Autor "Władcy pierścieni", mimo iż od dłuższego czasu nie jest już z nami, ostatnio stosunkowo regularnie publikuje nowe pozycje. Po "Legendzie o Sigurdzie i Gudrun" oraz "Listach" przyszedł czas na Tolkienowską wersję opowieści o słynnym brytyjskim władcy.
Upadek króla Artura ukaże się nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka, a do sprzedaży trafi za nieco ponad miesiąc. Miłośnicy twórczości tego pisarza z pewnością się ucieszą, powinni jednak mieć w pamięci, że - zgodnie z opisem wydawcy - jest to dzieło w fragmentarycznej i niedokończonej postaci.
Więcej w oficjalnej notce:
"Upadek króla Artura", jedyną wyprawę J.R.R. Tolkiena do świata legend arturiańskich, można śmiało uznać za jego najlepsze osiągnięcie w posługiwaniu się staroangielskim metrum. Przekształcił on dawne opowieści, nadając im atmosferę powagi i nieuchronności wydarzeń: zamorską wyprawę Artura, króla Brytanii, do dalekich pogańskich krain, ucieczkę Ginewry z Kamelotu, wielką bitwę morską po powrocie Artura do Brytanii, portret zdradzieckiego Mordreda, pełne udręki rozważania Lancelota w jego francuskim zamku. Niestety, "Upadek króla Artura" to jeden z tych poematów, których pisanie Tolkien zarzucił. Jednakże z tekstem poematu jest związanych wiele rękopisów, z których wyłaniają się wyraźne, choć tajemnicze związki zakończenia legendy arturiańskiej z "Silmarillionem" oraz niezrealizowany opis gorzkiego końca miłości Lancelota i Ginewry.
Nawet w tej fragmentarycznej i niedokończonej postaci "Upadek króla Artura" jest ewidentnie dziełem J.R.R. Tolkiena. To niedokończona, lecz niezwykle frapująca nowa wersja być może najsłynniejszej i najbardziej ulubionej brytyjskiej legendy, według syna autora i opiekuna jego literackiej spuścizny, Christophera Tolkiena, rozpoczęta na początku lat trzydziestych XX wieku i zarzucona w 1937 roku. Może nie był to zbieg okoliczności, że w tym właśnie roku został wydany "Hobbit", dający czytelnikom przedsmak wymyślonego świata, który miał ukształtować wyobraźnię XX wieku i sięgnąć w wiek XXI.