1
Tylne siedzenie samochodu to moje królestwo. Koc, telefon, słuchawki, przekąski i podręczna kosmetyczka, żeby zrobić szybki makijaż i móc wyglądać wyjściowo dziesięć minut przed przyjazdem. Humoru nie może mi popsuć nawet obecność podręczników pospiesznie wciśniętych do mojej torby przez mamę. Wrzucam do ust gumę do żucia w drażetce i z satysfakcją wgryzam się w miętową skorupkę. Już niedługo będziemy na miejscu. I tu się mylę. Mija cała wieczność, zanim docieramy do punktu leżącego w połowie drogi, czyli baru Pod Cętkowanym Wieprzem. To właśnie tam zawsze zatrzymywaliśmy się na obiad, gdy rodzice byli razem. Teraz mama jest ze Steve’em. Mija bar bez słowa. Zatrzymuje się dopiero przed kawiarnią pomiędzy rzędem sklepów w bocznejuliczce. Okazuje się, że kawiarnia jest zamknięta i musimy zadowolić się kanapkami ze stacji benzynowej. Kanapki z serem i szynką (i, o dziwo, majonezem) oraz chipsy zjadamy na parkingu obok kompresora do opon. Steve uruchamia aplikację do zgadywania muzyki filmowej, a ja jestem zawiedziona, że moje słuchawki nie są w stanie zablokować głośnego śmiechu mamy i jej faceta. Przypominam sobie, że za kilka dni pojadą na północ w odwiedziny do siostry Steve’a, a ja zostanę z resztą w Roeshot House. Nie. Mogę. Się. Doczekać. Zanim ponownie wyruszymy, Pan Pantofel wyrzuca śmieci do kosza. Pod jego nieobecność mama przegląda się w rozkładanym lusterku nad szybą. Usuwa z policzka ślad maskary i poprawia usta szminką. Stojący obok kosza Steve wygładza swój świąteczny sweter. Wiem, że wszyscy w Roeshot House go zapamiętają. – Mamo – mówię. – Proszę, nie pozwól mu prowadzić. Krzywi się w grymasie. – Jeździ, jakby miał co najmniej dziewięćdziesiąt lat – dodaję. Pomijam już fakt, że nosi specjalne rękawiczki do jazdy samochodem. Podstawowy problem polega na tym, że gdy będzie tak wolno prowadził, zmarnuje cenny czas, który mogłabym spędzić z moją kuzynką Ivy i naszym starym kumplem Jakobem. – Nie chcę przyjechać ostatnia. Mama wzdycha i wydaje mi się, że za chwilę wygłosi swoją typową mowę obronną dla Steve’a, ale w końcu stwierdza: – Masz rację, że chcesz wykorzystać pobyt w Roeshot House do maksimum. Nie jestem pewna, czy w przyszłości będzie mnie stać na to miejsce, jeśli właściciele znów podniosą ceny. Poza tym ja i Steve nie spędzimy tam dwóch nocy, za które i tak płacimy. – To mówiąc, przygląda się mojej twarzy i uruchamia silnik, kiedy Steve zbliża się do samochodu. – Postaram się, ale licz się z tym, że w przyszłym roku czekają nas zmiany. Nie jestem pewna, kogo ma na myśli, mówiąc „nas”. Przysuwam się do przerwy między fotelami i mówię: – Musimy tam wrócić za rok. – Niedługo będziesz wolała spędzać sylwestra ze znajomymi w domu – odpowiada mama. – Wszystko się zmienia. – Tak, zmienia się. – Wracam na swoje miejsce, a Steve otwiera drzwi pasażera i siada tak ciężko, że samochód aż się kołysze. Dorzuca do tego swój znak rozpoznawczy: głośne chrząknięcie. – Wszystko gra? – pyta. Nie grzeszy błyskotliwością, ale chyba nawet on powinien się domyślić, że nie darzę go wielką sympatią. Udaję, że go nie słyszałam, ale mama odpowiada: – Tak, wszystko w porządku. Leah nie może się doczekać, aż będzie na miejscu i spotka się z Ivy i Jakobem. Brzmi to tak, jakbym wybierała się do piaskownicy. Gdy byliśmy dziećmi, Ivy, Jakob i ja nazywaliśmy się Trojgiem Amigos. Teraz mamy po piętnaście lat i choć to głupie, nadal tak o sobie myślimy. Nie wyobrażam sobie, że kiedyś będę wolała wybrać jakąś imprezę zamiast pobytu w Roeshot House. No tak, gdy opowiadam o tym miejscu, musi się wydawać totalnie nieatrakcyjne: tydzień w starej chałupie pośrodku niczego, bez wi-fi i zasięgu komórkowego. Ale jakoś to działa. Przeważnie spędzamy czas we troje, czasami dołącza do nas moja kuzynka Poppy, młodsza siostra Ivy, oraz ich pies Baz. Dorośli ciągle zajmują się jakimiś swoimi nudami, co bardzo nam pasuje. Niestety straciliśmy dwóch ojców. Mój wujek, tata Ivy i Poppy, zmarł trzy lata temu na zawał serca, a mój tata wykruszył się po tym, jak w zeszłym roku związał się z Amber. Troje Amigos wspierali się w tych trudnych chwilach. Nie żebyśmy się przytulali i rozpaczali, po prostu uciekaliśmy tam, gdzie zawsze czuliśmy się najlepiej: na strych. Bawiliśmy się tam w przepowiadanie przyszłości i różne szalone gry, takie jak wyścigi bez dotykania podłogi, co polegało na wspinaniu się na regał z książkami, skakaniu z wielkiego biurka z zieloną skórzaną wkładką na fotel i kucaniu na komodzie. Na koniec i tak oszukiwaliśmy i stawaliśmy na dywanie. Zawsze były nowe tematy do rozmów i pomysły na zabawy. Tak jak rok temu, gdy Jakob odkrył mnóstwo miniaturowych buteleczek z alkoholem, które jego rodzice wygrali przed wielu laty na loterii i kompletnie o nich zapomnieli. Posmakował nam chiński likier i zaczęliśmy robić własne alkoholowe baryłki z pustych czekoladowych mikołajów, które napełnialiśmy strzykawką do aplikacji paracetamolu dla niemowląt.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj