać z wieży Eiffla?” – zapytał wówczas, a jego towarzysz uśmiechnął się tylko, wzruszył ramionami i założył łuk na plecy. Magnus wiedział, że lepiej nie sugerować pozostawienia tego demonicznego problemu paryskim Łowcom. Alec po prostu nie potrafił powstrzymać się od walki w słusznej sprawie, co było zresztą jedną z jego najbardziej pociągających cech. Balon zbliżał się teraz do dachów. Platforma kołysała się niebezpiecznie, kiedy Magnus manewrował wśród kominów, przewodów i wystających klatek schodowych. Wiatr robił się niepokojąco silny, więc czarownik miał poczucie, że walczy z całym niebem. Balon chwiał się na boki tak, że stracili wiaderko z lodem. Magnus zdołał uniknąć zderzenia z wysokim kominem, niestety przez to butelka szampana stoczyła się z platformy, po czym eksplodowała pióropuszem szkła i piany po zderzeniu z dachem poniżej. Otworzył usta, żeby wygłosić smutny komentarz na temat marnowania dobrego wina. – Przykro mi z powodu tego szampana – powiedział Alec. – Mam nadzieję, że to nie była jedna z twoich najcenniejszych butelek czy coś. Magnus roześmiał się. Alec znów go uprzedził! – Na kolację kilkaset metrów nad ziemią zabieram tylko średnio cenne butelki! Wyrównał pod wiatr trochę za mocno i platforma zakołysała się niebezpiecznie jak wahadło, niemal wybijając dziurę w olbrzymim billboardzie. Pospiesznie wyrównał lot i sprawdził, jak wygląda sytuacja poniżej. Rój demonów Iblisa podzielił się na dwie części i zaczął okrążać Łowców. Pechowa para znalazła się w pułapce, chociaż trzeba przyznać, że poczynała sobie dzielnie. Jasnowłosa kobieta poruszała się jak osaczona błyskawica. Pierwszy potwór, który skoczył ku nim, został przepołowiony jej serafickim ostrzem, podobnie drugi i trzeci. Jednak za nimi nadciągały następne, w zdecydowanie zbyt dużej przewadze. Magnus zobaczył, jak czwarty demon rzuca się ku Łowczyni, błyszcząc w ciemności ślepiami.
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj