Napisanie debiutanckiej książki, czyli My Absolute Darling, zajęło amerykańskiemu pisarzowi Gabriel Tallent aż osiem lat. Efektem jest powieść, która została okrzyknięta przez wiele liczących się mediów w USA jako najważniejsza książka 2017 roku, a prawa do niej kupiono już w około trzydziestu krajach na całym świecie. Moja najdroższa to historia Turtle Alveston - 14-letniej dziewczynki wychowywanej w odosobnieniu przez ojca, który wierzy, że ludzkość jest na krawędzi katastrofy. Bohaterka nie za bardzo radzi sobie z czytaniem, za to świetnie potrafi strzelać czy przeżyć w głuszy. Jej chory z miłości ojciec izoluje ją od otoczenia, całkowicie kontroluje jej życie, a także znęca się nad nią psychicznie i fizycznie. Turtle postanawia wykorzystać wyuczone umiejętności, by uwolnić się od apodyktycznego ojca. Przeczytajcie obszerny fragment Mojej najdroższej udostępniony przez wydawnictwo Agora:

Rozdział 1

Stary dom siedzi na wzgórzu cały w płatach odłażącej białej farby, a po ramach wykuszowych okien i okrągłych drewnianych barierkach wspinają się róża i bluszcz. Różane pnącza wypaczyły deski elewacji i gęsto je oplątały. Żwirowany podjazd zaśmiecają pokryte śniedzią łuski. Martin Alveston, wielki mężczyzna w levisach i flanelowej koszuli, wysiada z pick-upa i nie oglądając się na siedzącą w szoferce Turtle, wchodzi na werandę – jego wojskowe buty głucho tupią na deskach – i otwiera szklane przesuwne drzwi. Turtle chwilę czeka, wsłuchując się w cykanie stygnącego silnika, a potem rusza za nim. W salonie jedno z okien jest zabite blachą i grubą dyktą, do której przyczepiono tarcze strzelnicze. Dziury po kulach są tak skupione, jakby ktoś podszedł ze strzelbą i z odległości kroku wypalił strugę śrucin w sam środek tarczy. Pociski pobłyskują w postrzępionych otworkach jak woda w studni. Jej tato stawia puszkę fasoli na starej kuchence, otwiera ją, zapala kciukiem zapałkę i włącza gaz, który najpierw pyrka, a potem powoli rozpala się pomarańczowym płomieniem, oświetlając ciemne ściany z sekwojowych desek, niepolakierowane szafki, zatłuszczone pułapki na myszy. W kuchennych drzwiach nie ma zamka, tylko dziury po klamce i zasuwce. Martin otwiera je kopnięciem i wychodzi na niedokończoną werandę – jaszczurki biegają po oplecionym jeżynami belkowaniu, nad które wybijają się skrzypy oraz pokryta dziwnym meszkiem i wydzielająca kwaskowaty odór świńska mięta. Martin staje w szerokim rozkroku na dwóch belkach i zdejmuje z wypaczonej deski poszycia patelnię, którą tam zostawił, by szopy wylizały ją do czysta. Odkręca kran zardzewiałym kluczem nastawnym, podstawia patelnię pod mocny strumień wody i przeciera w brudnych miejscach narwanymi wiechciami skrzypu. Wraca, stawia ją na gazie, woda syczy i pryska. Z zielonej lodówki bez światełka wyjmuje dwa steki zawinięte w brązowy papier, sięga po przyczepiony do paska szeroki nóż firmy Daniel Winkler, przeciera go o dżinsy, nadziewa każdy połeć mięsa na ostrze i kolejno kładzie na patelni.
Źródło: Agora
Turtle podskakuje i siada na blacie kredensu – szorstkie sekwojowe deski noszą stare ślady po młotku, którym wbijano w nie gwoździe. Spomiędzy pustych puszek wyławia sig sauera, odciąga zamek i spogląda na miedzianą łuskę w oknie komory. Wycelowuje z broni na próbę i odwraca się, żeby sprawdzić, co on na to, a on stoi wsparty ręką o szafkę i uśmiecha się zmęczonym uśmiechem, nie podnosząc wzroku. Gdy miała sześć lat, polecił jej założyć kapok, by tłumił uderzenia kolby, uprzedził, że ma nie dotykać gorących łusek, i kazał strzelać z powtarzalnego rugera kaliber 22, więc strzelała, siedząc przy stole i opierając broń o zrolowany ręcznik. Dziadek musiał usłyszeć strzały po drodze ze sklepu monopolowego, bo stanął w drzwiach, ubrany w dżinsy, szlafrok frotte oraz skórzane sandały z frędzelkami, i powiedział: – Do diabła, Marty! Tato siedział na krześle obok Turtle, czytając Badania dotyczące zasad moralności Hume’a, ale odłożył książkę okładką do góry nogami i powiedział: „Idź do swojego pokoju, kruszynko”, więc Turtle poszła na górę skrzypiącymi schodami bez barierki i podstopnic, o sękatych stopniach z sekwoi, starych i tak powyginanych od kiepskiego leżakowania, że pod wpływem naprężenia gwoździe prawie całkiem powychodziły z legarów. Mężczyźni siedzieli na dole w milczeniu – dziadek się jej przyglądał, a Martin wodził opuszkiem palca po literach wytłoczonych na grzbiecie książki. Na górze, leżąc na łóżku z płyt wiórowych, nakryta wojskowym workiem, słyszała, jak dziadek mówi: „Do diabła, Martin, tak nie można wychowywać dziewczynki”, a tato przez długi czas nie odpowiadał, ale w końcu stwierdził: – Daniel, nie zapominaj, że to mój dom. Jedzą steki niemal w milczeniu, a na dnie wysokich szklanek z wodą osiadają ziarnka piasku. Między nimi na stole leży talia kart z dżokerem na pudełku: pół jego twarzy wykrzywia szaleńczy uśmiech, drugie pół nosi grymas smutku. Gdy Turtle kończy jeść, odsuwa od siebie talerz, a ojciec się jej przygląda. Jest wysoka jak na czternastolatkę, pająkowata i szczupła, choć szeroka w biodrach i barkach. Szyję ma długą i żylastą. Najbardziej przykuwają uwagę jej oczy, niebieskie, o migdałowym kształcie, niemal zbyt wielkie w szczupłej twarzy o wyrazistych kościach policzkowych oraz skrzywionych, łatwo odsłaniających zęby ustach – to brzydka twarz, wie o tym, ale niepospolita. Ma gęste blond włosy z pojaśniałymi od słońca pasemkami. Jej skórę pokrywają miedzianobrązowe piegi. Na dłoniach oraz wewnętrznych stronach przedramion i ud widać błękitne żyły. Martin mówi: – Idź, przynieś słówka, kruszynko. Wyciąga niebieski zeszyt z plecaka i otwiera na stronie z ćwiczeniami ze słownictwa na ten tydzień, które starannie przepisała z tablicy. Martin kładzie rękę na zeszycie i przysuwa go ku sobie. Zaczyna czytać z listy: – Spektakularny – mówi i spogląda na nią. – Strofować. Jedno po drugim odczytuje kolejne słowa. Potem mówi: – O, to ten zestaw. Numer jeden. „Puste miejsce – lubił pracować z dziećmi”. Odwraca zeszyt i przesuwa ku niej. Ona czyta:  
  1. _______ lubił pracować z dziećmi.
  Przegląda spis słówek, wyginając palce u stóp zaparte o deski podłogi. Tato na nią patrzy, ale ona nie zna odpowiedzi. Mówi: – „Podejrzany”. Może to „podejrzany”. Tato unosi brwi, a ona wpisuje ołówkiem:
  1. Podejrzany lubił pracować z dziećmi.
Martin znów przysuwa sobie zeszyt i patrzy na stronę. – No dobrze – mówi – to teraz spójrz na numer dwa. Przesuwa zeszyt w jej stronę, a ona patrzy na drugie zdanie.
  1. _______ został zabrany przez policję.
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj