Turtle słyszy, jak Martin oddycha przez skrzywiony nos, a każdy jego oddech jest dla niej nie do zniesienia, bo go kocha. Bada spojrzeniem jego twarz, każdy szczegół, i myśli: ty suko, dasz radę, ty suko. – Popatrz – mówi tato. – Spójrz. Wyjmuje jej ołówek spomiędzy palców i dwoma płynnymi ruchami skreśla „podejrzany”, a w to miejsce wpisuje „pediatra”. Oddaje jej zeszyt i pyta: – Kruszynko, co będzie pod dwójką? Przed chwilą to czytaliśmy. Masz to przed oczami. Turtle patrzy na stronę, która stała się teraz najmniej istotną rzeczą w całym pokoju, i wypełnia ją niecierpliwość. Martin łamie ołówek i kładzie obie połówki przed notesem. Ona nachyla się nad kartką i myśli: głupia, głupia, głupia, gówno potrafisz. On drapie paznokciami po zaroście. – No dobra. – Martin garbi się ze zmęczenia, przeciąga palcem po plamce krwi na swoim talerzu. – No dobra, w porządku, dosyć na dzisiaj, już dość. Co z tobą nie tak? – Po chwili kręci głową. – Nie, w porządku, wystarczy. – Turtle siedzi w milczeniu z rozczochranymi włosami rozsypującymi się jej na twarz, a on rozchyla usta i przesuwa żuchwę w lewo, jakby sprawdzał działanie stawu. Sięga po sig sauera i kładzie go przed nią. Następnie przyciąga ku sobie talię kart i przekłada ją do drugiej ręki. Podchodzi do zabitego okna, staje przed podziurawionymi od kul tarczami, wyjmuje karty z pudełka, wybiera waleta pik i trzymając go obok twarzy, pokazuje jej z przodu, z tyłu i z boku. Turtle siedzi z dłońmi ułożonymi płasko na stole i patrzy na broń. Martin mówi: – Nie bądź małą pizdą, kruszynko. – Stoi w całkowitym bezruchu. – Zachowujesz się jak mała pizda. Chcesz mi tu pokazać, że jesteś małą pizdą, kruszynko? Turtle wstaje, przybiera właściwą pozycję i zgrywa muszkę z prawym okiem. Wie, że równo trzyma pistolet, kiedy górna krawędź muszki wygląda jak brzytwa – gdy skrzywi go trochę w górę, dostrzeże połysk na jej górnej powierzchni. Pilnuje, żeby ta krawędź była jak włos, i myśli: ostrożnie, ostrożnie, dziewczyno. Widziana z boku karta jest celem grubości paznokcia. Kładzie palec na spuście wyregulowanym do siły nacisku dwóch kilogramów, bierze wdech, płynnie wydycha powietrze i strzela. Górna część karty opada, wirując jak klonowy nosek. Turtle stoi w bezruchu, lekko drżą jej ramiona. Martin kręci głową, próbując ukryć uśmiech, i dotyka kciukiem ust. Potem wyjmuje kolejną kartę i ją unosi. – Nie bądź mi tu pizdeczką, kruszynko – mówi, czekając. Kiedy Turtle się nie porusza, dodaje: – No, do cholery, kruszynko. Turtle kładzie kciuk na kurku. Zna to wrażenie, kiedy broń dobrze leży jej w rękach, i teraz stara się wyczuć, czy wszystko jest w porządku. Krawędź szczerbinki jest szeroka jak jego twarz, lśniąca zielenią trytowa muszka ma rozmiar jego oczu. Przez chwilę, kiedy celuje tam, gdzie patrzy, niebieskie oko Martina zawisa nad cienkim, płaskim horyzontem szczerbinki. Turtle czuje, jak skurcze szarpią jej żołądkiem niczym rybą na haczyku, która wyrywa się między trzciny. Lekko wciska spust, dalej nie ma już żadnego luzu, i myśli: cholera, cholera, nie patrz na niego, nie patrz. Nawet jeśli obserwuje ją nad muszką pistoletu, jego twarz nie zmienia wyrazu. Turtle mierzy w drżącą, rozmywającą się w oczach kartę. Wykonuje płynny wydech i strzela. Karta się nie porusza. Spudłowała. Dostrzega otwór w tarczy znajdującej się o szerokość dłoni od jego twarzy. Spuszcza kurek i obniża broń. Na rzęsach ma jasne koronki łez. – Spróbuj przycelować – mówi Martin. Turtle stoi w całkowitym bezruchu. – Strzelasz znowu czy jak? Turtle odciąga kurek, unosi broń do dominującego oka – trzyma ją równo, widzi, jak zgrywają się lśniące kropki na muszce i szczerbince, końcówka lufy jest tak stabilna, że można by na niej postawić monetę. Za to karta wykonuje bardzo drobne ruchy w górę i w dół. To drżenie współgra z rytmem jego serca. Turtle myśli: nie patrz na niego, nie patrz mu w twarz. Patrz na muszkę, na jej górną krawędź. W ciszy po wystrzale Turtle zwalnia spust, aż słyszy cyknięcie. Martin demonstracyjnie ogląda nieuszkodzoną kartę. Mówi: – Tak właśnie myślałem – po czym rzuca kartę na podłogę, wraca do stołu, siada naprzeciw Turtle, bierze książkę, którą wcześniej odłożył, i się nad nią nachyla. Na tarczy strzelniczej za jego plecami ślady po kulach są tak skupione, że dałoby się je zakryć monetą. Turtle stoi i patrzy na niego przez trzy uderzenia serca. Wyjmuje magazynek, wyrzuca nabój z komory i chwyta go w locie, przesuwa zamek w tylne położenie, po czym popycha pistolet, magazynek i pocisk na stół obok swojego brudnego talerza. Nabój z turkotem zatacza szeroki łuk. Martin ślini palec i przekłada stronę. Turtle stoi i czeka, aż na nią spojrzy, ale on nie podnosi wzroku, a ona się zastanawia: czy to już wszystko? Idzie na górę do swojego pokoju, w którym wrażenie półmroku potęgują niepolakierowane deski podłogi i pnącza bluszczu wciskające się między ramy zachodniego okna. Tej nocy Turtle czeka na swoim łóżku z płyt wiórowych przykryta wojskowym śpiworem i wełnianymi kocami, przysłuchując się, jak szczury wyjadają resztki z brudnych naczyń w kuchni. Czasami dobiega ją ciche „szuk, szuk, szuk”, gdy siedzący na stosie talerzy gryzoń drapie się w szyję. Słyszy, jak Martin chodzi z pokoju do pokoju. Na wbitych w ścianę kołkach wiszą jej Lewis Machine & Tool AR-10, Noveske AR-15 i Remington 870 – strzelba powtarzalna kaliber 12. Każda broń nadaje się do innego celu. Starannie poskładane ubrania leżą na półkach, skarpetki – w okutej skrzyni u stóp łóżka. Kiedy raz zostawiła nieposkładany koc, zabrał go na podwórze i spalił, mówiąc: „Tylko zwierzęta nie dbają o dom, kruszynko, tylko zwierzęta nie dbają o swój jebany dom”.
Strony:
  • 1
  • 2 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj