Kilka dni temu minęło 20 lat od premiery filmu American Psycho, w którym Christian Bale stworzył kreację szalonego yuppie – Patricka Batemana. Dzisiaj ten obraz wymienia się jednym tchem obok najważniejszych produkcji przełomu wieku. Czy adaptacja powieści Breta Eastona Ellisa rzeczywiście na to zasługuje?
Przypomnijmy: Patrick Bateman jest diabelnie przystojny, morderczo dowcipny i szalenie inteligentny. Zamożny biznesmen odnoszący sukcesy w Ameryce lat osiemdziesiątych pławi się w blichtrze i luksusie. Wzorem antycznych herosów wyznaje kult tężyzny fizycznej. Jest też maniakalnie uzależniony od markowych przedmiotów i piękna rzeczy materialnych. Skończony esteta, pogardzający tym, co nieprzystające do jego świata. Pod płaszczykiem nienagannej ogłady Patrick Bateman skrywa gnijącą duszę i kiełkujące szaleństwo. Bohater zanurza się w rzeczywistości przepełnionej brutalnym seksem oraz niekontrolowaną przemocą. Wkrótce Bateman gubi się w tym, co się wokół niego dzieje. Czy otaczające go szaleństwo jest prawdziwe? A może to tylko wytwór jego chorej wyobraźni?
American Psycho nie od razu podbił serca widzów i krytyków na całym świecie. Obraz zadebiutował w 2000 roku na festiwalu filmowym w Sundance, gdzie znacząco podzielił publiczność. Większość widzów była zgodna co do zachwycającej kreacji Christiana Bale’a w roli głównej, ale nie wszystkim spodobał się festiwal przemocy, którą produkcja była przepełniona. Gdy film trafił na ekrany kin na całym świecie, prasa również nie piała z zachwytu. W powszechnej opinii Christian Bale uważany był za najjaśniejszą gwiazdę American Psycho. Krytycy mieli wątpliwości co do sposobu, w jaki zaadaptowano na potrzeby filmowej opowieści pierwowzór literacki. Książka Breta Eastona Ellisa była tutaj główną kością niezgody. Powieść zdobyła wielkie uznanie wśród czytelników i krytyków. Mimo niezwykle precyzyjnych opisów scen bestialskiego seksu i brutalnej przemocy stanowiła udany komentarz na temat ówczesnego świata. Rzeczywistość, w której konsumpcja i dobra materialne przesłaniają to, co moralne i etyczne, została potraktowana ostrzem zarówno krytyki, jak i satyry. Według wielu odbiorców film nie podołał na tym polu.
American Psycho nie jest pierwszą ekranizacją, która nie doścignęła literackiego pierwowzoru. Historia zna wiele przypadków, kiedy to filmowcy dosłownie masakrowali adaptowane dzieła. W przypadku American Psycho na szczęście tak źle nie było, z czasem więc publika stała się bardziej łaskawa dla obrazu w reżyserii Mary Harron. Produkcję uznano za kultową w pewnych kręgach, zarówno ze względu na kreację Christiana Bale’a, jak i konwencję kina grozy. American Psycho to bardzo przewrotny thriller z kilkoma ciekawymi fabularnymi woltami. Finał opowieści również skłaniał do refleksji oraz snucia teorii, co do ekranowych wydarzeń. Scenariusz trzymał się kupy, a całość została zaskakująco dobrze zrealizowana. Reżyserka Mary Harron nie bała się prezentować bardzo obrazowych scen seksu oraz nieskrępowanej brutalności. Zarówno twórczyni filmu, jak i aktor portretujący głównego bohatera skrupulatnie przygotowywali się do kręcenia najbardziej kontrowersyjnych scen. Przed realizacją ujęć, podczas których Bateman uprawia seks z dwiema prostytutkami, Harron i Bale obejrzeli kilka filmów pornograficznych. W późniejszych wywiadach Harron mówiła, iż Bale szkicował pozycje, które według niego są najbardziej atrakcyjne.
Patrząc z perspektywy czasu na American Psycho, nie ma wątpliwości, że początkująca wówczas reżyserka Mary Harron wykonała kawał dobrej roboty. Zanim artystka zajęła się ekranizacją powieści Ellisa, miała na koncie tylko jeden artystyczny obraz (Strzelałam do Warhola) i zerowe doświadczenie przy pracy nad wielkimi hollywoodzkimi produkcjami. Mimo to stanęła na wysokości zadania, a jej autorski sznyt bardzo pomógł, w nadaniu obrazowi artystycznego stylu. Po nakręceniu American Psycho twórczyni jednak nie odniosła sukcesu w Hollywood. Pracowała dużo w telewizji, a najbardziej znane produkcje pod jej batutą to seriale Sześć stóp pod ziemią, Grace i Grace oraz film z 2018 roku, pod tytułem Charlie mówi.
Niedużo brakowało, żeby Harron nie wyreżyserowała American Psycho. W ogóle film zmagał się z wieloma obsadowymi perturbacjami, zanim jeszcze nawet powstał. Książka Breta Eastona Ellisa ze względu na swój fabularny potencjał od dawna była brana za pewnik do hollywoodzkiej ekranizacji. Do fotela reżysera przymierzani byli między innymi Oliver Stone oraz David Cronenberg. Swojego czasu również sam Ellis miał być zaangażowany w realizację projektu. Finalnie nie zajął się jednak scenariuszem, który napisały Marie Harron oraz Guinevere Turner (ta druga zagrała również przyjaciółkę Patricka Batemana w filmie).
Najciekawiej wyglądał jednak casting do roli głównego bohatera. Do zagrania Batemana typowani byli topowi hollywoodzcy aktorzy. Najpierw rolę mordercy miał zagrać Edward Norton, później faworytem stał się Leonardo DiCaprio. Gwiazdor po roli Jacka w Titanicu znalazł się na samym szczycie, a rola Batemana pomogłaby zerwać mu z wizerunkiem romantycznego chłoptasia. Po produkcji Jamesa Camerona groziło mu zaszufladkowanie, a American Psycho wprowadziłby powiew świeżości do jego filmografii. Fani aktora, przeczuwając, jak wielki potencjał ma rola Batemana, zorganizowali nawet akcję mającą przekonać hollywoodzkich decydentów do obsadzenia DiCaprio w roli psychopaty. Finalnie jednak aktor sam zrezygnował, bojąc się, że rola tak wykolejonej jednostki zaszkodzi mu w karierze.
Tak pojawiła się szansa dla Christiana Bale’a, który dzięki Batemanowi wypłynąłby na szerokie hollywoodzkie wody. Aktor do tej pory nie miał szczęście w branży i swojego czasu winił nawet za niepowodzenia Leonardo DiCaprio, który zabierał mu role sprzed nosa (Bale przymierzany był również do Titanica). Niestety, na drodze późniejszego Batmana stanął Ewan McGregor, który był niezwykle bliski podpisania kontraktu. Zdesperowany Christian Bale poprosił jednak znajomego po fachu o odstąpienie roli, mówiąc, że to jego ostatnia szansa na zaistnienie w Hollywood. McGregor się zgodził i tak dostaliśmy Patricka Batemana, na którego wszyscy czekaliśmy. Już po zagraniu w American Psycho, Christian Bale odrzucił rolę Jamesa Bonda, twierdząc, że nie przystoi grać agenta 007, po tym, gdy sportretowało się tak zdeprawowaną jednostkę, jak Patrick Bateman. Nie przeszkodziło mu to jednak wcielić się potem w Batmana. Widać, że po American Psycho, Bale poczuł się pewnie i to on mógł teraz rozdawać karty.
Patrick Bateman Bale’a szybko stał się postacią kultową, a wizerunek szalonego yuppie wszedł już do historii popkultury. Aktor stwierdził niegdyś, że przy pracy nad bohaterem inspirował się Tomem Cruisem. Po obejrzeniu wywiadu z gwiazdorem Mission Impossible uznał że za przyjaznym wyrazem twarzy celebryty kryje się jedynie wielka pustka. Warto jednak zaznaczyć, że Bateman z filmu jest jedynie namiastką postaci z książki. U Ellisa, bohater dopuszcza się rzeczy, których z wiadomych przyczyn nie dało się pokazać w mainstreamowym amerykańskim filmie. Bestialstwo Patricka zostało więc zminimalizowane, ale dzięki doskonałemu wczuciu się w rolę Bale’a udało się oddać w zadowalający sposób szaleństwo postaci. Warto dodać, że wersja, która trafiła do kin, została w wielu miejscach ocenzurowana. Wydanie DVD noszące nazwę Killer Edition zawiera wszystkie smaczki ukryte w oficjalnej odsłonie.
Christian Bale to oczywiście niejedyna gwiazda American Psycho. Film został obsadzony doskonale, a to głównie za sprawą Mary Harron, która miała świetne oko do aktorów. Co ciekawe, w momencie, gdy Leonardo DiCaprio po przeczytaniu scenariusza powiedział wstępne „tak” filmowi, tylko ona była sceptyczna co do udziału aktora w produkcji. Gdyby gwiazdor rzeczywiście się zdecydował zagrać, American Psycho z marszu stałby się olbrzymim hollywoodzkim blockbusterem i być może twórcy musieliby iść na coraz większe ustępstwa, żeby zadowolić masową widownię. Harron przewidziała, że DiCaprio finalnie się wycofa i tak rzeczywiście się stało. Dzięki bardziej kameralnej formie można było utrzymać niezależny charakter produkcji i zatrudnić mniej znanych, ale za to dużo ciekawszych aktorów w rolach drugoplanowych. W filmie wystąpili więc: Willem Dafoe, Chloë Sevigny, Justin Theroux oraz młodzi Reese Witherspoon i Jared Leto, którzy wówczas absolutnie nie znajdowali się na hollywoodzkim świeczniku.
Bret Easton Ellis po obejrzeniu adaptacji powieści miał mieszane uczucia. Autorzy książek są zazwyczaj krytyczni co do swoich adaptacji, więc nic dziwnego, że i tym razem obyło się bez superlatywów. Warto jednak docenić film po latach, bo mimo wszystko daje do myślenia. Oczywiście nie działa w taki sposób na wyobraźnię co książka, która może być analizowana zarówno pod kątem społecznym, jak i psychologicznym czy filozoficznym. Film to dobra rozrywka w konwencji horroru, jednak twórczyni w umiejętny sposób punktuje przywary pewnej postawy życiowej. Uzależnienie od rzeczy materialnych, wszechobecna komercja, dowartościowywanie się poprzez budowanie swojej pozycji społecznej – niedoskonałości systemu kapitalistycznego odczłowieczają nas i oddalają od siebie. Tworzą potwory, bo przecież Patrick, nawet bez morderstw na koncie, nie jest już człowiekiem – sam to przecież przyznaje. Minęło już dwadzieścia lat, a przesłanie wciąż jest aktualne. To dowód na ponadczasowość zarówno książki, jak i filmu.