Faza I – Początki Snyderverse

Raczej nikogo nie powinno dziwić, iż na fali prężnie rozwijającego się Kinowego Uniwersum Marvela konkurencyjne wydawnictwo we współpracy z Warner Brothers coraz wyraźniej sygnalizowało chęć stworzenia własnej serii. Na początku drugiej dekady XXI w. bohaterowie DC, choć znani w świecie komiksu i uniwersum filmów oraz seriali animowanych, nie mieli stricte aktorskiej reprezentacji na ekranie. W kinach świeciła triumfy jedynie trylogia Christophera Nolana o przygodach Mrocznego Rycerza. Trudno się dziwić postawie włodarzy Warner Bros., gdyż z ich perspektywy zbudowanie franczyzy opartej na komiksach DC z pewnością wydawało się projektem jak najbardziej opłacalnym. Skoro film o szerzej nieznanym do 2008 r. Iron Manie okazał się sukcesem krytycznym i komercyjnym, czego można się było spodziewać w przypadku wydawnictwa dysponującego prawami do takich postaci jak Batman czy Superman? Nowe uniwersum miało być czymś całkowicie odrębnym od hitowej trylogii Nolana, aczkolwiek on sam do pewnego stopnia brał udział w procesie tworzenia franczyzy jako producent wykonawczy Człowieka ze stali. Pieczę nad kinowym uniwersum powierzono z kolei Zackowi Snyderowi, reżyserowi znanemu choćby z uznanych Watchmen: Strażnicy czy 300. Wydawać by się zatem mogło, że (przynajmniej w teorii) wszystko znajdowało się na swoim miejscu. Człowiek ze stali z 2013 r. spolaryzował widzów, ale odniósł sukces kasowy. Filmowi zarzucano niespójności scenariuszowe, ponury ton i zbytnią podniosłość. Reżyserski styl Snydera nie każdemu przypadł do gustu, a patos nie wydawał się uzasadniony w przypadku postaci Supermana.
Fot. Materiały prasowe

Faza II – Powolny upadek

Na kolejny film DCEU przyszło nam czekać aż trzy lata – w 2016 roku do kin trafił Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości. I o ile solowy film o Supermanie podzielił widzów, o tyle ekranową walkę Bruce’a Wayne’a z Clarkiem Kentem jednogłośnie uznano za podstawę do tworzenia internetowych memów, a nie megahit kina superbohaterskiego. Mało kto nie zna słynnego twistu z „Ocal Martę”. Niewielu – czy to widzom, czy krytykom – umknął fakt co najmniej dyskusyjnych decyzji kreatywnych, a creme de la creme, jeśli chodzi o fatalne opinie BvS, była postać Lexa Luthora, w którą wcielił się Jesse Eisenberg. Luthor w wydaniu Snydera przejawiał raczej miks cech Riddlera i Jokera niż ikonicznego przeciwnika Supermana. Krytyce poddano również strukturę samego filmu: służył on raczej wprowadzeniu wielu istotnych wątków fabularnych franczyzy i nie sprawdzał się jako samodzielna produkcja. Fatalne przyjęcie Batman v Superman odbiło się na dalszych decyzjach Warner Bros. Jeszcze w 2016 r. stworzono oddział DC Films pod batutą Geoffa Johnsa i Jona Berga, a głównym celem nowo powołanego studia miało być nadanie serii nieco lżejszego tonu. Według plotek zarząd WB zaczął coraz mocniej ingerować w wolność artystyczną, a pierwszym tego przejawem była produkcja Legionu Samobójców. Scenariusz miał bowiem powstać w niecałe sześć tygodni, a ostateczny montaż filmu powierzono ekipie odpowiedzialnej za przygotowanie... zwiastunów tejże produkcji. Zważywszy na często powracające doniesienia o reżyserskiej wersji, znanej jako Ayer Cut, można założyć, że jest w nich jakieś ziarenko prawdy. Legion również został przyjęty przez krytykę w sposób druzgocący, co nie przysłużyło się ani DC, ani wytwórni Warner Bros. Poprawę sytuacji zwiastowała natomiast Wonder Woman, której solowa produkcja zyskała uznanie wśród recenzentów i widzów. Na horyzoncie majaczył zaś kolejny głośny projekt, po którym DCEU miało się już nie podnieść.
Warner Bros.

Faza III – Co dwie Ligi, to nie jedna

Zaczęły się ważyć losy Zacka Snydera w Warner Bros., a zaplanowana na listopad 2017 r. Liga Sprawiedliwości miała być jego ostatnim sprawdzianem. Przed premierą reżyser zarzekał się, iż wyciągnął wnioski z porażki poprzedniej produkcji, oraz obiecał film nieco weselszy, bardziej skupiony na historii i bohaterach. Wersji Snydera w kinie ostatecznie nie pokazano. Do fanów dochodziły kolejne doniesienia o ingerencjach wytwórni, a samego reżysera spotkała osobista tragedia. Z powodu samobójstwa córki Snyder opuścił projekt, a dokończenie Ligi Sprawiedliwości powierzono Jossowi Whedonowi, znanemu z reżyserii dwóch filmów z Avengersami w roli głównej. Jak miało się okazać dopiero w latach późniejszych, dokończenie filmu oraz dokrętki Whedona spowodowały, że lwia część oryginalnego zamysłu Snydera została wycięta. Z kolei zachowanie twórcy na planie zostało opisane przez aktorów (Raya Fishera, Gal Gadot, Jasona Momoę) jako toksyczne i naruszające godność wielu osób zaangażowanych w warstwę produkcyjną. Efektem pracy Whedona był ledwie dający się oglądać, fatalny pod względem efektów specjalnych, niedbale zmontowany film, w którym obok siebie „współistniały” wizje dwóch reżyserów. Liga Sprawiedliwości w wersji kinowej nie zdobyła serc widzów. Zainteresowanie było tak małe, że produkcja nie osiągnęła nawet progu rentowności w box offisie.
fot. materiały prasowe
W tym momencie losy DCEU właściwie zostały już przesądzone. Johns i Berg odeszli z funkcji prezesów DC Films. Zostali zastąpieni przez Waltera Hamadę, który zapowiedział zmiany w kinowym uniwersum, polegające m.in. na tym, że DC Films nie będzie stawiało na wspólną historię, a kolejne filmy będą samodzielnymi produkcjami skupiającymi się wokół konkretnych postaci. Z kolei niezadowolenie fanów Zacka Snydera (a także samego reżysera) spowodowało, iż w sieci narodził się ruch zwany #releasethesnydercut. Miał on na celu przekonanie włodarzy Warner Bros. do wydania reżyserskiej wersji Ligi Sprawiedliwości. Choć przez długie lata sądzono, że Snyder Cut jest wyłącznie mitem, nadzieje zwolenników reżysera nie gasły za sprawą dzielenia się przez samego zainteresowanego m.in. grafikami koncepcyjnymi czy fragmentami scen z niedokończonego projektu. W końcu ich cierpliwość została wynagrodzona w 2020 r., gdy premiera Ligi Sprawiedliwości Zacka Snydera została zaplanowana na marzec 2021 r. w serwisie streamingowym HBO Max. Wyraźnie zaznaczono przy tym odrębność reżyserskiej wersji od przebiegu dotychczasowego DCEU. Oryginalna wizja reżysera mogła w końcu ujrzeć światło dzienne i zostawiła pewne wskazówki na temat tego, w jakim kierunku mogło podążyć DCEU kierowane przez Snydera. Także sam filmowiec stopniowo ujawniał plany związane choćby z wojną z Darkseidem i tym, jak zapobiec jego zwycięstwu. Co ciekawe, za wszystkie wydarzenia miał odpowiadać nienawidzący Flasha Eobard Thawne, którego historia miała z kolei doprowadzić do adaptacji komiksu Flashpoint oraz późniejszego zrestartowania franczyzy.
Warner

Faza IV – Samodzielne filmy i box office’owe bomby

Zapowiadana przez Waltera Hamadę koncepcja samodzielnych filmów trwała na dobrą sprawę już do samego końca DCEU. Pierwsze tego typu projekty (Aquaman i Shazam!) jeszcze w jakimś stopniu starały się odwoływać do przeszłych wydarzeń. Jednak wyraźnie było widać, że te nawiązania są rzadkie i nie mają wiele wspólnego z konstruowaniem szerszej fabuły. Oba te filmy nieźle poradziły sobie na polu finansowym, bo już późniejsze dzieje adaptacji komiksów DC sprowadzają się w zasadzie do pasma spektakularnych klęsk w box offisie. Od 2020 r. i Ptaków Nocy każdy tytuł wchodzący w skład DCEU był finansową klapą. Rzecz jasna, wiążę się to z sytuacją pandemiczną, która na niemal dwa lata sparaliżowała światową gospodarkę, w tym też przemysł filmowy. Jednak to przetasowania w DCEU, sprzeczne, niejednokrotnie wzajemnie wykluczające się koncepcje, a nawet skandale związane z obsadą franczyzy, obniżyły zainteresowanie marką niemal do zera. Nie pomogło również wyznaczenie na prezesów DC Studios Jamesa Gunna i Petera Safrana, którzy mieli plany zrebootowania serii pod szyldem DCU (DC Universe). Zasugerowali przy tym (nie wprost, lecz wystarczająco subtelnie), że nowe DCU rozpocznie się od premiery Superman: Legacy w 2025 r., a poprzedzające projekty niekoniecznie będą mieć znaczenie po restarcie. Efekt tych zapowiedzi mogliśmy oglądać przez cały rok. Klęski drugiej części Shazama!, Flasha (w tym przypadku w grę wchodzą również olbrzymie kontrowersje związane z Ezrą Millerem), Blue Beetle, a w końcu światowa premiera filmu Aquaman i Zaginione Królestwo, która przeszła zupełnie bez echa – wszystko to stanowi gorzkie podsumowanie losów uniwersum, mające – w założeniach – stanowić konkurencję dla Marvela. Mawia się, że trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym. Te słowa nie mają tu odniesienia, gdyż DCEU praktycznie od początku swojego istnienia nie stało na własnych nogach. Skoro jego celem miało być de facto powtórzenie sukcesu MCU, niezależnie jakim sposobem, trudno mówić o pieczołowicie przemyślanej serii filmowej. Co przyniesie przyszłość? Odpowiedź na to pytanie otrzymamy dopiero w roku 2025 wraz z oficjalną premierą DCU. Wtedy przekonamy się, czy James Gunn i Peter Safran wyciągnęli wnioski z błędów swoich poprzedników. A może zafundują widzom kolejną nieudaną franczyzę medialną... na podobieństwo odchodzącego DCEU?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj