Kiedy moi agenci poinformowali mnie o castingu do filmu Har­ry Potter i Kamień Filozoficzny, nie miałem pojęcia, że będzie to projekt o zupełnie innej skali niż te, w których dotychczas brałem udział. Miałem wrażenie, że to będą kolejni Pożyczalscy: film o spo­rym budżecie, z mnóstwem dzieci, w którym mam szansę wziąć udział, jeśli dobrze to rozegram. A jeśli nie dostanę roli? Trudno. Nie traktowałem tego jak sprawy życia i śmierci. Byłem przekona­ny, że pojawią się inne propozycje. Ale wkrótce stało się jasne, chociażby z przebiegu przesłuchań, że to będzie całkiem inna produkcja. Castingi były otwarte. Wysłali mnie na nie moi agenci, ale większość dzieciaków, które przyszły, uwielbiała książki o Harrym Potterze. Myślę, że byłem jedyną oso­bą na przesłuchaniu, która nie miała pojęcia, co to za opowieści i jak wiele znaczą dla niektórych ludzi. Już dawno zapomniałem, jak nauczyciel czytał nam o młodym czarodzieju. Nigdy wcześniej nie brałem udziału w tak długich i żmudnych castingach. Co prawda nie wysłano nas do Hollywood, ale wszyscy byli znacznie bardziej zaangażowani niż zazwyczaj. Pojawiły się ty­siące chętnych. Minęło mnóstwo czasu, zanim każdy otrzymał swo­ją szansę. Ekipa prowadząca przesłuchania z pewnością była wy­czerpana. Podszedłem do tego doświadczenia z typowym dla siebie brakiem entuzjazmu. Podczas gdy inne dzieci były niesamowicie podniecone perspektywą zagrania w filmie i znały książkę na pa­mięć, ja byłem ich całkowitym przeciwieństwem. Ustawili nas w trzydziestoosobowej kolejce. Jeden z dorosłych – później dowiedziałem się, że był to reżyser, Chris Colum­bus – przespacerował się wzdłuż kolejki i spytał każdego z nas, jaki element z książki najbardziej chcielibyśmy zobaczyć na ekranie. Pa­miętam, że nie zrobiło to na mnie najlepszego wrażenia. Słuchałem zdecydowanych odpowiedzi – Hagrid! Kieł! Quidditch! – i zastana­wiałem się, czy długo to jeszcze potrwa. Dopiero kiedy mężczyzna dotarł do chłopaka stojącego przede mną, uświadomiłem sobie, że nie tylko nie zastanowiłem się nad odpowiedzią, ale nawet nie mia­łem pojęcia, o czym wszyscy mówią. Kim był Hagrid? Czym był quidditch? Mój sąsiad oznajmił, że najbardziej nie może się do­czekać zobaczenia Gringotta, a ja pomyślałem: Co to takiego, do diabła? Może jakieś latające stworzenie? Nie miałem czasu się dowiedzieć. Chris Columbus zwrócił się do mnie. A jaki element książki ty najbardziej chciałbyś zobaczyć, Tom? Zamarłem. W sali zapadła niezręczna cisza. Uśmiechnąłem się rozbrajająco i wskazałem na chłopaka od Gringotta. Ten sam co on, stary! – odparłem i zatrzepotałem rękami. – Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę któregoś z tych Gringottów! Zapadła głucha cisza. Chcesz powiedzieć, że nie możesz się doczekać, aż zoba­czysz… Bank Gringotta? – odezwał się Columbus. O tak – szybko zablefowałem. – Bank! Jasne! Posłał mi przeciągłe spojrzenie. Wiedział, że ściemniam. A ja wiedziałem, że on wie. Pokiwał głową i ruszył dalej wzdłuż rzędu rozentuzjazmowanych i dobrze przygotowanych kandydatów. No trudno, pomyślałem. Raz na wozie, raz pod wozem. Ale przesłuchanie jeszcze się nie skończyło. Columbus oznaj­mił, że zrobimy przerwę. Zaczekajcie tutaj – poprosił. – Nikt nie będzie was nagrywał. Róbcie, na co macie ochotę. To oczywiście było oszustwo. Kamery były włączone, a pod sufitem wisiał duży włochaty mikrofon. Bywałem już na planach filmowych i wiedziałem, co się dzieje. Z dumą pomyślałem, że nie mam zamiaru wpaść w ich pułapkę. Podeszła do mnie jakaś zaciekawiona dziewczynka. Miała moc­no kręcone brązowe włosy i mogła mieć najwyżej dziewięć lat. Wska­zała palcem mikrofon. Co to jest? – spytała. Podniosłem wzrok i popatrzyłem ze znawstwem oraz odrobiną arogancji. Może nawet uśmiechnąłem się kpiąco. Niby co? To. To znaczy, że nas nagrywają, to chyba oczywiste. – Odwró­ciłem się do niej plecami i odszedłem, a dziewczynka zaczęła roz­glądać się po pomieszczeniu szeroko otwartymi oczami. Później dowiedziałem się, że nazywa się Emma Watson. To było jej pierw­sze zetknięcie z branżą filmową. Nie wiem, czy ktoś słyszał naszą rozmowę, ale jeśli tak, to z pewnością dało się we mnie dostrzec cechy Ślizgona. Ostatnią częścią castingu była rozmowa na osobności z Co­lumbusem. Trudno jest prowadzić przesłuchania z dziećmi. Czy mogą dobrze wypaść, jeśli postawi się je na scenie i każe wygłosić monolog? Ale Columbus miał talent do wydobywania z nas tego, co chciał zobaczyć. Odegraliśmy krótką scenę, w której Harry pyta Hagrida o jajo smoka. Prawdziwe smocze jaja trudno znaleźć, więc jako rekwizytu używaliśmy zwykłego kurzego. Scena była prosta. Zrobiliśmy jedną próbę, a potem włączyliśmy kamery.

SALA PRZESŁUCHAŃ. DZIEŃ.

TOM

(jako Harry)

Co to jest, Hagridzie?

COLUMBUS

(próbuje naśladować Hagrida)

To bardzo cenne jajo norweskiego smoka kol­czastego.

TOM

Ojej! Jajo prawdziwego smoka! Skąd je wziąłeś?

COLUMBUS

Są bardzo rzadkie, Harry. Trudno je zdobyć.

TOM

Mogę je potrzymać?

Chwila ciszy.

COLUMBUS

Zgoda, ale bądź ostrożny… jest bardzo de­likatne…

Ostrożnie podsunął mi jajko, ale w ostatniej chwili specjalnie je upuścił i rozbiło się na podłodze. Wszystko było ubrudzone smo­kiem. Reżyser czekał na moją reakcję. Myślę, że większość dzieci czułaby potrzebę, by coś powiedzieć, albo byłaby wystraszona. Ale moja złośliwa natura sprawiła, że tylko zachichotałem. Ta bezczelność – albo pewność siebie, nazwijcie to, jak chce­cie – najwyraźniej nie przeszkadzała mi w przejściu do dalszych eta­pów castingu. Po pierwszym dniu wzywano mnie jeszcze kilka razy. Co najmniej dwa razy czytałem kwestie Harry’ego, a także Rona. Tym razem było to kilka linijek ze scenariusza, ale nic mi one nie mówiły, ponieważ naprawdę nie miałem pojęcia, kim są czarodziej mieszkający pod schodami oraz jego rudowłosy kompan. Kazali mi zakładać okrągłe okulary i rysowali mi na czole bliznę. Spędziłem cały dzień w studiu z innymi wybrańcami. W pewnym momencie nawet ufarbowali mi włosy na rudo, ale na szczęście uniknąłem ko­lejnej trwałej. Zacząłem sobie myśleć, że może byłoby fajnie zagrać tego Harry’ego Pottera… Ale przesłuchania dobiegły końca i przez kilka tygodni nikt się do mnie nie odezwał. No nic. Brak wiadomości to dobre wiadomości, prawda? Niezupełnie. Latem całą rodziną wybraliśmy się na kemping do Francji. Mama, tata i czterej bracia Feltonowie wpakowali się do starego niebieskiego forda transita, który miał w zwyczaju psuć się w po­łowie drogi. To niewątpliwie były najlepsze wakacje mojego życia. Świeże bagietki. Odkrycie nutelli. Pamiętam, jak siedziałem przed namiotem i leniwie bawiłem się jo‑jo, podczas gdy mama czytała gazetę. Nagle zawołała mnie, żeby pokazać mi jakieś zdjęcie. Na fotografii znajdowali się dwaj chłopcy i dziewczynka. Je­den z chłopców miał ciemne włosy, a drugi rudą czuprynę. Dziew­czynka miała długie kręcone brązowe włosy i od razu rozpoznałem w niej tę małą, którą niezbyt sympatycznie potraktowałem podczas castingu. Nagłówek głosił: Obsada Harry’ego Pottera ujawniona. Wzruszyłem ramionami z udawaną nonszalancją. Trudno, może następnym razem. – Oddaliłem się, żeby dalej puszczać jo‑jo. Nie będę kłamał, poczułem rozczarowanie. Ale opa­nowałem się i dziesięć minut później już pogodziłem się z porażką. Może fajnie byłoby zostać czarodziejem, ale nic z tego nie będzie, więc najlepiej cieszyć się wakacjami i bawić jo‑jo w słońcu.

***

Strony:
  • 1
  • 2 (current)
  • 3
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj