Distortion jest nową powieścią science fiction autorstwa Cezarego Zbierzchowskiego. Przeczytajcie fragment w dniu premiery.
Wracamy na swoje stanowiska. Idziemy wolno, bo obraz poparzonych ludzi przesłania nam wszystko. Sięgam do kieszeni po zgniecioną paczkę papierosów, gdy rozlega się głośny okrzyk Gausa. Z malejącej szpary pomiędzy ciężarówką a murem wybiega jakiś żołnierz i pędzi prosto na nas, machając karabinem. Widocznie skorzystał z zamieszania podczas przejazdu patrolu i zakradł się do wyjścia. Postanowił uciec z bazy pieszo, przebijając się przez wartowników. Jeśli mogę tak się wyrazić, bardzo ryzykowny plan.
Mierzymy do niego z MBS-ów, ale pędzi dalej z głową wysuniętą do przodu. Ma na nosie okulary, na głowie przekrzywiony hełm. To kapral Norman z naszego plutonu, o którym zawsze myślałem, że na pewno zwariuje ostatni. „Wszystko płynie – jak pisał Heraklit – i nic nie pozostaje takie samo”. Zaraz zastrzelimy Normana albo on postrzeli nas, i będzie to kolejna sprawa do kolekcji. Kolejny z serii incydentów, nad którymi głowi się kapitan Beck.
Przykładam broń do ramienia, zgrywam przyrządy celownicze i czuję, że nie potrafię zabić swojego przyjaciela.
— Zatrzymaj się, sukinsynu! — krzyczy nieregulaminowo Puric.
— Norman, stój, bo strzelam!
Ale dla Larsa Normana to, że go zastrzelimy, jest wyraźnie mniejszym złem niż pozostanie w bazie. Nie teraz, gdy dzieje się to, co się dzieje. Naciera na nas w pełnym biegu, więc rozstępujemy się na boki i Puric wystawia delikatnie nogę, podcinając go fachowo. W cywilu był piłkarzem w okręgowej lidze i doświadczenie z boiska daje o sobie znać. Kapral upada jak długi, upuszcza broń i koziołkuje po piasku, uderzając w najbliższą zaporę. Kiedy próbuje się pozbierać, na jego plecach ląduje pancerna pięść Gausa, wyciskając oddech z płuc. Vim Gaus jest zawsze tam, gdzie można komuś przypierdolić, i załatwia szybko takie sprawy.
Okrążamy leżącego jak wilki. Gaus podnosi karabin, hełm i pęknięte okulary, a Puric przewraca delikwenta na plecy i świeci latarką. Z rozbitego czoła płynie krew, twarz wygląda jak po tarzaniu się w żużlu. Norman zasłania się przed światłem podrapanymi dłońmi. Oczy, wytrzeszczone z przerażenia, nie mogą się skupić na żadnym obiekcie. Trzęsie go adrenalina, aż szczękają zęby. Ma kłopoty z mówieniem i coraz mniej przypomina gościa, z którym lubiłem pogadać w kantynie o starych filmach. Całkowita rozsypka.
— Odjebało ci, Norman? — pyta rzeczowo Puric. — Chciałeś zginąć?
— Wypuśćcie mnie stąd, wypuśćcie... Ja nie chcę być martwy. — Oszalały kapral skamle jak pies. — Wszyscy tam umrzemy! — Wyciąga rękę w stronę bazy.
— Zamknij się, Lars! — Uderzam go otwartą dłonią w twarz i odwracam się do bramy. — Ballard! Połącz się z sierżantem, niech go stąd zabierze. I nikomu ani słowa, panowie, nie potrzebujemy większej paniki.
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h