Odkąd pamiętam, byłem wielkim fanem szeroko pojętego ciągu dalszego. Uwielbiałem cykle powieściowe, serie komiksów, kolejne części cykli filmowych (chociażby Godzillę). Seriale oczywiście były i wtedy częścią tej opowieści, ale trzeba pamiętać, że jestem dzieckiem lat 70. Czasów, gdy seriale można było oglądać tylko wtedy, gdy były właśnie pokazywane w telewizorze. Szczytem domowej zabawy był kuzyn z rzutnikiem do slajdów, który miał Czterej pancerni i pies wydanych w formie paczki slajdów – fotek z podpisami, które z grubsza tworzyły jakąś ciągłą fabułę. Ale prócz tego – skazani byliśmy na telewizor. Na coroczne wakacyjne powtórki wspomnianych już Czterech pancernych, Stawka większa niż życie czy Pana Samochodzika i templariuszy, że wymienię tylko te seriale, które faktycznie dało się oglądać. No i od święta, w weekend zdarzało się coś zagranicznego. Oto więc te tytuły, które zapamiętałem najlepiej. Nie najlepsze seriale, jakie widziałem w życiu, nie najmądrzejsze czy najlepiej napisane – te, które zauroczyły mnie wówczas i siedzą we mnie do dziś. Żeby mnie nie kusiło wybieranie tych świeższych, zdecydowałem się skończyć tę listę przed 2000 rokiem, czyli nie znajdziecie tu nic, co miało premierę po tej dacie. A teraz już seriale (kolejność w miarę chronologiczna):

The Avengers

Tak, tak, zaczynamy od serialu, który dziwnie kojarzy się ze współczesnymi filmami. The Avengers. Ale to tylko zbieg okoliczności. Zresztą w Polsce leciał on jako Rewolwer i melonik, więc tu nigdy nie było większego problemu. Nie wiedzieć czemu w połowie lat 70. puszczono u nas chyba ze dwa sezony kultowej brytyjskiej produkcji sensacyjno-fantastycznej o agentach specjalnych ratujących świat przed różnymi szaleńcami i ich spiskami. Ale to był odlot. Połączenie brytyjskiej wyobraźni z surrealistycznym humorem i sporą porcją akcji. Na tle innych rzeczy puszczanych w gierkowskiej telewizji ten serial był jak jakieś czary. Jak dowód, że istnieje inny telewizyjny świat, magiczny, kolorowy i pełen szaleństwa, od którego nie sposób się oderwać. No url

Doctor Who

Jeszcze jeden łyk telewizyjnego powietrza z Wielkiej Brytanii, które pamiętam z dzieciństwa. Choć tu historia jest bardziej skomplikowana, bo serial pojawił się u nas wiele, wiele lat później. W latach 70. pokazano tylko (jakoś w święta) jego wersję pełnometrażową (dwa filmy z Peterem Cushingiem). Ale już tu byli Dalekowie, był klimat i była magia, która działa na mnie do dziś. Wciąż jestem wielkim fanem tej produkcji w każdej jej postaci – uwielbiam te podróże w czasie i przestrzeni niebieską policyjną budką i szalone pomysły kolejnych wcieleń Doktora. Mam w domu dziesiątki książek, setki komiksów, mnóstwo DVD i co tam jeszcze. I już zaraziłem tym kolejne pokolenie. No url

Arabela

Czeski serial fantasy (dziś byśmy go chyba sklasyfikowali nawet jako urban fantasy), który rozwalał system. Pokazywał, że można mieszać wszystko ze wszystkim – bajki z socrealistycznymi blokowiskami, magię z rzeczywistością, Fantomasa z Czerwonym Kapturkiem. To właśnie Arabela ukształtowała dzisiejsze pokolenie 40-latków, pokazując, że fantastyka jest we wszystkim i mieszanie gatunków tylko wychodzi im na dobre. No url

Star Trek

Na Star Treka w Polsce musieliśmy poczekać aż do końca PRL-u. Wcześniej można było tylko o nim słyszeć, ewentualnie poczytać o tym, że Stanisław Lem go nie lubi. W czasach, gdy jego popularność na całym świecie narastała, my dostaliśmy w latach 70. jego mizerną podróbkę - Space: 1999. Nie powiem, to też było fajne, ale do oryginalnego Star Treka było mu daleko. Z czasem dostaliśmy wreszcie drugi serial (czyli Star Trek: Następne pokolenie), ale bez fundamentów klasycznego serialu i filmów kinowych w Polsce się tak nie przyjął i już nigdy w popularności tej sagi nie dogoniliśmy Zachodu. Jako naród, bo ja dogoniłem. Wsiąkłem całkowicie. Nadrobiłem wszystkie filmy, seriale, dziesiątki powieści, komiksy, nawet kilka gier i do dziś uwielbiam. Wizja optymistycznej (no, w miarę optymistycznej) przyszłości, w której częściej problemy rozwiązuje się rozumem niż bronią, przemawia do mnie i chętnie sięgam po kolejne startrekowe fabuły, gdy tylko na nie natrafiam. W telewizji aktualnie (już od ponad dekady) Star Trek ma przerwę, ale i tak jest blisko 30 sezonów różnych seriali, gdyby ktoś chciał nadrabiać albo sobie przypomnieć. A kolejne na pewno będą! No url

The X-Files

No i tu wchodzimy już w czasy, gdy polskie emisje seriali nie były opóźnione o wiele lat w stosunku do Zachodu. Z archiwum X – ależ to był szał. Ależ to były dyskusje po każdym odcinku na Dwójce. Każdy nagrywał sobie na wideo, by obejrzeć jeszcze raz i jeszcze. Paranormalne sprawy, które rozwiązywali agenci Mulder i Scully, były naprawdę fascynujące i zupełnie inne niż wszystko, co można było znaleźć w telewizji. No url
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj