Na VOD trafił właśnie Snajper: Koniec Zabójcy, ósma odsłona kultowej serii filmów o przygodach snajpera Thomasa Becketta z Tomem Berengerem w roli głównej. Z tej okazji spotkaliśmy się z reżyserem tego filmu Kaarem Andrewsem, który jest także scenarzystą komiksowym stojącym chociażby za albumem Spider Man Władza.
DAWID MUSZYŃSKI: Oglądając Snajper: Koniec Zabójcy, zauważyłem, że wprowadziłeś do niego, podświadomie lub nie, taki trochę sznyt komiksowy. Zwłaszcza podczas scen akcji.KAARE ANDREWS: Taki cel przyświecał producentom, którzy mnie zatrudnili. Od wielu lat piszę i rysuję komiksy głównie dla Marvela, więc jak rozumiem, chcieli, bym do Snajpiera wniósł trochę świeżości. Nie miało to automatycznie oznaczać, że odrzucimy wszystko, co było w oryginalnej serii, ale trzeba było się przygotować na wejście w nowy wiek.
To podejście szczególnie czuć w scenie, w której konwój zostaje zaatakowany przez rosyjskich gangsterów.
To przez te kolorowe maski taktyczne, które noszą, prawda? Bardzo dobrze bawiłem się podczas kręcenia tej sceny, ponieważ same postaci tych Rosjan są komiczne w pewien sposób. Zupełnie oderwane od rzeczywistości. Chcieliśmy dopisać im historię, by widz nie miał uczucia, że pojawili się znikąd. Więc powstała historia, że jest to zespół z lat 80., któremu nie wyszło na rosyjskiej estradzie, więc postanowił się przebranżowić.
Pozwól, że wejdę ci w słowo i zapytam - czy ty grasz na PlayStation?
Teraz mniej niż kiedyś, a czemu pytasz?
A słyszałeś o grze Army of two: The Devil’s Cartel? Pytam, ponieważ ci Rosjanie wyglądają jak żywcem wyjęci z tej gry.
Już mi to ktoś mówił (śmiech). To nie było zamierzone, ale jak zaczniesz szukać masek taktycznych w internecie, okaże się, że nie ma zbyt wielu ciekawych wzorów. Użyliśmy po prostu tych samych, które wzięli też twórcy tej gry. I tak niezamierzenie powstało skojarzenie z tym tytułem. Bardzo fajne skojarzenie dla fanów popkultury.
Jakie emocje tobą targały, gdy zaoferowano ci pracę przy tej kultowej serii?
Na początku? Żadne, ponieważ scenariusz, który dostałem, nazywał się Lady Death. Nie wiem, czy początkowo chcieli, by film nosił taki tytuł, czy była to zmyłka. Imiona i nazwiska bohaterów pozostały jednak takie, jakie są. Ja jednak nie połączyłem kropek w głowie. Dopiero, jak mi powiedziano, że w produkcję zaangażowany jest Tom Berenger, załapałem, o jakim filmie tak naprawdę rozmawiamy. I powiem ci, że poczułem wtedy, jak na moje barki spada pewna odpowiedzialność. Nie mamy w popkulturze zbyt wielu marek, które wytrzymały próbę czasu i są przez prawie 30 lat kontynuowane. Ja jestem w stanie wymienić Star Wars, Rambo, Rocky… nie ma ich zbyt wiele. A Snajperowi się udało. Jest w tym gronie. I jak byś zapytał mnie, co czyni ową serię tak popularną, to nie znam odpowiedzi. Jest w niej coś unikalnego. Może działa tutaj nostalgia. Ja słysząc nazwę Snajper, wracam automatycznie do czasów, gdy byłem nastolatkiem i oglądałem ten film u mojego kumpla w piwnicy.
A nie czułeś pewnego niedosytu jako twórca, że nie możesz już tak wykorzystać Berengera w tej produkcji, jak było to możliwe jeszcze z 10-15 lat temu?
To interesujące pytanie, nad którym się nie zastanawiałem. Tom jest wspaniałym człowiekiem do pracy na planie i z racji wieku nie mógł brać udziału w widowiskowych scenach akcji. Czy widzowie nie chcieliby zobaczyć go w walce wręcz z przeciwnikiem, w której przebija go przez ścianę? Może. Ale ta część jest także o przemijaniu i pokazywaniu, jaki nasz bohater ma kontakt z synem, który też przecież jest snajperem. Jak wygląda ich związek. Thomasa Becketta nie był przecież obecny w życiu swojego syna. Nie miał wpływu na jego wychowanie czy wpajanie odpowiednich wartości. Postanowiłem położyć nacisk na ten aspekt historii. No i oczywiście zobaczymy go podczas czynności, na której zna się najlepiej, czyli strzelania z dużej odległości. To już coś!
Czyli co? Dochodzi do zmiany warty? Teraz będziemy mieli młodszych bohaterów, ale nazwa serii zostanie?
Taki jest zamysł. Dlatego mamy Agenta Zero, Lady Death czy Brandona Becketta. Pomysł jest taki, by teraz oni ponieśli dalej tą pochodnię. Jak będzie? Zobaczymy. Nasza część zostawia furtkę do kontynuacji.
Jak myślisz, czemu kino akcji zostało teraz zepchnięte na mały ekran?
Nie mam pojęcia, to moim zdaniem w dużej mierze wina widowiskowych blockbusterów, w których nie liczą się tak bardzo bohaterowie, a zapierające dech w piersi efekty specjalne. Ale sytuacja powoli zaczyna się zmieniać. Widzowie coraz chętniej chodzą do kina na takie produkcje jak John Wick, który jest duchowym spadkobiercą tych wszystkich akcyjniaków z Brucem Willisem, Jeanem-Claude'em Van Dammem czy Sylvestrem Stallonem.
Powiem ci tak, jak byłem nastolatkiem, czułem jak bardzo Hollywood nie docenia komiksów, uważając, że nie da się na nich zarobić, że ludzie nie pójdą na takie filmy do kina. Gdy zostawałem rysownikiem, ludzie uważali, że nie jest to prawdziwa praca tylko hobby. Mało kto marzył o tym, by pracować w DC czy w Marvelu. Teraz wszyscy się o to biją. I mam wrażenie, że teraz podobnie jest z kinem akcji. Producenci nie doceniają potencjału, jaki w tych filmach drzemie, ale gdzieś za pięć lat one wrócą i znów będą na szczycie.
Superbohaterowie opanowali kina, ale nie wszystkim się udaje.
To prawda. Rynek został podzielony. Marvel przejął duże ekrany, a DC małe. Na razie nie zanosi się na to, by sytuacja uległą zmianie.
Stworzyłeś bardzo mroczną opowieść o Spider Manie. Myślisz, że pojawi się możliwość, by taka wersja pojawiła się w kinie?
Moja historia dzieje się w przyszłości, w której MJ nie żyje, a Peter Parker jest za to poniekąd odpowiedzialny. Sięgnąłem w niej do samego jądra tej postaci. Motywem, który powtarza się w tym komiksie od czasu jego powstania, jest fraza: „Z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność”. Ja stawiam więc pytanie, jeśli moc Petera nie pozwala mu uratować życia własnej żony, to może nie jest ona tak wielka, a co za tym idzie nie jest ona obarczona żadną odpowiedzialnością.W wyniku tych wydarzeń postanawia on zawiesić swoją działalność jako obrońca Nowego Yorku. To bardzo mroczna opowieść, na którą Sony nie jest jeszcze gotowe. Może za 10 lat.
A jeśli zostałbyś poproszony o nakręcenie tego filmu, to kogo byś zatrudnił do głównej roli?
To trudne pytanie. W komiksie jest to już starszy mężczyzna, więc Tom Holland odpada. Gdy pisałem tę opowieść kilkanaście lat temu, marzyło mi się, by główną rolę zagrał Gary Oldman. Ale to już jest niemożliwe.
Może Nicolas Cage, znakomicie sprawdził się jako Spider Man Noir.
Tyle że mój Petr Parker był chudym wysportowanym gościem, a Cage... no cóż. Musiałby trochę zrzucić, ale to świetny pomysł. Tylko czy on by przeszedł na roczną dietę? (śmiech). Bardzo bym chciał z nim pracować. To genialny aktor.