"Kynodontas"

Grecja może i jest pogrążona w kryzysie, ale tamtejsze kino potrafi wydać prawdziwe perełki, a „Kieł” jest najlepszym tego przykładem. W filmie Giorgosa Lanthimosa cały świat staje do góry nogami. Bohaterami są członkowie rodziny żyjącej w sporej posiadłości, w której rodzice trzymają swoje dzieci pod kluczem - i to na dodatek w bardzo specyficznym środowisku. Pomimo kilkunastu lub dwudziestu kilku lat syn i córki traktowani są jak dzieci, ich system motywacji opiera się na zdobywaniu naklejek, a nazewnictwo rzeczy jest kompletnie pomieszane – np. solniczka to telefon, a wagina to… klawiatura. Żeby tego było mało, największym niebezpieczeństwem dla młodszego pokolenia jest mały kotek, który rzekomo brutalnie poturbował ojca. To oczywiście żadna komedia, a wnikliwe studium tworzenia własnej kultury, pozbawionej wpływów z zewnątrz. To próba pokazania manipulacji oraz łatwości, z jaką można człowieka od małego uczyć pewnych wzorców i zachowań. W każdym ze swoich filmów grecki reżyser skupia się na konkretnej sytuacji, indywiduach w zamkniętej przestrzeni, którą testuje i sprawdza, jak wypadnie. „Kieł” jest pierwszym - i dlatego tak oryginalnym - dziełem. [video-browser playlist="725402" suggest=""]

"Jagten"

Film Thomasa Vinterberga znalazł się w konkursie głównym Festiwalu w Cannes w 2012 roku, a sam reżyser zdobył wyróżnienie. Ponadto Mads Mikkelsen dostał nagrodę dla najlepszego aktora, a Charlotte Bruus Christensen za najlepsze zdjęcia. Dzieło opowiada o małym miasteczku gdzieś w Dani, w którym dochodzi do pewnego incydentu. Lucas, pracownik przedszkola, zostaje oskarżony o molestowanie małej dziewczynki, Klary, która jest córką przyjaciół Lucasa. Główny bohater oczywiście się tego wypiera, jednak na prowincji wszystko działa inaczej i bardzo szybko dobrzy znajomi stają się wrogami. Vinterberg w genialny sposób kreśli intrygę. Widz nie wie, po czyjej stronie leży prawda. Z jednej strony Lucas wydaje się być sympatycznym i dobrym człowiekiem, a Klara zdaje się być małą manipulantką, która nie pojmuje powagi sytuacji. Z drugiej zaś strony z czasem można powątpiewać w to, czy główny bohater rzeczywiście jest niewinny, a widz staje wtedy przed decyzją, czy dalej kibicować Lucasowi. To wszystko zasługa oczywiście znakomitej gry Mikkelsena, jeszcze sprzed roli w „Hannibalu”, oraz świetnego pomysłu Vinterberga, by sporo rzeczy pozostawić niedopowiedzianych. Dodajmy do tego małomiasteczkową mentalność i otrzymujemy mrożący krew w żyłach dramat (nie)słusznie oskarżonego człowieka, który z dnia na dzień traci wszystko. [video-browser playlist="725403" suggest=""]

"Inside Llewyn Davis"

Braci Coen raczej przedstawiać nie trzeba – to ci od filmów „Fargo”, „Big Lebowski”, „Tajne przez poufne” itd. Każde ich dzieło to niesamowita mieszanka: komedia szpiegowska, musicalowy film drogi, dramat metafizyczny (czy jakoś tak). Ethan i Joel co chwilę wpadają na szalone pomysły, które realizują z charakterystycznym dla siebie poczuciem humoru. Tym bardziej „Co jest grane, Davis?” zaskakuje, będąc filmem spokojnym, stonowanym i prostym, choć w tej prostocie niezwykle zawiłym. Llewyn Davis jest muzykiem, ale niespecjalnie dobrze na tym wychodzi – żyje z dnia na dzień, ledwo wiążąc koniec z końcem, wykorzystując przy tym swoich znajomych. Lata 60. w Nowym Jorku to niespecjalne miejsce dla kogoś, kto chce grać folkową muzykę. Przez zbieg okoliczności Llewyn rusza więc w podróż z kotem Ulissesem, by znaleźć sens życia… albo chociaż kilka dolców. Pierwsze, co trzeba pochwalić, to oczywiście piękną ścieżkę dźwiękową. Większość piosenek wykonał odtwórca głównej roli, czyli Oscar Isaac, a ponadto w filmie zagrali i zaśpiewali Justin Timberlake, Adam Driver i Carey Mulligan, a większość z utworów jest po prostu wspaniała. Zresztą sami aktorzy również spisują się znakomicie i nie sposób nie polubić Llewyna pomimo tego, że jest kompletnym egoistą i nieudacznikiem. To właśnie magia kina Coenów – obserwujemy pewne indywiduum w negatywnym tego słowa znaczeniu, a i tak zostajemy z nim do końca. Nie inaczej jest w „Co jest grane, Davis?’, które przez wielu zostało okrzyknięte najlepszym filmem najsłynniejszego reżyserskiego tandemu. [video-browser playlist="725405" suggest=""]

"Amour"

Zdobywca Złotej Palmy w Cannes, Oscara, Złotego Globu i nagrody BAFTA za najlepszy film nieanglojęzyczny, a to film, który nawet nie znajduje się w trójce najlepszych dzieł Michaela Hanekego. Jednak dzięki nie aż tak wymownemu okrucieństwu, jakie znamy choćby z „Funny Games” czy „Siódmego kontynentu”, i bardziej melodramatycznej otoczce jest to chyba najbardziej przystępny film Austriaka, wspaniale zrealizowany i bardzo poruszający. Georges i Anna są małżeństwem z 50-letnim stażem. Pewnego dnia kobieta dostaje wylewu i od tej pory mąż musi ciągle się nią opiekować. Nie jest to jednak łatwe zadanie – oboje są już w podeszłym wieku, a z czasem zajmowanie się Anną staje się coraz trudniejsze. Jak to zwykle u Hanekego, film jest obdarty z wszelkiego sentymentalizmu pomimo historii kochającego się od ponad pół wieku małżeństwa. Akcja jest niespieszna, a zimne spojrzenie reżysera powala wyśnionym naturalizmem. Nie bez powodu nazywa się Hanekego jednym z największych reżyserów współczesnego kina. Wystarczy wspomnieć, że każdy jego film jest nagradzany na festiwalu w Cannes – jeśli nie Złotą Palma, to chociaż Grand Prix lub inną ważną statuetką. [video-browser playlist="725406" suggest=""]

"Dogville"

Najlepszy film Larsa von Triera, reżysera „Antychrysta”, „Melancholii” czy „Nimfomanki”. Dzieło opowiada historię Grace (w tej roli Nicole Kidman), która porzucając swoje poprzednie życie, trafia do małego, bardzo specyficznego miasteczka zwanego Dogville. Jego mieszkańcy decydują się ukryć bohaterkę przed ścigającymi ją mafiozami, jednak by bohaterka mogła się wkupić w łaski, musi wypełniać odpowiednie obowiązki. Z czasem niektórzy zaczynają nadużywać jej dobroci, a Grace staje się niewolnikiem swoich wybawców. To, co w „Dogville” od razu rzuca się w oczy i momentalnie zachwyca, to bardzo okrojona scenografia. Film został w całości nakręcony na scenie, która ma imitować miasteczko. Gdzieniegdzie postawione są ściany, łóżka czy biurka, jednak w większości za scenografię odpowiadają białe linie narysowane na podłodze. Tak więc aktorzy, wchodząc do „domu”, udają, że otwierają drzwi, udają, że coś czytają lub podlewają kwiaty. Wszystko tu skupia się na historii oraz aktorstwie i niezwykle pobudza wyobraźnię widza. To powoduje, że to, co w końcu spotka Grace oraz całe miasteczko, dotknie obserwatora ze zwielokrotnioną siłą. [video-browser playlist="725408" suggest=""] Które dzieła z ostatnich 10-15 lat dodalibyście do tej listy i dlaczego? Piszcie śmiało w komentarzach.
Strony:
  • 1
  • 2 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj