Reflektory na narożnych masztach omiatają okolicę ostrym światłem, wyłuskując z mroku zapory na drodze. Trzeba kluczyć między nimi, kiedy ruszamy na patrol. I trzeba uważać, żeby nie pomylić trasy, bo saperzy zaminowali prawie cały teren, na wypadek szturmu partyzantów. Droga wije się pomiędzy niewielkimi pagórkami i trzy kilometry dalej dochodzi do zniszczonej autostrady prowadzącej z Harmanu do Fizzy. Myślę o tym miejscu i o swoich ludziach. Jesteśmy na misji od siedmiu miesięcy, spędziliśmy razem setki godzin. Przychodzili do mnie i mówili o swoich sprawach, a ja robiłem, co mogłem, by zasłużyć na ich zaufanie. I wiedziałem od początku, że muszę ich poznać, bo od tego będzie kiedyś zależało nasze życie. Ale teraz otacza nas cisza. Szaleństwo, które kryje się pod naszymi stopami, rozlewa się po całej bazie i zamyka nam usta. Zadawaliśmy już dziwne pytania, kłóciliśmy się i próbowaliśmy walczyć. A teraz boimy się jak skurwysyn i nie wstydzę się tego powiedzieć: spokój jest grą, w którą gramy, żeby nie rzucić karabinów i nie uciec na pustynię. — Brama, zgłoście się — rozlega się w słuchawce głos Janga, oficera dyżurnego. — Kapral Trent — wołam w odpowiedzi. — Słucham, panie poruczniku! — Jadą do was dwa skorpiony z trzeciego plutonu. Przepuśćcie ich szybko, wiozą rannych dezerterów. Zwiad przygotowuje drona, który zaraz przeleci nad wami. — Zrozumiałem, panie poruczniku. Bez odbioru. Wychodzę z bunkra i przecieram swoje gogle z pustynnego pyłu. — Ballard! — Tak, Markus?! — Melduj, co widzisz na drodze. Chris przykłada lornetkę do oczu i lustruje otoczenie, używając nocnej wizji. Potrzebuję jego opanowania i uporu, które zazwyczaj udzielają się reszcie. — Dwa skorpiony wyjechały właśnie zza prawego Sutka. — Tak nazywamy dwa bliźniacze wzgórza na wprost. — Będą tutaj za około trzy minuty. — Dobrze, odpalaj samochód i czekaj na mój znak. — Tak jest! Kiwam na Purica i wyjaśniam krótko sytuację. Nad naszymi głowami przelatuje bezzałogowy sokół i znika w ciemnościach nocy. Maszerujemy w kierunku pierwszej zapory i czekamy na pojawienie się samochodów. Gaus i Rozwielitka siedzą w bunkrach i trzymają palce na kabłąkach spustów swoich MUG-ów. Po chwili widać światła pozycyjne, na których jeżdżą kierowcy SSARR, i czerwone „pipacze” na masztach. Nie ma wątpliwości, że to nasi, ale i tak musimy ich sprawdzić. Pierwszy skorpion hamuje przed zaporą, wyrzucając w górę tuman kurzu. Z szoferki wychyla się zmęczony sierżant Sewerin. — Panowie, przepuszczajcie. Wieziemy ciężko rannych. — Puric świeci do wnętrza LED-ową latarką. — Kurwa, człowieku, nie po oczach! Zaglądamy do drugiego wozu, a tam, na tylnym siedzeniu, leżą trzy spalone kukły, trzej poparzeni żołnierze. Wyglądają tak, że wzrok sam ucieka w ziemię. Strzelec na dachu opiera głowę o karabin i wydaje się nieobecny. Pod zapylonymi szmatami rozpoznaję Lukasa. Chłopak się załamał, jest jak wizytówka naszego oddziału. Wydaję Ballardowi rozkaz przez radio. Opancerzony kaukaz z rykiem odsłania wjazd do bazy i patrol mija nas w pośpiechu, żeby jak najszybciej dotrzeć do punktu szpitalnego. Tam czekają już na nich kapitan Sauber i chorąży Gilde. Na wszelki wypadek trzymają pod stołem plastikowe worki na zwłoki. W chłodni, z tego co pamiętam, leży sześciu innych uciekinierów oraz siódmy, rozerwany na kawałki. — I co ty na to? — pytam Purica, żeby przerwać ciszę. — Na nas też przyjdzie kolej. Wolałbym zginąć w walce niż w ten sposób.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj