Wszystko zaczęło się latem 2014 roku, kiedy scenograf Arthur Max przedstawił Ridleyowi Scottowi dwa zdjęcia przedstawiające pustkowie z czerwonawym piaskiem. Jedno przedstawiało Marsa, drugie pustynię Wadi Rum w Jordanii. Ridley Scott zapytał go, które przedstawia Marsa, bo nie dało się tego stwierdzić - i tak też podjęli decyzję o kręceniu zdjęć w tej lokacji.
"Chciałem wszystko zrobić dobrze - tak jak Stanley Kubrick przy 2001: A Space Odyssey. Chciałem wcześniej wrócić do Jordanii, kiedy kręciłem G.I. Jane. Latem jest tam ponad 50 stopni Celsjusza. Jest jednak pewna perfekcja w prostocie tego miejsca. Nie ma tam roślinności. Wiedziałem, że to idealne miejsce do nakręcenia innej planety" - wspomina Ridley Scott w rozmowie z THR.
Okazuje się, że najpierw kręcono w Budapeszcie w studiu, a dopiero potem przeniesiono się na pustynię do Jordanii. W tych scenach jedynym aktorem na planie był Matt Damon i to było dla niego najtrudniejsze. Wspomina, że dzwonił często do żony i narzekał.
Źródło: 20th Century Fox
Pozostałe zdjęcia kręcono w jednym z największych studiów w Europie - w Budapeszcie, gdzie zbudowana krajobraz Marsa. Budynek, w którym filmowano, był większy niż stadion piłkarski. W nim obsada chodziła i grała w prawdziwych, ważących 36 kilogramów kombinezonach astronautów. Ridley Scott chciał osiągnąć pełen realizm i za wzór postawił sobie wyczyny Stanleya Kubricka, dlatego też obsada musiała oddychać tylko i wyłącznie tlenem pompowanym do kombinezonów. Wyjawiono też pewną ciekawostkę - ekipa filmowa nie była w stanie znaleźć zimą ziemniaków w Budapeszcie, dlatego hodowano je na planie w specjalnej szklarni wykorzystującej zdobycze techniki. Zainteresowanie filmem pojawiło się w 2013 roku, kiedy młoda producentka Aditya Sood ściągnęła ebooka książki The Martian Andy'ego Weira i pokazała ją swojemu szefowi - Simonowi Kinbergowi, który jest producentem serii X-Men.
"Studia filmowe boją się, że science fiction to coś zimnego i wyobcowanego, ale tutaj mieli mocną historię opartą na postaci".
Kinberg przekonał studio do realizacji filmu. Do napisania scenariusza zatrudniono Drew Goddarda, który pierwotnie miał także reżyserować. Goddard jednak dostał pracę przy spin-offie serii Spider-Man w Sony zatytułowanym The Sinister Six (który ostatecznie nie powstał, a projekt został odłożony na półkę), dlatego też zrezygnował z reżyserii The Martian. Wówczas do gry wkroczył Steve Asbell - pokazał scenariusz Ridleyowi Scottowi, który zakochał się w tym tekście i zgodził się na reżyserię. Okazuje się, że nie wprowadzono wielu poprawek w scenariusz Goddarda, ponieważ nie było na to czasu. Twórcy mieli bardzo określony termin prac, gdyż od razu po zakończeniu The Martian Matt Damon ruszał na plan Bourne'a 5. Scott dodał od siebie element prowadzenia wideopamiętnika przez głównego bohatera.
"Nagle zaczął traktować kamerę jak kumpla i bawił się z nią jak z towarzyszem" - tłumaczy reżyser.
Jako że Scottowi zależało na maksymalnym oddaniu naukowego realizmu, scenograf udał się do NASA, by poznać odpowiednie informacje. Przy filmie konsultantem był dr James Green z NASA, który zdradza, że scenograf spędził wiele godzin na przeglądaniu przydatnych materiałów z Marsa związanych z wyglądem planety, łazikiem i kombinezonami. To właśnie stanowiło podstawę dla Andrew Maxa do budowy scenografii w studiu w Budapeszcie.
"Musieliśmy sprowadzić do studia jakieś 1000 ton zabarwionego piasku i ziemi. Transport wszystkiego trwał trzy tygodnie" - mówi Andrew Max.
Źródło: materiały prasowe
Pierwotnie Ridley Scott chciał wykorzystać prawdziwe prototypy marsjańskich kombinezonów stworzonych przez NASA, które agencja nazwała Zed 1 i Zed 2. Jeden waży ponad 70 kilogramów. Filmowcy mieli z nimi jednak pewien problem - hełmy zasłaniały twarze aktorów, dlatego też Janty Yates, kostiumograf, stworzył filmowe kombinezony oparte na tych prototypach, które spełniały oczekiwania reżysera.
"Cały film jest wierną adaptacją mojej książki. Byłem pod wielkim wrażeniem, ile wysiłku włożyli w to, by zachować techniczną dokładność. Zazwyczaj Hollwood ma takie rzeczy w poważaniu. Naukowa dokładność była jednym z powodów popularności książki" - tłumaczy Andy Weir.
Okazuje się, że efektów komputerowych nie ma zbyt wiele. Poza sceną umieszczenia głowy Damona na ciele chudego człowieka, by ukazać jego wygląd po głodowaniu, twórcy kolorowali tło, by wyglądało bardziej jak na Marsie. Zobacz również: „Marsjanin” – świetne zdjęcia przed i po nałożeniu efektów specjalnych Przypomnijmy, że The Martian zebrał na całym świecie znakomite 488 mln dolarów przy budżecie 108 mln dolarów. Takim sposobem film stał się największym komercyjnym hitem w karierze Ridleya Scotta.
źródło: The Hollywood Reporter
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj