W najbliższą środę, 23 lutego, ukaże się debiutancka powieść Christiny Sweeney-Baird pod tytułem Koniec mężczyzn.  W tym dziejącym się w nieodległej przyszłości thrillerze Christina Sweeney-Baird opowiada o przemianie świata, którego przetrwanie zależy wyłącznie od kobiet. Na Ziemi pojawił się nowy, zabójczy wirus, który atakuje wyłącznie mężczyzn. Rozpoczyna się wyścig z czasem, by udało się uratować połowę ludzkości.  Wydawnictwo Czarna Owca udostępniło fragment powieści Koniec mężczyzn w przekładzie Doroty Konowrockiej-Sawy. Miłej lektury!

KONIEC MĘŻCZYZN - FRAGMENT POWIEŚCI

AMANDA

GLASGOW, WIELKA BRYTANIA

Dzień 1

W listopadzie zawsze jest spory ruch, ale to już przekracza wszelkie granice. Podziały w rejonie Gartnavel chyba nigdy nie ujawniły się równie wyraziście. Upadki na lodzie i mokre kaszle mieszkańców wyglansowanego jak na klasę średnią przystało West Endu Glasgow pojawiają się na oddziale ratunkowym wraz z kosztownymi pasemkami, wiedzą na temat rozmaitych typów antybiotyków i szczekliwą wymową ludzi, którzy nie pozostawiają personelowi wątpliwości, że ich rodzice i dziadkowie mają zostać zbadani w tej sekundzie. Rewersem tej opowieści o dwóch miastach jest marskość wątroby, chroniczna bieda i mało przyjemne dla oka efekty uboczne palenia od podstawówki. – Kolejny SGŻ – mówi pogodnie znakomita młoda pielęgniarka Kirsty i w przelocie bezceremonialnie wciska mi do ręki kartę pacjenta. Syndrom Gównianego Życia. W lekarskim żargonie: „W sumie nic panu nie jest, jest pan po prostu bardzo smutny, bo pana życie jest faktycznie trudne i nic pan na to nie poradzi”. Kiedyś próbowałam pomagać, naiwna sierota. A jeśli ten ktoś nie ma nikogo poza mną? – myślałam zrozpaczona, dzwoniąc siedem razy w półgodzinnych odstępach do ośrodka pomocy społecznej, aż wreszcie przestali odbierać. Po uzyskaniu specjalizacji nabrałam dystansu. – To po co mam go badać? – pytam. To strata mojego czasu, klasyczna gówniana robota spadająca na rezydentów, jeśli można mówić w tym kontekście o jakiejkolwiek klasyce. – Matka poprosiła o konsultację specjalisty. Z nikim innym nie chce rozmawiać. Jasne. To nie fair, niemniej faktem jest, że głośne, uporczywe i ogólnie męczące dla personelu domaganie się konsultacji specjalisty zapewnia w szpitalu lepszą opiekę. Nie to, żebyśmy nabierali szacunku do natręta. Po prostu chcemy się go pozbyć. Odsuwam zasłonę zapewniającą pacjentowi namiastkę prywatności.
Źródło: Czarna Owca
– Jak mogę pomóc? – pytam tym dziarskim, a przy tym lakonicznym tonem zarezerwowanym dla zdrowych okupujących mój zatłoczony i niedofinansowany oddział ratunkowy. – On źle wygląda – warczy chorobliwie blada kobieta, wskazując na dziecko, które choć znudzone, sprawia wrażenie bezczelnie zdrowego. – Co mu dolega? – pytam, siadając na wprost niego. Z karty wynika, że wszystkie podstawowe parametry są w normie. Nie ma nawet gorączki. Nic mu nie jest. – Śpi do południa i ma kaszel. Dziecko nie wydało z siebie najlżejszego dźwięku. Po kilku niewinnych pytaniach wszystko się wyjaśnia. Dzieciak przechodzi fazę szybkiego wzrostu, a gdy wracał ze szkoły do domu z jakimś znajomym ancymonem, zapalił ukradkiem papierosa. Niech ktoś zadzwoni po Sherlocka, jestem gotowa wejść w spółkę. Gdy wypycham stropionego chłopca i jego matkę za drzwi, dzwoni telefon, pod którym przyjmujemy zgłoszenia wymagające natychmiastowej interwencji. Dwumiesięczne dziecko, podejrzenie sepsy, już do nas jedzie.
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj