Przez ostatnie cztery dni obejrzałam tyle dobrych filmów (w tym wyjątkowego Patersona), że nie sądziłam, iż weekend zamknięcia będzie miał do zaoferowania jeszcze więcej. Na szczęście jestem istotą omylną, a American Film Festival nigdy nie zawodzi. Programowi tego festiwalu można naprawdę ufać i oddać się mu w opiekę – czasem to właśnie ten film, co do którego ma się wątpliwości, czy w ogóle warto na niego pójść, okazuje się być najlepszy w całej stawce. Tak było ze mną. O Manchester by the Sea słyszałam pozytywne opinie od ludzi, którzy obejrzeli go dzień wcześniej, zachwyty docierały także z zagranicy. Mimo tego wcale nie byłam przekonana, moje nastawienie było raczej neutralne. Może właśnie dzięki temu udało mu się mnie tak całkowicie zaskoczyć. Wziąć z zaskoczenia, sprawić, że po seansie nie mogłam złapać tchu. Dla mnie to film festiwalu, najlepszy film, jaki obejrzałam w tym roku i jedna z nielicznych 10/10 w moim filmowym żywocie. Więcej przeczytacie w recenzji i naprawdę zazdroszczę tym, którzy ten seans mają przed sobą. Pozytywnym zaskoczeniem był też seans Christine, czyli fabularnej opowieści opartej na faktach. Jej bohaterką jest Christina Chubbuck, dziennikarka telewizyjna z Sarasoty, która w 1974 roku popełniła samobójstwo na wizji przed oczami tysięcy widzów. W filmie w postać Chubbuck wciela się Rebecca Hall i zdziwię się, jeśli ominie ją oscarowa nominacja. Wielka rola. Na tym festiwalu miałam też okazję obejrzeć dokument o tych samych zdarzeniach pt.: Kate Plays Christine i to był doskonały wstęp do fabuły. Sam film dokumentalny także polecam, bo świetnie balansuje na granicy fikcji i rzeczywistych zdarzeń. Oglądaliście może All These Sleepless Nights? Jeśli tak i Wam się nie podobało, mam idealną odtrutkę na ten film – mowa tu o American Honey, który jest dokładnie tym, czym chciał być film Marczaka, ale mu nie wyszło. Piękne zdjęcia, nostalgiczna ścieżka dźwiękowa i wyjątkowa chemia między bohaterami czynią ten film wartą obejrzenia opowieścią o amerykańskim społeczeństwie Południa, młodzieńczej wolności i dojrzewaniu. Więcej TUTAJ. Ostatnie dni festiwalu to także moja pierwsza i jedyna wpadka – Certain Women to kompletna pomyłka, film na którym ciężko nie zasnąć, o czym szerzej pisałam w RECENZJI. Gdy wczoraj Roman Gutek i Urszula Śniegowska wychodzili na scenę żegnać widzów siódmej edycji American Film Festival zrobiło się smutno, choć dla twórców dwóch nagrodzonych w konkursach filmów to był najprzyjemniejszy moment tego tygodnia. W konkursie filmów fabularnych SPECTRUM nagrodzony został Hunky Dory w reżyserii Michaela Curtisa Johnsona. To film o występującym jako drag queen Sidneyu, który udowadnia, że aby być dobrym ojcem nie trzeba spełniać norm narzuconych przez społeczeństwo. W konkursie AMERICAN DOCS zwyciężył film o eksperymentalnym muzyku i bezkompromisowym myślicielu  Franku Zappie, pt.: Udław się tym pytaniem. Frank Zappa własnymi słowami autorstwa Thorstena Schütte.
fot. materiały własne
+6 więcej
Coś się zaczyna i coś się kończy, taka jest kolej rzeczy. Te sześć pięknych dni z amerykańskim kinem niezależnym we Wrocławiu skończyło się zdecydowanie zbyt szybko. Po raz kolejny trzeba się żegnać z niezastąpioną festiwalową atmosferą, wyjątkowymi ludźmi i emocjami doświadczanymi na salach kinowych. Trzeba pożegnać Nowe Horyzonty, miejsce, które dla kinomana jest spełnieniem marzeń. Gdy na gali zamknięcia Urszula Śniegowska mówiła, że ta edycja jest rekordowa pod względem liczby uczestników, nikt nie wątpił, że za rok znów możemy pobić ten rekord. Bo przecież wrócimy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj