American Honey – recenzja [American Film Festival]
Data premiery w Polsce: 31 marca 2017Jedna z ulubienic amerykańskiego kina niezależnego Andrea Arnold zabiera nas w podróż pod bezdrożach Ameryki. Oceniamy bez spoilerów.
Jedna z ulubienic amerykańskiego kina niezależnego Andrea Arnold zabiera nas w podróż pod bezdrożach Ameryki. Oceniamy bez spoilerów.
Pewnego dnia młodziutka Star wsiada do busa wypełnionego ludźmi pochodzącymi z różnych miejsc w Stanach i razem z nimi udaje się w świat bez żadnego konkretnego celu na horyzoncie. To będzie jej czas, by poznać siebie, odkryć uroki życia pełnego nieskrępowanej wolności, pierwszych miłości i przyjaźni. Popijając wódkę wprost z butelki i przypalając kolejnego skręta, będzie śpiewać piosenki o amerykańskiej dziewczynie, tańczyć i żyć chwilą. Jakby jutra miało nie być, jakby nie liczyło się nic więcej oprócz legendarnego „tu i teraz”.
Arnold pewną ręką kreśli obraz amerykańskiego Południa, ukazując pełen przekrój rozwarstwionego społeczeństwa. Z jednej strony mamy patologiczne sytuacje – naćpane matki i ich głodne dzieci, z drugiej bogate, białe rodziny w ich wielkich, imponujących domach. A pośrodku tego wszystkiego znaleźli się oni, dzieci-kwiaty. Jedni poszukują wrażeń, inni chcą poczuć smak wolności na języku lub znaleźć definicję na opisanie siebie samego. Łączy ich jedno – wszyscy od czegoś uciekają i wszyscy pragną tego samego – bliskości, miłości, prawdziwych i szczerych relacji.
Wiecznie pijani i upaleni przekraczają kolejne granice, jakby zdawali się pytać – jak daleko jeszcze mogę się posunąć? Jaką cenę jestem gotów zapłacić? Co poświęcić? Ciągłe życie w drodze, przypadkowy seks i używki okazują się dobrym wyjściem tylko na chwilę, w głowie już bowiem tli się myśl o kawałku własnej ziemi w lesie, przyczepie kempingowej. Potrzeba zapuszczenia korzeni w zderzeniu z hipisowską rzeczywistością wygrywa prawie walkowerem.
American Honey zachwyca ciepłem i miękkością barw, pieści zmysły. Przegenialne zdjęcia, świetnie dobrana ścieżka dźwiękowa budują klimat, w którym łatwo się zanurzyć. Chemia pomiędzy postaciami jest wyjątkowa, wszystko wokół nich zdaje się być jakby naelektryzowane – skrzy i lśni, brakuje tylko widocznych iskier. Arnold z wielką wprawą, czułością i zrozumieniem prowadzi młodych aktorów, a oni odwdzięczają jej się, najlepiej jak umieją.
Najbardziej szkoda tego, że film okazał się zdecydowanie za długi i przydałoby mu się porządne cięcie. Te prawie trzy godziny dałoby się skrócić do dwóch z wielkim zyskiem dla ogólnego odbioru. Dłużące się sceny bowiem wcale nie budowały klimatu, a jedynie irytowały. Tak, jak drobne luki scenariusze, kiedy to rozwój postaci poświęcano na rzecz kolejnej sceny niczym z narkotycznego snu. Nie zmienia to jednak faktu, że seans American Honey to przyjemne doznanie. Ciało rozluźnia się już po kilku minutach, z głowy ulatują troski, a widz zostaje sam na sam z filmem. I dlatego drobne niedociągnięcia można mu wybaczyć.
Recenzja pierwotnie została opublikowana 31 października 2016 roku
Źródło: fot. A24
Poznaj recenzenta
Katarzyna KoczułapDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat