Najpierw podróż samolotem, by dotrzeć do okolic, a potem kilkugodzinna jazda busem, by trafić na ścisłe miejsce zdjęć. Choć pewnie podobnie można by opisać wycieczkę na hawajski plan popularnych kilka lat temu Zagubionych, tak naprawdę chodzi tu o polską Watahę. Też kręci się ją gdzieś na odludziu, gdzie zasięg mają tylko posiadacze telefonów satelitarnych, a chodzenie gdziekolwiek w pojedynkę jest stanowczo odradzane. Tyle że u nas w Bieszczadach jest znacznie zimniej.

Zdyszany Leszek Lichota biegnie przez leśny potok, potykając się o kamienie. W manewrowaniu po trudnym i śliskim podłożu nie pomaga mu fakt, że zakuto go w kajdanki. Zmarznięty jest zarówno bohater, jak i sam aktor go grający. Ale tak to się tu odbywa. – Jeszcze raz! – do ekipy woła Kasia Adamik, reżyserka dwóch ostatnich odcinków Watahy. I znowu Lichota chowa się za konar, na ustalony znak wybiega, potyka się o połyskujące spod wody kamienie i wbiega do pobliskiej chatki. Jest godzina 15:00, temperatura powietrza tego dnia oscyluje w graniach zera, a potok liczy jakieś 3 stopnie więcej, więc wręcz dosłownie mrozi krew w żyłach. Trudne ujęcie? – To jest pikuś. Żałujcie, że nie widzieliście porannych scen! – mówi już po zakończeniu zdjęć dziennikarzom Leszek Lichota.

Zdjęcia w trudnych warunkach nie są oczywiście niczym nowym i nie to świadczy o wielkości HBO. Trudno jednak nie patrzeć na to, jak powstaje Wataha i nie mieć wrażenia, że w końcu będziemy mieli polski serial z prawdziwego zdarzenia. Polsatowska Ekipa cierpiała na wyraźne braki budżetowe, Krew z krwi Canal+ skończyło się, zanim jego fabuła zdążyła się na dobre rozwinąć, a Bez tajemnic - choć świetne - trudno nazwać pełnoprawnym serialem fabularnym. Wataha wygląda zaś na produkcję, która równie dobrze mogłaby powstać za oceanem. Naturalnie gdyby nie fakt, że jest mocno zakorzeniona w polskiej rzeczywistości i swego rodzaju etniczności.

[image-browser playlist="587006" suggest=""]

Akcja serialu rozgrywać będzie się w Bieszczadach - miejscu, do którego nie dotarł pośpiech charakterystyczny dla nowoczesności i życia w metropoliach. Strażnicy graniczni, którzy stanowią tytułową "watahę" (choć to tylko jedna z interpretacji nazwy serialu), będą często zdani tylko na siebie. Najważniejszą rolę odegra zaś granica - zarówno w sensie dosłownym (polsko-ukraińska), jak i bardziej metaforycznym. – Mamy granicę między dwoma państwami, ale nie chodzi tylko o pasek ziemi. Staraliśmy się podejść do tego pojęcia w taki sposób, by nie było ono jednowymiarowe. Liczy się też granica w ludziach – mówi Izabela Łopuch, producentka serialu HBO. – Ważne będą granice naszych możliwości i granice, jakie sami sobie stawiamy.

Watahę określa się jako serial obyczajowo-sensacyjny. Choć w grudniu zapadają ostatnie klapsy na planie w Bieszczadach, a ostatnią scenę nakręcono już wcześniej, wciąż niewiele wiadomo na temat fabuły. Dzięki dziennikarskiemu śledztwu na miejscu udało się nam dotrzeć do kilku informacji, które wedle planu nie miały być ujawniane. Oficjalne ogłoszenie ich pozostawimy jednak HBO, a sami zdradzimy jedynie, że choć głównym zajęciem pograniczników są codzienne kilkunastokilometrowe obchody, serial nie będzie skupiać się wyłącznie na chodzeniu. Wątkiem przewodnim będzie śledztwo, w którym główną rolę odegra Wiktor Rebrow, bohater grany przez Leszka Lichotę. Na początku serialu dojdzie do pewnego tragicznego w skutkach wydarzenia, a wspomniany Rebrow, by oczyścić swoje imię i uwolnić się od podejrzeń, będzie musiał sam rozwiązać kryminalną intrygę.

Twórcy rozpisali fabułę na sześć odcinków, w których na pewno nie zabraknie kilku interesujących zwrotów akcji i dramatycznych momentów. Scenarzyści dodatkowo często konsultowali swoje pomysły z prawdziwymi pogranicznikami, czasem dowiadując się przy tym, że to, co wymyślili, wcale nie jest tak dalekie od rzeczywistości. – Niejednokrotnie zdarzało się, że wpadłem na pomysł wydarzenia, które miało miejsce naprawdę. Wymyśliłem na przykład kiedyś taką scenę: strażnicy zatrzymują samochód, a na jego masce widać mnóstwo krwi. Otwierają ją, a tam leżą trzy zabite świnie – opowiadał Artur Kowalewski, producent wykonawczy serialu z ATM Grupa. – Zatrzymałem pierwszy lepszy patrol, opowiedziałem im wymyśloną przeze mnie przed chwilą scenę, po czym oni odpowiedzieli: "Nic pan nie wymyślił, my to mieliśmy pół roku temu".

[image-browser playlist="586783" suggest=""]

Serial nie będzie się bać pokazywania bohaterów podejmujących wątpliwie moralnie decyzje, nawet jeśli będą to sami strażnicy. – Nie zostaną oni przedstawieni w świetle złym czy dobrym, zostaną przedstawieni po prostu jako ludzie – mówił dalej Artur Kowalewski. Jako że domem Watahy będzie ostatecznie nie Polsat (to na zamówienie tej stacji powstał pilot), a HBO, spodziewać się możemy szorstkiego i - przede wszystkim - realistycznego języka. Tylko w stacji kablowej można pokazać to, co naprawdę dzieje się na granicy: działalność przestępczą, a w szczególności przemyt. Ten ostatni nie dotyczy tylko alkoholu czy używek, ale także ludzi. – To będzie mocna historia. Czasem straszna, czasem wzruszająca – podsumował Kowalewski.

Ekipa serialu dba o realizm zarówno poprzez zdjęcia w naturalnym miejscu akcji, jak i przez konsultacje ze Strażą Graniczną czy mieszkańcami okolicznych miejscowości. Na ostateczną ocenę, jak jej się udało, trzeba co prawda poczekać do premiery, ale już teraz mamy pierwsze przesłanki, że dobrze odrobili pracę domową. Andrzej Zieliński, serialowy major Konrad Markowski, w trakcie zdjęć został uznany za prawdziwego dowódcę. – Byłem w kostiumie i wyszedłem na papierosa z dwoma kolegami, którzy byli prawdziwymi strażnikami. W międzyczasie podjechało dwóch komandosów, którzy chcieli przy granicy zostawić samochód. Podchodzi jeden z nich do mnie i mówi: "Pan jest oficerem dyżurnym?" – wspominał aktor Andrzej Zieliński, który zachował kamienną twarz podczas całej sytuacji. - Odpowiedziałem mu: "Jestem tutaj komendantem". I oni brnęli w to dalej: "A to przepraszam, panie komendancie, bo my chcieliśmy tylko samochód zostawić". Potem jednak drugi z komandosów zaczął mi się przyglądać i rozpoznał moją twarz.

Wataha będzie oddawać nie tylko wygląd, ale także ducha Bieszczadów. W tamtejszych górach wedle wierzeń nie brakuje chroniących je duchów czy bożków. Miejscowe legendy mają swoje odzwierciedlenie w serialu w osobie Szeptuna, niemego bohatera o aparycji Mariana Dziędziela. Nasz polski odpowiednik szamana będzie wspierać bohaterów nieco bardziej alternatywnymi metodami. Pomoc będzie im zaś na pewno potrzebna, bo bieszczadzkie lasy to nie tylko duchy, ale też groźne zwierzęta…

[image-browser playlist="587007" suggest=""]

Jednym z najbardziej wyjątkowych gościnnych występów w serialu miała być rola… niedźwiedzia. Choć w miejscu zdjęć do Watahy te brunatne drapieżniki występują naturalnie i zgodziłyby się pewnie zagrać bez żadnych opłat, potrzebowano okazu z doświadczeniem aktorskim. Tresowanego niedźwiedzia ściągano aż z Węgier (jak przyznała producentka, Izabela Łopuch, było to "więcej niż kosztowne"). Ponoć występował on już nieraz przed kamerami, jednak ostatecznie okazało się, że nie tylko ominął zajęcia z metody Stanisławskiego, ale również w ogóle zapomniał o tym, że potrafi grać. – Miał dość łatwe zadanie: przejść z jednego miejsca na drugie. Nie chciał jednak w ogóle się słuchać – zdradziła Izabela Łopuch. – Zepsuł zupełnie już nam jeden dzień zdjęciowy i cały czas nie reagował ani na nas, ani na swojego tresera. W pewnym momencie misiek w trakcie ujęcia podszedł do wykopanego przez ekipę na potrzeby serialu zbiornika wodnego. Zaczął dotykać tafli wody swoją łapą, zanurzał ją coraz pewniej, coraz pewniej… aż w końcu do niego wpadł. W tym momencie wszystko zamarło – wspomina dalej tę pełną napięcia chwilę producentka. Nie wiadomo było, jak zwierzę w tej sytuacji się zachowa, a kaskaderzy byli bardzo blisko. - Kamery szły, wszystko się nagrywało. Na szczęście nic nikomu się nie stało, a my potem przebudowaliśmy tę scenę tak, by użyć tego materiału, który przez przypadek zrealizowaliśmy. Kosztowało nas to trochę pracy, ale… Misiek wpadający, a potem wydrapujący się z bajora? Nie mogliśmy tego nie wykorzystać.

Premiera nowego serialu HBO ma nastąpić w 2014 roku. Niestety wydaje się prawdopodobne, że nie będzie to jego pierwszy lub drugi kwartał. Wtedy obejrzymy Detektywa, trzeci sezon Dziewczyn i kolejną Grę o tron. Na pewno jednak warto na Watahę czekać.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj