Produkcja seriali czy filmów to dość złożony proces angażujący do pracy sporą liczbę osób odpowiedzialnych za poszczególne, mniej lub bardziej zauważalne dla widzów, aspekty. Ta odpowiedzialność nierzadko wpływa na ostateczny wygląd tworu, a potknięcia mogą skutkować w niepochlebnych recenzjach lub gorzej - niskiej oglądalności. Wydawać by się mogło, że światem produkcji filmowych rządzi selekcja naturalna: mniej zdolni twórcy do kąta, im lepszy twór, tym więcej czasu antenowego, a każdy zły serial jest zdjęty z anteny. Brzmi to sensownie, ale na przestrzeni lat mogliśmy zaobserwować sporo odstępstw od tak idealistycznego postrzegania mechanizmów show-businessu. Disney, wchodząc na antenę ze swoimi produkcjami, ustanowił sobie odgórną zasadę, że jego seriale będą mieć maksymalnie 65 odcinków. To daje w przeliczeniu 13 tygodni lub około trzy miesiące codziennej emisji, co uzupełnia ramówkę stacji na wystarczająco długo, nim jego miejsce zajmie inny tytuł. Taka kalkulacja spodobała się także innym firmom, które postanowiły zastosować ten sposób rozporządzania swoimi produkcjami. W tak też zostały potraktowane takie seriale jak np. Ed, Edd i Eddy, Spider-Man czy Młodzi Tytani. Zasada tak naprawdę tyczyła się tylko produkcji animowanych dedykowanych młodszej widowni, niemniej nie każdy serial był skazywany na ostateczną porażkę. Bo mogłoby się wydawać, że głos ludzi w konfrontacji z korporacjami ma niewielką moc. I może tak jest, ale czasem z protestami i domaganiami idzie potencjalny zysk, pod którym show-business się ostatecznie ugnie. Tak było chociażby w przypadku serialu Disney Channel - Kim Kolwiek, który miał swój finał w filmie Kim Kolwiek: Szatański plan, liczonym jako trzy odcinki (dając w sumie liczbę 65), a po oburzeniu fanów związanym z planowanym zakończeniem emisji został wznowiony z nowym sezonem. Serial ostatecznie został zdjęty z anteny po nowych 22 odcinkach. Innym serialem, któremu udało się uratować przed zasadą 65 odcinków jest Fineasz i Ferb, który stał się jednocześnie drugim - po Klub przyjaciół Myszki Miki - najdłużej emitowanym serialem Disneya. Więcej jak 65 odcinków miały także takie produkcje jak m.in. Gargoyles, Voltron: Legendary Defender, Franklin, Aladyn oraz My Little Pony: Przyjaźń to magia. Zamykanie potencjału tytułów w odgórnie określonej liczbie odcinków może być dobrym pomysłem, aby co jakiś czas odświeżać ramówkę. Zdarza się też, że pomysł na kolejną serię brzmi fantastycznie podczas pitchingu, ale nie wiadomo, jak przyjmie go widownia, po jego realizacji. Chociaż zasada 65 odcinków ogranicza twórców, asekuruje także kieszenie producentów, którym nie uśmiecha się wyrzucania pieniędzy w błoto w imię sztuki. Zakończony serial można wznowić, chociaż trzeba przyznać, że czasem cięcie historii, aby zmieściła się w określonej liczbie odcinków może zabić produkcję, a tym samym odebrać jej szansę na kontynuację. Na niekorzyść twórców wpływać może tak naprawdę wiele innych decyzji płynących od wykonawczych stacji, bo tak jak wspomniałem: to oni wydają pieniądze, aby pomysłodawcy mogli się artystycznie realizować. W związku z tym lubią, chcą i czują potrzebę kontrolować produkcję i zmieniać rzeczy w zależności od ich wizji i przewidywań. To od nich zależy czy scenariusze zostają przepisywane, aby dać bardziej schematyczne, a tym samym mniej kontrowersyjne i niekonwencjonalne historie. Oni decydują, czy na niektóre elementy nałożą cenzurę, czy też pozwolą pomysłodawcom na wolność twórczą. Taki stan rzeczy tyczy się wszystkich produkcji okołofilmowych. Póki twórcom nie udaje się zdobyć funduszy, aby realizować i dystrybuować swoich dzieł, muszą być gotowi na zmiany, jakie będą mogły zostać wprowadzone do ich pomysłów.
fot. materiał y prasowe
  Bo oczywiście, zdarza się, że niektóre pomysły twórców mogą nie tyle pomóc, ile zaszkodzić produkcji, wówczas stacja może zaproponować rozwiązania, które wyjdą obu stronom na dobre. Na przykład w pierwszym sezonie Pory na przygodę! radzono twórcom zmienić zakończenie jednego odcinka tak, aby występująca w nim bohaterka, Słoniczka, jednak nie ginęła. Dzięki wprowadzonej zmianie postać pojawiła się w późniejszych  odcinkach i stała się jedną z ulubienic fanów. Hannah Montana z kolei miała zakończyć się motywem "to tylko sen", w którym cały serial miał okazać się snem Miley Cyrus. Potem uznano, że takie zakończenie może być zbyt niezrozumiałe dla dzieci, więc wybrano to, w którym fabuła nie była iluzją, a główna bohaterka mogła wybrać inną drogę w życiu. W serialu Foksa Glee pierwotnie nie przewidywano postaci Sue Sylvester czy Kurta Hummela, choć aktorzy Jane Lynch i Chris Colfer zdobyli potem za te role Złote Globy. A serial BBC Sherlock pierwotnie miał trwać sześć godzin! Dopiero potem zdecydowano, że lepiej zmienić format na dziewięćdziesięciominutowe odcinki. Jednak nadzór tego typu, a wraz z nim zasoby, jakimi stacja operuje, również nie zawsze okazują się mieć tak dobre uzasadnienie i pozytywne skutki. Weiss i Benioff, showrunnerzy Gry o tron, zaplanowali, że aby scena bitwy pod Blackwater w przedostatnim odcinku drugiego sezonu serialu wyglądała jak należy, będą potrzebowali na planie dziewięciu statków. HBO jednak było stać jedynie na jeden statek, w wyniku czego intensywna walka z wielką flotą i katapultami została sprowadzona głównie do wielkiego wybuchu dzikiego ognia. Co więcej, reżyser wspomnianego odcinka, Neil Marshall, wyznał, że jeden z producentów zażądał sceny uwzględniającej nagą kobietę, aby zaspokoić oczekiwania tej bardziej zboczonej części widowni, którą, stwierdził, sam reprezentuje. Zmiana stylu animacji w drugim sezonie Amerykańskiego Smoka: Jake'a Longa Disneya była uzasadniona uwagami scenarzysty, który uprzedził, że jego pomysły nie pasują do pierwszego kolorowego i groteskowego sezonu serialu. Z perspektywy czasu można uznać, że zmiana rysunków wyszła serialowi na dobre, wprowadzając bardziej tajemniczy klimat i poprawiając prezencję niektórych bohaterów (a także ich charakter). Niemniej w tamtym czasie fanom nie spodobała się zmiana muskularnej smoczej wersji Jake'a na wychudzoną latającą jaszczurkę. Wyniki oglądalności były niskie, przez co producenci nie mieli szans, by usprawiedliwić ewentualną kontynuację serii. Wtrącanie się producentów w wizję twórców na szczęście nie zawsze prowadzi do kompletnej katastrofy. I tak jak niektóre decyzje nieszczególnie zmieniają ogólny wydźwięk produkcji, tak też nie grożą spadkiem oglądalności. Niemniej trzeba pamiętać o tym, że to właśnie ona napędza biznes i jej wyniki wpływają na to, czy stacja dobrze zarobi na sprzedaży reklam. Te z kolei także determinują sukces produkcji, ponieważ nie wystarczy odpowiednia liczba widzów przed telewizorami, istotny jest także współczynnik w przedziale wiekowym widowni, dla której reklamodawca przeznacza swoje produkty. Czasem twórcy sami rzucają sobie kłody pod nogi, decydując się na kontrowersyjne w opinii publicznej tematy, które mogą pozbawić serial docelowego odbiorcy. W momencie kiedy stacja kieruje swoje produkcje do dzieci, musi być ostrożna, aby nie wypuścić serialu, który stanie się ofiarą kontroli rodzicielskiej. Innym razem pomysły twórców mogą zagrozić sprzedaży licencji. Nie raz seriale aktorskie poruszają różne kwestie, które są bojkotowane przez organizacje w stylu Telewizyjnej Rady Rodziców. Zdarza się, że widzowie zgadzają się z nimi i to wpływa znacząco na spadki oglądalności. W serialach animowanych takich jak Pora na przygodę! czy Steven Universe Cartoon Network ze względu na sposób traktowania homoseksualizmu w innych krajach, bardzo utrudniało wprowadzanie wątków LGBT, przymykając oko na drobne podteksty, które z łatwością mogły być cenzurowane w danym państwie. Ostatecznie oba seriale przestały się do nich ograniczać i w ostatnich sezonach mogliśmy zobaczyć homoseksualny ślub w Steven Universe oraz homoseksualny pocałunek w Pora na przygodę! - jednak czasem kontrowersja nie jest szczególnie łatwa do zatuszowania. Najczęściej w przypadkach, kiedy członek obsady zostaje oskarżony o przestępstwo lub dochodzi do wewnętrznych sporów przy produkcji, wówczas najczęściej pada decyzja o uśmiercenie postaci lub odsunięcie członka ekipy od produkcji. Takiej sytuacji doświadczył serial House of Cards po oskarżeniach w kierunku Kevina Spacey'ego czy  disneyowski serial Andi Mack po oskarżeniach aktora grającego dziadka głównej bohaterki o przestępstwo pedofilskie. Przy tych dwóch produkcjach zmiana obsady wpłynęła na wydźwięk seriali, co ostatecznie stało się jednym z czynników zakończenia ich.
fot. HBO
Sprawowanie pieczy nad produkcjami filmowymi nie należy do najłatwiejszych zadań. Trzeba umieć przewidzieć trendy czy nastroje widowni, mieć pomysły na ciekawe, alternatywne rozwiązania i umiejętnie rozporządzać czasem antenowym każdej z nich. Nie jest żadnym zaskoczeniem, że mając pozycję osoby, która ma kierować poszczególnymi elementami ramówki, jest się pod sporą presją. W końcu każda finansowa klapa jest ostatecznie winą wykonawców. Zdarza się, że przy ciągłym napływie nowych seriali wykonawczy stacji trafiają na takie, których nie rozumieją, z którymi nie wiedzą, co zrobić, a czasem na takie, w których nie dostrzegają żadnego potencjału. To prowadzi do decyzji, które działają na niekorzyść seriali, doprowadzając ich do śmierci. Każdy pracownik na ważnym stanowisku chce być uważanym za kompetentnego. Jeśli wykonawca bez żadnych obiekcji akceptuje serial, który potem okazuje się klapą, traci reputację. Kiedy jednak serial staje się sukcesem, wykonawca wydaje się być zbędny. Najlepszym wyjściem z takiego dylematu jest po prostu zasabotażować serial, ustawiając odcinki niezgodnie z chronologiczną kolejnością, emitować serial w zbyt późnych lub wczesnych godzinach (Legenda Korry, Spider-Man, Amerykański tata), w piątek wieczór lub weekend (Brzydula Betty, Brooklyn 9-9, Glee, Community) bądź emitować go w czasie emisji popularnego serialu konkurencyjnej stacji (Nie z tego świata, Joey). Oczywiście, takie zabiegi nie zawsze są intencjonalne, ale uniemożliwiając ludziom obejrzenie produkcji w korzystnej porze, zaniża się oglądalność. Dla niektórych stacji nie jest to aż tak znaczące, oglądalność podliczają z emisji odcinków na żywo, powtórek czy odtwarzanych z nagrywarek, do tego dochodzą biblioteki VOD. W takich okolicznościach, aby zrezygnowano z tytułu, jego produkcja musi zwykle powodować więcej kosztów niż zysku, bez względu na to, czy uważany jest przez swoją widownię za dobry. Wydawać by się mogło, że skoro serial jest poprawnie zrealizowany, to nie powinien mieć problemu ze zdobyciem odpowiedniej liczby odbiorców. Czasem jednak stacja po prostu nie chce wydawać pieniędzy na promocję, a to znacząco obniża szansę produkcji na stanie się hitem. Ostatnim przykładem tego typu zabiegu jest np. wykupiony od Cartoon Network przez Netfliksa serial animowany Dwanaście na zawsze, którego reklamowanie firma ograniczyła do opublikowania zwiastuna na twitterze. Serial powoli zdobywa popularność dzięki fanom, którzy nie chcą dopuścić do zakończenia tytułu. Nie wiadomo na razie nic na temat ewentualnym drugim sezonie, ale podobna sytuacja wynikła z niedawnym serialem z uniwersum BoJacka Horsemana - Tuca & Bertie, który to ostatecznie nie otrzyma kontynuacji. Innym razem śmierć serialu spowodowana jest nawet oburzeniem widzów, jak to było w przypadku serialu Bridget Loves Bernie, który spowodował oburzenie żydowskiej części widowni. Serial w tym przypadku oglądało zadowalająco wiele osób, jednak stacja CBS w obliczu kontrowersji wolała zdjąć produkcję z anteny.  Kiedy indziej zawodzi zupełnie inny sposób związany z zarabianiem na serialu, czyli sprzedaż merchandise'u. To oczywiście tyczy się głównie produkcji animowanych, przy czym odnosi się także do niezachęcających walorów estetycznych produkcji. Taki los spotkał m.in. ostatni reboot Atomówek oraz Ben 10: Omniverse, gdzie przy niepochlebnych opiniach fanów, zabawki, które wcześniej przynosiły ważną część zysków, przestały cieszyć się popularnością. W rzeczywistości jednak każda produkcja może mieć zupełnie inny powód zdjęcia z anteny. Czasem można usłyszeć o obwinianiu twórców, którzy nie potrafili kończyć odcinków na czas (The Ren & Stimpy Show), innym razem stacja porzuca produkcję dla nowego serialu (Pełzaki), ale ostatecznie ciężko jest przewidzieć, jaki los będzie czekał dany film, serial czy zupełnie inne medium, bo nie zawsze chodzi o widzów, nie zawsze chodzi o pieniądze, nie zawsze chodzi nawet o sam twór. Niemniej, wydaje mi się, że słodko-gorzkim efektem sytuacji, w której na rynku pojawia się coraz więcej produkcji i dystrybutorów chcących przejąć świat, jest to, że teraz naprawdę dobre i popularne produkcje mogą często stawać się ofiarami... innych dobrych produkcji. Oczywiście, może stać się również tak, że skończymy w wirze masy nieskończonych lub zaniedbywanych projektów, które jak działa armatnie będą służyły jedynie do toczenia wojen między korporacjami.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj