Ponieważ obecnie trwają pracę nad trzecim sezonem serialu Twin Peaks, postanowiłam, że to dobry czas, by w końcu obejrzeć tę powszechnie chwaloną produkcję. Oczywiście miałam mniej więcej pojęcie, o czym Twin Peaks opowiada, słyszałam o interesującej, wyróżniającej się na tle innych stylistyce. Na szczęście jednak uniknęłam wszelkich poważnych spoilerów i do seansu pilota zasiadłam z czystym kontem. Nie mam pojęcia, kto zabił Laurę Palmer, ale z chęcią się tego dowiem. Osiem odcinków, które liczy pierwsza seria, ogląda się bardzo szybko. Niesamowity klimat, który towarzyszy od pierwszego odcinka, sprawia, że nie da się tego serialu odłożyć na półkę. Jest się za bardzo odurzonym. Miasteczko Twin Peaks zadebiutowało na początku lat 90., a jednak już od pierwszych minut pilota wydało mi się świeże, bardzo oryginalne i z atmosferą, której nie da się podrobić. Oglądałam wiele seriali, znam pewne schematy i zagrywki, które stosują scenarzyści na pamięć. W pewnym momencie każda produkcja wydaje się w czymś podobna do czegoś, co się widziało wcześniej, dlatego bardzo łatwo jest zauważyć coś, co jest od początku do końca inne. Taki jest pierwszy sezon Miasteczka Twin Peaks. Oprócz charakterystycznego klimatu, który pochłania i wręcz oblepia, to diabelna dbałość o intrygę jest ogromną siłą tych kilku odcinków. Od początku było wiadomo, że w zabójstwie Laury Plamer chodzi o coś więcej, że rozwiązanie nie będzie prozaiczne, a po drodze na jaw wyjdzie wiele tajemnic. To prawdziwa przyjemność obserwować, jak wszystkie elementy układanki do siebie pasują, jak w odpowiednich momentach wskakują na swoje miejsce. Każdy gest, każdy dialog, każde spotkanie ma znaczenie. Nic nie dzieje się bez przyczyny, a jeśli nawet tak się początkowo zdaje, to można mieć pewność, że koniec końców to, co się wydarzyło, jest logiczne i wypełni jakąś lukę. No url Od początku czuje się, że serial pisany był jako całość, że losy bohaterów były ułożone daleko do przodu i scenarzyści mają doskonałą kontrolę nad swoimi postaciami. To także odświeżające, bo coraz rzadziej spotykane. Lynch i Frost swoje postacie prowadzą pewną ręką i pewnym piórem, nie wymknie im się żadna drobnostka. Wydarzenia zaskakują widzów, ale zdecydowanie nie swoich scenarzystów. Bohaterowie Miasteczka Twin Peaks to trzecia rzecz, obok klimatu i przemyślanej intrygi, która zrobiła na mnie największe wrażenie. Pomimo tego, że jest ich tak wielu, każdy został napisany z wyjątkową starannością, każdy jest odrębną postacią i ma cechy charakteru, które odróżniają go od innych. Agent Cooper (wykreowany przez Kyle’a MacLachlana) zasługuje na szczególne słowa uznania. Jego charyzma, urok chłopca i jednoczesna pewność siebie dają piorunującą mieszankę, tworzącą bohatera, którego nie da się szybko zapomnieć. Podobnie jest zresztą w przypadku Audrey Horne - choć jest postacią, którą trudno lubić, to zdecydowanie wybija się na pierwszy plan wśród kobiecych bohaterek. To, do czego nie jestem w Miasteczku Twin Peaks przekonana, to elementy nadnaturalne, mistyczne i pasujące do serialu SF. Napięcie i tajemniczość są świetnie budowane także bez tego. Obawiam się, że to może być za dużo dla i tak już rozbudowanego świata przedstawionego. Po pierwszym sezonie Miasteczko Twin Peaks odbieram przede wszystkim jako doskonały dramat, thriller, który z wprawą porusza się po tematach bardzo ludzkich – trudnych, skomplikowanych, mrocznych, ale wciąż ludzkich. Chciałabym, żeby tak pozostało. Najlepsze jest jednak to uczucie, że cokolwiek myślisz, iż się wydarzy – nie masz racji. Z tą myślą zamierzam kontynuować swoją przygodę z Miasteczkiem Twin Peaks w drugim sezonie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj