DAWID MUSZYŃSKI: Jak to się stało, że zaproponowano ci pracę przy Absentii? KASIA ADAMIK: To było pokłosie serialu 1983, który spodobał się producentom. Później obejrzeli jeszcze Amok. Docenili dobre wykonanie i zaproponowali mi pracę przy 2. sezonie Absentii. Nie było to łatwe wejście, bo kręcili ostatnie odcinki tej odsłony, co oznaczało, że wszystko zostało już sformatowane i trzeba było się temu poddać. Po zakończeniu prac postanowiliśmy kontynuować współpracę także przy 3. sezonie. I tym samym mamy do czynienia z nowym otwarciem w tym serialu. Wcześniejsza historia idzie trochę na bok, co bardzo dobrze mu robi. To dlatego, że w dwóch poprzednich sezonach rozwiązaliśmy już tajemnicę Emily Byrne i brnięcie dalej w tym kierunku byłoby wtórne. Scenarzyści nie chcieli się powtarzać. Pokazali całą przeszłość tej bohaterki, łącznie z  dzieciństwem. Widzowie dowiedzieli się, skąd bierze się jej niezłomny charakter. Teraz przyszedł czas na historię w innym klimacie. Zwłaszcza że możliwości Stany Katic są bardzo wszechstronne i chcieliśmy to wykorzystać. Dlatego zmienia się też charakter całego serialu, który przechodzi z mrocznego psychologicznego thrillera w kierunku kina akcji. Trzeci sezon, co sugerują trzy odcinki, które zostały mi pokazane, zmierza w zupełnie nowym kierunku. Tak, aczkolwiek z biegiem czasu zobaczysz, jak to wszystko się łączy z pozostałymi sezonami. Nie stawiamy takiej definitywnej kreski. Staramy się zachować płynność w fabule. Jestem przekonana, że widzowie będą zaskoczeni niektórymi zwrotami akcji, o których z wiadomych względów nie mogę mówić. Spojlery. Mogę natomiast zdradzić, że akcja przeniesie się do Europy. Co wam znacznie ułatwiło pracę, bo chyba nie zdradzę tajemnicy, że cała Absentia powstaje w Sofii, a nie w Bostonie. Bardzo. Zwłaszcza że lokacje są tutaj ciekawe i często denerwowało nas, że nie możemy z nich skorzystać, bo będzie widać już na pierwszy rzut oka, że nie jest to Boston. Nie zrozum mnie źle, studio Nu Boyana, w którym powstaje bardzo dużo amerykańskich blockbusterów, jest świetnie wyposażone w dekoracje i rekwizyty, jednak czasami fajnie jest wyjść poza ich mury. Więc gdy tylko zobaczyłam scenariusz, w którym akcja przenosi się do Europy, oczami wyobraźni widziałam  te nowe lokalizacje, w których będziemy nagrywać: kafejki, parki, skwery. No właśnie, bo w czasie, gdy ty kręciłaś Absentię, na hali, tuż obok, Tomasz Bagiński kręcił Kierunek: Noc, a dwie hale dalej niejaki Denis Villeneuve tworzył Diunę. Nie korciło cię, by do nich wpaść i zajrzeć, jak im idzie? Spotkaliśmy się z Tomkiem kilka razy. Oprowadził mnie po swoim planie, który także prezentował się bardzo imponująco. Dla reżysera to są bardzo podniecające spotkania. Było to śmieszne uczucie, gdy siedzisz w studiu i co chwila wpadasz na kogoś znajomego. Sofia to obecnie filmowe centrum Europy. Tomek pochwalił mi się w podcaście, że po zmroku odwiedził Diunę. Ty też się tam zapuściłaś? Niestety nie. Gdy zaczęli zdjęcia, to my akurat już je opuściliśmy i realizowaliśmy zdjęcia na mieście. Natknęłam się zato na ekipę kręcącą film Kung Fury II z Michaelem Fassbenderem i Arnoldem Schwarzeneggerem. Było to bardzo zabawne, przed naszymi biurami parkował truck z kawą, więc gdy wychodziliśmy na przerwy, natykaliśmy się na owych panów, którzy odziani w kostiumy na tle jakichś zabudowań udawali, że są w Miami. To studio jest magiczne, bo tam co krok zmieniasz kontynenty, epoki, planety, a nawet pory roku.
foto. AXN
Zastanawiam się, czy jak tak rozmawiasz ze światowymi producentami, to zauważyłaś zmianę podejścia do polskich filmowców? Czy ostatnie wydarzenia mają jakiś wpływ na rozpoznawalność naszego rynku? Absolutnie. To, że w ostatnich latach mieliśmy kilka tytułów, które zostały dostrzeżone na różnych festiwalach, zbiera teraz żniwo. Nagle nasi filmowcy stali się bardziej modni. Już jak rozmawiasz z producentami, to nie patrzą na ciebie jak na kosmitę. Duża w tym zasługa także platform streamingowych, bo dzięki nim coraz więcej polskich seriali czy filmów trafia na inne rynki i są one oglądane. I nie chodzi na szczęście tylko o 365 dni, które  w wielu krajach królowało w rankingach Netflixa. Jednak wciąż łatwiej widzom zagranicznym sięgnąć po 365 dni, które zostały nakręcone oryginalnie w języku angielskim, niż np. po Znaki, Rojst czy Ultraviolet, które są tylko z napisami. Oczywiście mamy też W głębi lasu czy 1983 posiadające angielski dubbing, ale to są tylko drobne wyjątki. To prawda, dlatego Netflix, gdy już coś robi, to z dubbingami, bo z badań, do których miałam dostęp wynika, że ludzie jak już sięgają po produkcje europejskie, to często we własnych językach. Niemniej jest rosnąca grupa, która sięga po nowe seriale z ciekawości i nie odstrasza ich brak ścieżki dźwiękowej w swoim języku. Ja do tej grupy należę, oglądam wszystko z napisami. Ale z ciekawości obejrzałam 1983 po francusku czy niemiecku i bardzo mi się podobał. Mnie ten serial lepiej oglądało się po angielsku niż po polsku, ale zrzucam to na kanwy tego, że oryginalnie był on napisany właśnie w języku angielskim. A to w takim razie co sądzisz o drugim serialu Netflixa, czyli W głębi lasu? Z braku czasu obejrzałam na razie połowę pierwszego odcinka. Jedyne, co mogę powiedzieć – wygląda to bardzo fajnie, ale widziałam za mało, by teraz wygłosić pogłębioną analizę. Cieszą mnie pozytywne recenzje. Taki odbiór tylko nas jeszcze bardziej motywuje do ciężkiej pracy i podwyższania poprzeczki. Tu dużym magnesem jest nazwisko Harlana Cobena, co zresztą pokazuje, jak zmienia się podejście do produkcji. Nazwisko okazuje się większym magnesem niż sama produkcja. Tak było przecież przy Absentii, która zyskała ogromną rzeszę fanów tylko dlatego, że gra tam Stana. To prawda. Grupa jej fanów jest bardzo liczna, co pomaga w promocji serialu i utrzymaniu go na antenie. Jest to duże ułatwienie, ale sukces też jest możliwy do osiągnięcia bez posiadania dużej gwiazdy w obsadzie, choć jest to dużo trudniejsze. A nad czym teraz pracujesz? Od półtora roku prowadzę przygotowania do filmu fabularnego. Mam nadzieję,że za rok wejdzie w produkcje. Chcieliśmy w tym roku, ale przez obowiązującą sytuację już wiemy, że przed zimą się nie wyrobimy. Jest jeszcze drugi projekt, tym razem serialowy, o którym nie mogę na razie nic powiedzieć. Będzie to adaptacja nowelki Profesor Andrews w Warszawie Olgi Tokarczuk z fantastycznym brytyjskim aktorem Jasonem Isaacsem. Będzie opowiadać o zabawnym profesorze psychologii, który przybywa do Warszawy w stanie wojennym. Będzie to bardzo surrealistyczne podejście do tematu ze szpiegowskim zabarwieniem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj