Dzisiaj, nakładem wydawnictwa Mando, ukazała się książka o zmarłym dwa lata temu Franciszku Pieczce. Aktor ten przez kilkadziesiąt lat gościł na naszych ekranach w filmach i serialach, a niektóre jego role (jak choćby Gustlika z Czterech pancernych i psie) przeszły do legendy.  Dziennikarka i autorka książek Katarzyna Stoparczyk przeprowadziła szereg rozmów z rodziną aktora, a także jego dawnymi współpracownikami i kolegami z pracy. Na tej podstawie powstała książka Franciszek Pieczka, Portret intymny. Nie jest to zwykła biografia, a raczej zbiór obrazów z życia aktora, które układają się w wizerunek fascynującego i ciepłego człowieka. 

Franciszek Pieczka. Portret intymny - opis i okładka

Niezwykły talent, wyrazista postać. Kim był, że każdy chciał się z nim zaprzyjaźnić? Brał wszystko na dystans – może z wyjątkiem studiów aktorskich, do których pchała go potężna siła artystycznego powołania. Grał postaci zadumane jak Jańcio Wodnik czy Stanisław Japycz z Rancza – ale nawet pancerniak Gustlik był typem refleksyjnym. Korzenie miał na Śląsku, ale w warszawskiej Falenicy założył swoje drugie rodzinne gniazdo. Po spektaklach pędził do domu i zapominał o uroku scenicznych desek – wolał obrabiać deski na budowę i przyuczać dzieci do bycia „złotą rączką”. Autorka miała tę książkę napisać razem z Franciszkiem. Nie zdążyli. Zatem po jego śmierci, aby dopełnić zobowiązanie, wyruszyła z mikrofonem do bliskich artysty. Rozmawiała z synem Piotrem i córką Iloną, z najbliższymi krewnymi i sąsiadami aktora, a także z przyjaciółmi z artystycznego świata, jak Daniel Olbrychski, Jan Jakub Kolski czy Kazimierz Kaczor. Dała nam wielobarwną mozaikę opowiadań i oryginalny portret tego niezwykłego człowieka.
Źródło: Mando

Franciszek Pieczka. Portret intymny - fragment książki

MIŁOŚĆ

Heńka to i starą oponę mogłaby na wesele ugotować. – Taka opinia krążyła w rodzinie na temat zdolności kulinarnych pani Henryki. Gotowała smakowicie. Kuchnia francuska, kuchnia śląska, kuchnia poznańska. Te trzy były w domu Pieczków ulubione. Henryka była gospodarna, więc w trudnych czasach rodzina miała co jeść. Co więcej, wszystkim potrafiła się podzielić. Nosiła do sąsiadów rąbankę, a sąsiedzi całowali ją z wdzięczności po rękach. Bo w tamtych czasach ludzie rzeczywiście nie mieli co jeść. Pan Franciszek nigdy nie był wybredny. Potrafił jednak docenić kunszt przyrządzania potraw i osiągnięty przez żonę artystkę smak. Henryka urodziła się we Francji. Tam też dorastała, przyjechała do Polski dopiero na studia. Z francuską książką kucharską pod pachą. To były stare receptury, według których Henryka gotowała. Ale jeśli na stół w rodzinnym domu Pieczków wjeżdżały śląskie zrazy, to były przyrządzone zgodnie z tajnikami staropolskiej kuchni – i od serca. W ten sposób pani Henryka okazywała swojemu mężowi miłość. Ale okazywała ją także jeszcze inaczej. Kiedy dzieci wpadały z hukiem do chałupy, a mąż był po wyjazdowych występach lub nocnych zdjęciach, zatrzymywało ich surowe spojrzenie mamy. Natychmiast milkły i chodziły po domu na paluszkach. A i tak mama raz po raz fukała: – Cicho, dzieci! Wasz tata śpi.

KOT NA SZCZĘŚCIE

– Franeczku? – Tak, mój kocie? Właśnie tak zwracali się do siebie Pieczkowie. Henryka zdrabniała imię męża. Franciszek z czułością nazywał ją kotem. Od początku, od kiedy spojrzeli sobie w oczy po raz pierwszy. Choć na początku to raczej nic nie było widać… – Pioruna, korki wywaliło!  – młodziutki Franek, student pierwszego roku Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej wyszedł na korytarz. Choć w całym akademiku zapadły egipskie ciemności, przed skrzynką z bezpiecznikami dostrzegł sylwetkę nieznajomej dziewczyny. Trzymała w zębach papierosa. Dzięki temu miała wolne ręce, więc swobodnie majstrowała przy bezpiecznikach. Po chwili w akademiku znowu pojawiło się światło. – Henryka  – przedstawiła się dziewczyna, otarła umorusaną rękę o spodnie i podała ją Franciszkowi. – Franciszek – odpowiedział chłopak. I jakoś już nie mógł oderwać od niej wzroku. Tak patrzył w szaroniebieskie oczy Henryki przez kolejnych pięćdziesiąt kilka lat. Henryka, lata 50. Kiedyś kupił swojej Heni na jarmarku kota. Czarna figurka stoi na komodzie w domu Pieczków do dziś. Nietrudno zgadnąć, że tym dwojgu przyniosła w życiu szczęście.

SKLEPIK W UJAZDOWIE

Zbliżała się godzina czternasta. Głodni byliśmy jak jasna cholera. Wskoczyliśmy do nyski i z planu serialu Czterej pancerni i pies pojechaliśmy do spożywczego. Najbliższy był w maleńkim miasteczku o nazwie Ujazdów – mówi producent i okazjonalnie aktor Zbigniew Stanek. Chwilę później on, kierownik planu, i dwaj aktorzy: Włodzimierz Press, odtwórca roli Grigorija Saakaszwilego, i Franciszek Pieczka, odtwórca roli Gustawa Jelenia, czyli Gustlika, na kolanach przepraszali za swój eksces staruszków, którzy niemal dostali zawału. Był rok 1968, od wojny minęły zaledwie dwadzieścia trzy lata, a głodni chłopcy przyjechali w swoich służbowych kostiumach. Jako pierwszy do sklepu wparował Zbigniew Stanek w mundurze niemieckiego żołnierza.
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj