Pod koniec maja ukazała się powieść Non Pratt zatytułowana Truth or Dare. Poniżej znajdziecie opis książki, jej okładkę, a także wzmiankowany fragment.
Claire nie lubi być w centrum uwagi, ale jeśli to jedyny sposób, by Sef ją zauważył, jest gotowa podjąć to ryzyko. Sef zrobi wszystko, aby pomóc swojemu niepełnosprawnemu bratu. Wciąga Claire w niebezpieczną grę, w której ceną jest nie tylko miłość, ale nawet życie... Bo co pozostało do stracenia, gdy jesteś gotów zaryzykować wszystko? Emocjonalna i autentyczna opowieść o odwadze i walce z przeciwnościami losu. Dwa punkty widzenia i jedna cienka granica, którą bardzo łatwo przekroczyć. A ty jak daleko możesz się posunąć, gdy kochasz?
Źródło: Zielona Sowa

R O Z D Z I A Ł  1

W szkolnej auli jest okropnie zimno. Rich ma na sobie tak obcisłą koszulę, że widać pod nią zarys jego sutków. Rozpraszają mnie, bo nie mogę oderwać od nich wzro­ku, jakbym była zahipnotyzowana. – Czy to zebranie nigdy się nie skończy? – Seren cięż­ ko opiera się na moim ramieniu, gdy dyrektor szkoły, pan Chung, podnosi się z krzesła stojącego z tyłu po­dium i podchodzi do mównicy. – Chyba nie – mruczę pod nosem. Rich pochyla się w naszą stronę i szepcze: 7 – Zwłaszcza jeśli rzecz dotyczy przemów albo matmy… Pan Chung odchrząkuje i mówi: – Niektórzy z was już wiedzą, co się stało latem, gdy Kamran Malik wpadł do rzeki Lay. Wszyscy już słyszeli o tym strasznym wypadku. Roz­lega się szmer zduszonych okrzyków i gwałtownych wdechów. – Wpadł czy wskoczył? – pyta dociekliwie jeden z sie­ dzących za nami dwunastoklasistów. W szkole West Bridge jest niemądra tradycja ska­kania przez uczniów po egzaminach z wiaduktu na nogi do rzeki. Mówi się, że na początku lata zrobił to Sef Malik, młodszy brat Kama (i prawdziwy przystoj­niak!). Ale nie potrafię sobie wyobrazić, że robi to ten drugi. – Kamran… dla większości z nas Kam… po wyciągnię­ciu z wody został przewieziony do szpitala z podejrze­niem urazu mózgu. Ponad dwa tygodnie był w śpiączce, ale wczoraj odzyskał przytomność. – Po tych słowach dyrektora ktoś niepewnym głosem wznosi okrzyk rado­ści, ale nie jest to dobry moment, sądząc po minie pana Chunga, który kontynuuje: – Gdy jego stan się poprawi, chłopiec zostanie umieszczony w miejscowym ośrodku rehabilitacji. Obrażenia, jakich doznał na skutek upad­ ku, oznaczają, że ponownie będzie musiał się nauczyć wielu podstawowych umiejętności. Taki trening wyma­ga czasu i pomocy medycznej. Również rodzina Kama będzie potrzebowała wsparcia. Jak wszyscy inni rozglądam się po auli, chcąc zoba­ czyć jego braci, a przynajmniej tego, którego bym rozpo­znała. W ostatnim rzędzie, zajmowanym przez uczniów z dwunastej klasy, dostrzegam kolegów Sefa – wysokie­ go spokojnego Finna Gardnera i osławionego Matthew Lunda – ale samego Sefa nie ma. – Yousef i Amir pojawią się w szkole w przyszłym tygodniu. Prosimy was o uszanowanie ich sytuacji, jak przystało na uczniów West Bridge, a kolegów Sefa i Amira o okazanie im uwagi i cierpliwości. Ci, którzy znają obu tylko z widzenia, niech traktują ich przyjaźnie. Niech nikt natarczywie im się nie przygląda, nie szepcze na ich widok i nie rozpuszcza na temat Kama żadnych pogłosek. Wiem, że Kam jest bardzo lubiany jako jeden ze starszych prefektów w ostatniej klasie. – Po tych sło­wach dyrektora zapewniamy go o tym głośniej, niż wyra­żaliśmy smutek z powodu tego, co się stało. Pan Chung mówi dalej: – Wiem, że wszyscy mu dobrze życzycie. Gdyby ktoś chciał dodać mu otuchy, niech do przyszłego piątku podpisze kartkę wyłożoną przed moim gabine­tem. Jest tam też koperta na datki dla Szpitala Rehabili­tacji Neurologicznej Recreare. Na dźwięk tej nazwy sztywnieję, gdyż będę tam wo­lontariuszką w ramach programu nagród księcia Edyn­burga. W przyszły piątek rozpoczynam szkolenie. Pan Chung daje nam skinieniem głowy znak i rzęda­mi opuszczamy aulę. Zaczynamy rozmawiać coraz głośniej, a nauczyciele stanowczo starają się nas uciszyć. – Boże, co za horror! – mówi Rich, jakby wciąż nie mógł uwierzyć w to, co się stało. – Miał rozpocząć studia w Cambridge… – rzuca Se­ren, po czym milknie pod wpływem surowego spojrzenia Richa, ale za późno; zaczynają się kłócić. – Czy byłoby lepiej, gdyby poszedł na uniwerek w Hull albo na akademię sztuk pięknych, albo… – szydzi z niej, klepiąc się w policzek – …jeszcze gorzej: gdybyw ogóle zrezygnował ze studiów? – Och, zamknij się, Denverze Richardsie! Nie o tym mówię! – odcina się Seren. – No to o czym? – Sama nie wiem. Chyba chodzi mi o to, że coś ta­kiego może się przydarzyć każdemu. Że przykładanie się do nauki i bycie prefektem, i wszystkie starania, by być dobrym uczniem, nie chronią przed… tym! Zostawiam ich samych. Mam na głowie własne sprawy. Zastanawiam się, jak to będzie przebywać w Recreare w tym samym czasie co Kam. Właściwie się nie znamy. Rozmawiałam z nim tylko raz, dziękując mu, że nie pozwolił ośmioklasistom z drużyny hokejowej wepchnąć się przede mnie do kolejki po lunch w stołówce. Mimo to… Z tyłu dobiega mnie znajomy hieni śmiech i czuję zimny dreszcz. W czasie wpisywania się na listę udało mi się uniknąć spotkania z jaskiniowcami. Ale teraz przy schodach panuje taki tłok, że muszę zwolnić. Nie mam jak uciec. Widzę ich dziś po raz pierwszy od czasu, kiedy to się stało. To był jeden z najgorętszych dni tego lata. Ja, Seren i Rich siedzieliśmy na kocu, wyglądając dość zabawnie: ja po jednej stronie – biała, jakbym całe życie spędziła w jaskini, Seren po drugiej – śniada, gdyż ma ojca Turka, a między nami opalony Rich. – Szósta – powiedziałam. – Każdego uwzględniamy tylko raz – zwróciła mi uwagę Seren. Liczymy osoby, które przechodząc obok nas, obcza­jają Richa. – Czuję się uprzedmiotowiony przez kobiece spoj­ rzenie – burknął nasz kolega. – To akurat było męskie – stwierdziłam, wiedząc z góry, że Seren uśmiechnie się na te słowa. – Jeśli tak bardzo nie chcesz czuć się uprzedmioto­wiony, to załóż top – poradziła mu. – Obwiniasz ofiarę – odgryzł się Rich. – Szczerze mówiąc, mnie to nie bierze. Jestem po two­jej stronie. Ubieraj się, jak chcesz. Dla mnie to tylko goła koścista klata, żadna tam prowokacja – wypaliła Seren. Rich tak bardzo przeżywał te słowa, że zauważył Chloe King i Gemmę Brogan dopiero wtedy, gdy znaleźliśmy się w ich cieniu, gdy do nas podbiegały. Były tak mokre, że Gemma dostała gęsiej skórki, a spod białej oblepiającej ciało sukienki Chloe prześwitywała stylowa bielizna albo kostium kąpielowy. – Jaskiniowcy wywalili nas spod fontanny! Pomoże­cie nam ją odbić? – spytała Chloe, podczas gdy Gemma zerkała na Richa, więc doliczyłam ją do osób, które go obczajają. Ja i Rich, w przeciwieństwie do Seren, mieliśmy na to wielką ochotę. Zostawiliśmy więc Seren na kocu, aby pilnowała naszych rzeczy. Przy fontannie była istna masakra. Z każdego, kto znalazł się w jej pobliżu, spływała woda. Ludzie z takim zapałem ochlapywali się nawzajem i tak głośno wrzesz­ czeli, że nie było wiadomo, co się dzieje. W pewnym mo­mencie Vijay Dinn objął mnie w pasie. Mam do niego słabość, więc ucieszyłam się, że zwrócił na mnie uwagę. Śmiejąc się i piszcząc, usiłowałam mu się wyrwać. Kiedy w końcu mi się to udało i zamierzałam wziąć na nim od­wet, dostrzegłam zaskoczona, że gapi się na mnie zszo­kowany, a jednocześnie zachwycony. Okazało się, że gdy się szamotaliśmy, rozwiązał mi się na szyi stanik od bikini i zsunął się z piersi. Wszyscy w parku mogli zobaczyć moje gołe cycki. Teraz jaskiniowcy zrównują się ze mną na scho­dach i James Blaithe – najbardziej postawny i prostacki spośród tych trzech troglodytów – bezczelnie gapi się na mój biust, a po chwili udaje, że robi mi zdjęcie. Gdy śmieje się od ucha do ucha, ma z powodu swojej nie­ co wysuniętej dolnej szczęki drapieżny wygląd. A jego kumpel Isaac, istny kurdupel, szczerzy zęby, widząc, że szczelniej okrywam się szkolnym swetrem. James nie musi teraz udawać, że robi mi zdjęcie, gdyż całe zajście przy fontannie sfilmował telefonem i wrzucił nagranie na anonimową plotkarską stronę internetową, otagowując je #MleczneCyce. W ten sposób sprowadził moje życie do chwili, której nie można cofnąć komendą Ctr+Z – chwili, która w ciągu dwudziestu dwóch dni po­ wtórzyła się ponad tysiąc razy.

* * *

Po lunchu, na lekcji francuskiego pani Cotterill poleca Jamesowi, by rozdał wszystkim zestawy zadań. Udaję, że go nie widzę, gdy szura nogami, zmierzając do mnie i Seren. Ale on zatrzymuje się przy mojej ławce i zmusza mnie do sięgnięcia po arkusz. – Ten dla Mlecznych Cyców… – mruczy pod no­sem. Seren wyrywa mu kartkę z ręki i syczy wściekła: – Ona ma na imię Claire!!! Szepczę, by dała sobie z nim spokój, ale później widzę, że jest na mnie zła, bo ani drgnie, gdy pytam ją o imiesłów bierny. A po lekcji na korytarzu mówi do mnie z pretensją, rzucając wściekłe spojrzenie na Jame­sa i Isaaca, którzy prześcigają się w udawaniu pierdze­nia, ściskając wetknięte pod pachy dłonie: – Powinnaś to zgłosić. To jest molestowanie seksual­ne. Nie może mu to ujść na sucho. Seren nie rozumie, że on czuje się bezkarny. Da się skasować link, lecz nie da się wymazać czegoś z cudzej pamięci. Dziś, gdy tylko ktoś na mnie spojrzy, zastana­wiam się, czy widział to wideo i zostawił komentarz… ALE WYMIONA! TRZEBA OBADAĆ JEJ MELONY! STOJĄCY SUTEK, NIE? (( @ )) (( @ )) PRZEŚLADUJĄ CZŁOWIEKA CAŁY CZAS… Kłócimy się, gdy idziemy do szafek, gdzie czeka na nas Rich. – Daj sobie z tym spokój – powtarzam. – Nie zgłoszę tego. – Czego Claire nie zgłosi? – dopytuje się Rich. – Filmiku nakręconego przez Jamesa – odpowiadam, a Seren oświadcza: – A powinna. Rich spogląda na mnie ze współczuciem i mówi: – Skoro Claire nie chce tego zrobić… – A może to ty tego nie chcesz?! – naciera na niego Se­ren, potrząsając swymi ostrzyżonymi na boba gładkimi czarnymi włosami, które zafalowały dokładnie tak, jak­ by to był wygenerowany komputerowo efekt specjalny w reklamie szamponu. – Okej! Okej! – woła Rich, unosząc ręce w geście ka­pitulacji. – Jako kapitan drużyny futbolowej nie chcesz, by Ja­mes był na pozycji spalonej, co? – Seren nie ustępuje. – Co ma do tego futbol? – broni się Rich. – Słucham, czego chce moja najlepsza kumpelka. Nie uważam się za najmądrzejszego, który decyduje o tym, co jest słuszne. – Tu nie chodzi o żadne decydowanie!!! – wścieka się Seren, ganiąc nas wzrokiem, i zwraca się do mnie: – Jeśli tego nie zgłosisz, on znowu to zrobi. – Cokolwiek bym zrobiła, będzie na mnie mówił „Mleczne Cyce”… – Nie chodzi tylko o ciebie! – ripostuje Seren. – Na­stępnym razem to może być ktoś inny. James Blaithe to duży dzieciak. Jeśli ktoś mu się nie postawi, uzna, że może tak robić dalej. Szkoda, że Seren tak się na mnie złości. Nie rozumie, że doniesienie na Jamesa tylko pogorszy sprawę. Wolę być obiektem żartu, niż zostać uznaną za osobę, która nie zna się na szkolnych dowcipach. – Wiem, o co ci chodzi. Po prostu nie chcę zemsty – tłumaczę jej. – W takim razie ja to zrobię… – Seren, proszę cię – protestuję. Jest stanowcza i często jej ulegam, ale nie tym razem. Mówię dobitnie: – W naszej szkole tylko nauczyciele nie widzieli tego fil­miku. Chciałabym, aby tak zostało. Seren rozszerza nozdrza, jak zawsze, kiedy musi się przed czymś powstrzymać. – Niech ci będzie – kończy rozmowę i szarpie drzwiczki szafki. Zostawia książki do francuza, zabiera do anglika i odchodzi sztywnym krokiem, bo rozzłosz­czona nie potrafi inaczej. Gdy podążamy za nią, Rich obejmuje mnie za szyję i ściska. – Żeby było jasne: ja nie widziałem twoich cycków! – oświadcza. – Nawet w pokazie na żywo? – pytam, wbijając wzrok w podłogę. – Wtedy odwróciłem wzrok – zapewnia. Uśmiecham się do niego niepewnie. – To nie jest hasztag dla wszystkich facetów, co nie, Rich? – pytam z nadzieją. – Ten nie jest – mówi krótko.
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
  • 3
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj