W ostatnim czasie wokół postaci Bruce'a Lee narobiło się sporo kontrowersji w związku z ukazaniem jego osoby w filmie Pewnego razu... w Hollywood. W związku z tym postanowiłem przybliżyć Wam karierę tego aktora i mistrza sztuk walki oraz to, jaki miał wpływ na wiele osób oraz środowisko filmowe.
Już samo przyjście na świat Bruce'a Lee mogło zwiastować, czym w przyszłości zachwyci nas ten człowiek, który kilkadziesiąt lat później miał stać się wielkim popularyzatorem sztuk walki. Bruce bowiem (a raczej Jun Fan, bo tak dostał od rodziców) urodził się w godzinie Smoka, w roku Smoka (1940) w San Francisco. Po powrocie ze Stanów do Hongkongu jedno z najważniejszych wspomnień, które na zawsze wryło się pod powieki małego chłopca, to jego okupowane przez Japończyków rodzinne miejsce w czasie wojny amerykańsko-japońskiej. Remedium po smutnych czasach dla otoczenia Bruce'a stały się dla niego występy w filmach. Ojciec przyszłego mistrza sztuk walki szybko dostrzegł pociąg syna do showbiznesu i załatwił mu epizodyczną rolę w filmie The Birth of Mankind. Było to w 1946 roku. Z czasem młody Lee pojawiał się w kolejnych, rodzimych produkcjach, wśród których znajdowały się Kid Cheung, It's a Father's Fault czy The Thunderstorm. Do 18 roku życia Lee miał już na koncie 20 produkcji. Oprócz uwielbienia do filmów ojciec Bruce'a zaszczepił w nim jeszcze jedną pasję, sztuki walki, ucząc przyszłego wojownika stylu kung-fu zwanego Taili-Chi-Quan, co w tłumaczeniu oznacza boks wielkich szczytów. Tak narodziła się wielka miłość młodego człowieka do sztuk walki, która na wiele lat przyćmiła aktorskie zapędy.
Oprócz nauki Taili-Chi-Quan w wieku 13 lat Bruce podjął się praktykowania stylu Wing Chun u legendarnego Mistrza Yip Mana (tak, na pewno znacie to imię, choćby z filmów z serii Ip Man, które bazowały na fragmentach jego życiorysu). Z czasem Lee stał się jednym z dwóch najlepszych uczniów swojego mentora obok znanego na całym świecie Williama Cheunga. Po latach gwiazdor nadal odwiedzał Yip Mana, traktując go jako wielkiego, życiowego mędrca. Jednak Bruce nie bazował w swoich naukach tylko na stylach wschodnich sztuk walki. W szkole średniej młody adept rozpoczął również treningi bokserskie i nawet reprezentował szkołę na zawodach sportowych, z których nie raz wracał z medalami. Co ciekawe tym, co pozwoliło mu wyrobić sobie płynność ruchów w walce nie były zajęcia z walki, ale z tańca, a konkretnie cha-cha. Lee prowadził nawet specjalny zeszyt, w którym zapisał sobie 108 różnych kroków tego stylu. Młody adept tak wprawił się w tańcu, że w 1958 roku został mistrzem Hongkongu właśnie w cha-cha. Wyrobiony styl walki pozwolił Bruce'owi nie tylko przezwyciężyć swoje słabości oraz rozwijać ducha, ale również przeciwstawiać się wojowniczym rzezimieszkom i gangsterom ze swojej dzielnicy. Niestety to w pewnym momencie obróciło się przeciwko przyszłej gwieździe i tak Bruce trafił do ulicznego gangu. Mimo pozycji dobrego ucznia i sportowca Lee nie omieszkał zaprezentować swoich umiejętności w ulicznej potyczce. Tak pewnego dnia zranił pijanego mężczyznę, który szukał powodu do bitki. Niestety po tej sytuacji grunt zaczął palić się młodemu człowiekowi pod nogami i tak Lee ze 100 dolarami w kieszeni wsiadł na statek do San Francisco. Po latach przyznał, że gdyby nie był aktorem na pewno został by gangsterem. Na szczęście wyjazd do USA zapoczątkował powrót na dobrą drogę.
Początki w Stanach były dla jeszcze niedojrzałego młodziaka bardzo ciężkie. Bruce z San Francisco udał się do Seattle, gdzie otrzymał pracę i nocleg u przyjaciela rodziny, który był właścicielem restauracji. Tak Lee porzucił zapędy aktorskie i dalsze zgłębianie sztuk walki, aby kontynuować naukę. Bruce dostał się na University of Washington, a konkretnie na kierunek filozofia. Lee, którego nadal interesował rozwój w kung-fu, chciał poznać filozoficzny fundament, jaki stoi za sztukami walki. W czasie studiów Bruce rzucił pracę w restauracji i postanowił wykorzystać swoje umiejętności, aby przekazywać je dalej. Tak Lee rozpoczął nauki kung-fu, otwierając szkołę, gdzie uczył za małą opłatę. Jednak w porównaniu do innych placówek Bruce udzielał nauk nie tylko obywatelom chińskim, ale również ludziom o o białej i czarnej skórze. To nie spodobało się innym nauczycielom, którzy postanowili wyzwać Lee na pojedynek z mistrzem stylu Białego Żurawia, Wong Jack Manem. W razie przegranej miał zaprzestać uczenia kung-fu innych osób niż pochodzenia chińskiego. Bruce już jakiś czas wcześniej porzucił myśli o karierze aktorskiej i wybrał sztuki walki jako swoją życiową ścieżkę, dlatego nie wyobrażał sobie, aby kung-fu ograniczały tak konserwatywne zasady. Ostatecznie przyszły gwiazdor kina wygrał między innymi dzięki nie ograniczaniu się do jednego stylu, ale użycia w walce pewnej hybrydy kung-fu z technikami bokserskimi. Lee nie był do końca zadowolony z przebiegu potyczki, wobec tego zaczął rozwijać swoją technikę w oparciu również o zachodnie sztuki walki i naukowe studium, a konkretnie prawa fizyki, rządzące walką. To doprowadziło do powstania własnego stylu Bruce'a nazywanego Jeet Kune Do, co w tłumaczeniu oznacza drogę przechwytującej pięści. W 1964 roku Lee został zaproszony przez Eda Parkera, ojca amerykańskiego kenpo karate na turniej w Long Beach, aby zrobić pokaz sztuk walki. Lee, zgadzając się na to, jeszcze nie wiedział, że tak w wielkim stylu przyjdzie mu wrócić do aktorstwa.
Pokazem Bruce'a był zachwycony znany stylista fryzur z Hollywood, Jay Sebring, który zaraz po tym wydarzeniu skontaktował się ze swoim przyjacielem, producentem filmowym Williamem Dozierem. Ten otrzymał kopię nagrania z pokazu Bruce'a i od razu zaprosił go do Los Angeles na testy ekranowe. Idąc za modą popularności produkcji komiksowych zapoczątkowanych serialem Batman Dozier, chciał przenieść na mały ekran serię powieści graficznych o Zielonym Szerszeniu. Producent poszukiwał osoby do roli Kato, pomocnika głównego bohatera i Bruce nadawał się do tej roli idealnie. Lee na planie wszystkie akrobacje, sceny walki i popisy kaskaderskie wykonywał bez pomocy dublera, co wydawało się czymś niespotykanym w Hollywood tamtych czasów. Niestety serial skasowano po jednym sezonie i Lee, nie widząc za bardzo perspektyw w aktorstwie, powrócił do nauczania sztuk walki, stając się bardzo popularnym mentorem wśród śmietanki Hollywood. Jego uczniami były gwiazdy sportu i filmu, wśród nich lider Los Angeles Lakers Kareem Abdul-Jabbar, legendarny Steve McQueen oraz Roman Polański. Swoją popularnością i dochodami Lee mógł sobie pozwolić na otwarcie kolejnych szkół, jednak sam uważał, że ich duża ilość może spowodować spadek jakości nauczania, czego bardzo nie chciał. Jednak i marzenia o drodze kariery w sztukach walki mogły się zakończyć ogromnym niepowodzeniem pewnego dnia w 1970 roku. Wówczas Bruce bez rozgrzewki podniósł sztangę ważącą 125 funtów (56 kg) po czym poczuł ogromny ból w plecach. Diagnoza lekarzy była straszna, uraz czwartego nerwu krzyżowego, który miał spowodować, że Lee pożegna się z karierą w sztukach walki. Przez następne pół roku Lee leżał w łóżku i spędzał czas na zapisywaniu swoich przemyśleń, które potem zostały wydane po jego śmierci w formie książki pod tytułem Tao of Jeet Kune Do. Pe pewnym okresie Bruce opracował swój własny program regeneracyjny, który pomógł mu po kilku kolejnych miesiącach wrócić do uprawiania sztuk walki. W tym czasie z Lee skontaktował się producent filmowy z Hongkongu Raymond Chow, który zaproponował mu rolę w filmie The Big Boss. Tak Lee postanowił wrócić do Azji, co stało się dla niego przepustką do wejścia bocznymi drzwiami do Hollywood.
Zdjęcia do filmu były kręcone w Tajlandii w bardzo złych warunkach. Mimo tego produkcja odniosła ogromny sukces. Lee był współautorem choreografii walk w filmie między innymi finałowej potyczki, w której używa kurtki, aby odpierać ataki nożem. Wkrótce Bruce zagrał w kolejnym projekcie pod tytułem Fist of Fury, w którym do pomocy w scenach walki zaangażował swojego starego znajomego, Eda Parkera oraz młodego kaskadera, późniejszą wielką gwiazdę kina, Jackiego Chana. Po tym dwóch filmach był już ogromną gwiazdą wśród azjatyckiej publiczności, a jego dobry stan finansowy pozwolił mu założyć własną firmę producencką Concord Productions. Pierwszym projektem nowego gracza na kinowym rynku była Droga smoka. Obraz kręcono w Rzymie, a Lee oprócz funkcji producenta postanowił również stanąć za kamerą projektu i w nim zagrać. Do udziału w filmie Bruce zaangażował swojego ucznia, Chucka Norrisa, a finałowa scena pojedynku obydwu panów w Koloseum przeszła do historii kina kopanego. Po tym projekcie osoba Lee ponownie zwróciła uwagę ludzi z Hollywood. Gigant wśród wytwórni, Warner Bros postanowił zaproponować aktorowi główną rolę w widowisku Wejście Smoka. Przyjmując ofertę Lee musiał zrezygnować z innego swojego projektu mianowicie filmu Gra śmierci. Wejście smoka było nie tylko wielkim przełomem dla Lee, ale również dla całego świata kina kopanego.
Produkcja była pierwszym amerykańskim projektem kręconym w Hongkongu. Lee wcielił się w niej w mistrza kung-fu, który ma za zadanie rozpracować gang w czasie turnieju sztuk walki rozgrywanego na wyspie. Bruce odpowiadał za tworzenie choreografii walk. Można śmiało powiedzieć, że był to milowy, jeśli chodzi o podejście do tego elementu przy produkcjach filmowych. To właśnie dzięki ogromnemu zaangażowaniu Lee do wykonywania i realizmu scen pojedynków na pięści dzisiaj twórcy kinowych widowisk przywiązują sporą uwagę, aby zachwycić widza skomplikowanymi i widowiskowymi potyczkami na ekranie, co możemy zobaczyć w wielu produkcjach od kina sensacyjnego przez produkcje science fiction, po widowiska superbohaterskie. Świadczy o tym choćby genialna praca wykonywana przez grupę 87Eeven odpowiedzialną za sekwencje walki w serii o losach zabójcy Johna Wicka. Wejście smoka przyczyniło się również do wielkiego boomu wśród ludzi na sztuki walki. Szkoły odnotowywały ogromny wzrost zapisów, dzieci na podwórku pokazywały sobie ciosy w wykonaniu Lee, każdy chciał trenować karate, teakwondo lub kung-fu. Ten szał nie ominął również Polski, gdy u nas 1982 roku zadebiutował film. Jeżeli jesteś młodszym czytelnikiem, zapytaj rodziców, trochę starsi wiedzą o czym mówię. Lee stał się symbolem sztuk walki, każdy słysząc pojęcie kung-fu miał przed oczyma jego osobę. Niestety mistrz nie mógł zobaczyć jak wspaniale sztuki walki stają się elementem codzienności.
Było to 20 lipca 1973 roku, trzy tygodnie przed premierą Wejścia smoka. Bruce Lee poczuł się źle, bardzo bolała go głowa. Po otrzymaniu leku zapadł w śpiączkę, z której nigdy się nie obudził. Oficjalna przyczyna zgonu to obrzęk mózgu spowodowany nadwrażliwością na jeden ze składników leku. Teorii na temat prawdziwego powodu śmierci przez lata nagromadziło się bardzo wiele. Jedna z nich mówi nawet o zabójstwie na zlecenie tajemnej rady klasztornej, co miało być zemstą za zdradzenie przez gwiazdora technik przeznaczonych tylko dla wąskiego grona wojowników. Nie zmienia to faktu, że był to tragiczny dzień dla środowiska filmowego i sztuk walki. Przez lata Bruce Lee przyczynił się do powstania wielu nowych gwiazd kina kopanego takich jak Chuck Norris czy Jackie Chan, z którymi miał okazję pracować, ale również dla kolejnych pokoleń, dla których był inspiracją. Śmiało można powiedzieć, że gdyby nie, nomen omen, wejście smoka Lee ze swoim stylem do świata kina dzisiaj nie podziwialibyśmy genialnych wyczynów takich ludzi jak Iko Uwais, Joe Taslim czy Donnie Yen. Również Hollywood bez tego człowieka nie byłoby takie samo, a Lee na zawsze zmienił etos pracy filmowców, jeśli chodzi o sceny walki. Takie filmy jak John Wick czy nawet Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz są tego pokłosiem. Bruce Lee to człowiek, który na zawsze zmienił obraz sztuk walki i za to mu chwała.
Jednak Bruce Lee nie tylko był perfekcjonistą na planie i oddanym sztukom walki człowiekiem zgłębiającym ich filozofię. Przede wszystkim był również kochającym mężem i ojcem. Shannon Lee, jego córka, pamięta go jako surowego, ale działającego w dobrej wierze rodzica. Dzieci zwykle odwiedzały Bruce'a, gdy ten kręcił filmy w Azji. Shannon wspomina, że mogły się z nim bawić, ale również biegać po całym planie i krzyczeć, co w ogóle nie przeszkadzało ich ojcu ani reszcie ekipy. Jedno z najmilszych wspomnień to zabawy w ogrodzie. Lee często używał kamery, aby nagrywać swoje wyczyny i poprawiać choreografie walk. Shannon opowiadała w jednym z wywiadów, że jej ojciec, zwykle bawiąc się się z nią i jej bratem Brandonem, kręcił ich i robił różne śmieszne filmiki. Lee reprezentował w swoim życiu mocno filozoficzną postawę, która mówiła o dążeniu do samorozwoju i odkrywaniu siebie. To samo starał się przekazać swoim dzieciom i uczniom. Najgorszym dla niego było, gdy ktoś nie wykorzystywał swojego potencjału, dlatego wspierał osoby w swoim otoczeniu, aby nie stały w miejscu i cały czas udoskonalały swoje umiejętności. Taka postawę reprezentował do ostatniego dnia życia, zostawiając po sobie wiele dobrego zarówno w sferze ludzkiej jak i duchowej. Do dzisiaj Shannon Lee broni ojca, również w związku z przedstawieniem jego osoby w filmie Quentina TarantinoPewnego razu... w Hollywood W produkcji Lee został ukazany jako arogancki człowiek, który uważa, że pokonałby każdego. Tak naprawdę nikt do tej pory oprócz twórcy nie wypowiedział się o tej stronie aktora. Według Tarantino Lee był arogancki i uważał, że może pokonać Muhammada Aliego w walce, o czym jest wzmianka choćby w pierwszej biografii żony gwiazdora, Lindy. Oczywiście przyjaciele i rodzina będą bronić w takiej sytuacji Lee, ponieważ widzieli wiele jego dobrych stron, jednak fakt jest taki, że nigdy nie będziemy znać całej prawdy na ten temat. Wydawać by się mogło, że okres, gdy Bruce swoje umiejętności wykorzystywał w arogancki sposób w bójkach ulicznych, minęły. Jednak nigdy nic nie wiadomo, jak Hollywood wpływa na ludzi.
Z perfekcyjnością w pracy Bruce'a wiązała się bowiem również ciemna strona, która wchodziła w życie Lee. Wiele się mówi o tym, że mistrz nie stronił od używek, przede wszystkim zażywał haszysz. Nieoficjalnie właśnie zmieszanie podanego mu leku z alkoholem i środkami odurzającymi miały przyczynić się do zgonu Bruce'a. Wiele osób ze środowiska sztuk walki twierdzi również wprost, że aby trenować z taką intensywnością jak Lee, przy jego szczupłej sylwetce, aktor musiał faszerować się sterydami. Jaka była prawda, tego nie dowiemy się zapewne nigdy. W pewnym czasie zaczęto również mówić o tym, że Lee wdał się w romans z Betty Ting Pei, chińską aktorką, która miała zagrać główną rolę żeńską w filmie Gra śmierci. To właśnie w jej apartamencie zmarł Bruce. Po latach Pei przyznała, że była w bliskim związku z aktorem, jednak ich relacja nie miała seksualnego charakteru. Wszystkie te teorie i plotki, które narosły wokół legendy aktora, co wiąże się mocno z jego obecnością w Hollywood. Jak zatem widać droga smoka Bruce'a Lee była zarówno usłana różami, jak i cierniami związanymi z ciemnymi stronami aktorskiej kariery. Jedno jest pewne, jego dokonania zostaną na zawsze zapamiętane.