Oto kilka uwag na marginesie tegorocznej ceremonii i jej wyników: Jak ja lubię Ricky'ego Gervaisa. I jaką oni mają masochistyczną przyjemność z proszenia go o prowadzenie tej imprezy. Nikt tak uroczo i bezczelnie nie potrafi powiedzieć, że to przecież całkiem bezwartościowa nagroda, którą wymyśliło sobie kilku dziennikarzy, by mieć pretekst do robienia selfie z aktorami. Choć trzeba przyznać, że mieli wyobraźnię i świetnie przewidywali przyszłość, bo powstała trochę wcześniej niż komórki z aparatami fotograficznymi... Przy okazji Gervaisa, acz nie tylko jego tego wieczora - strasznie ta impreza zwulgarniała. Cały świat dziś wulgarnieje, również ten celebrycki, ale tak wielu niecenzuralnych słów, jakie padły tej nocy ze sceny, jeszcze nie słyszałem. To znaczy faktycznie nie słyszałem - i większość widzów też nie słyszała, bo przekaz telewizyjny był na bieżąco wyciszany. Dlatego większość klipów, które można obejrzeć na YT, jest w warstwie dźwiękowej dziurawa jak porządne sito. Przechodząc do nagród. To – jak prawie zawsze – był rok doceniania powrotów do pracy i do formy. Najbardziej cieszy mnie nagroda dla Christiana Slatera, bo zawsze miałem słabość do tego łobuza. Ile ja się naoglądałem złych filmów i seriali tylko dlatego, że on w nich zagrał... Tym milej oglądać go teraz w naprawdę dobrej produkcji. ‌Mozart in the Jungle – nie widziałem, trudno mi się więc wypowiadać, ale nie zauważyłem, by ktoś dotąd twierdził, że to serial porównywalny, a nawet lepszy od innych tegorocznych komedii w telewizorze. O co tu chodzi? Oscar Isaac za Show Me A Hero. To była dobra rola i dobry serial (choć bardzo niszowy). Jakoś mam wrażenie, że Oscarowi mocno pomogło niedawne latanie TIE fighterami, ale tak czy owak – dobrze mu tak. Lady Gaga – no właśnie. To klasyczny przykład nagradzania pod selfie. Blisko 20 lat temu Złoty Glob za aktorstwo dostała Madonna – jak widać, niczego to nie nauczyło tego towarzystwa. Bardziej cenią głośne medialne postacie niż świetne role. A pomyśleć, że z Lady Gagą konkurowała tu Kirsten Dunst za Fargo... Fargo to w ogóle największy przegrany tegorocznych Globów. Przegrało w każdej kategorii, co tylko pokazuje, że szanowni nagradzający nie nadążają. Oj, nie... Dobrze, że chociaż zauważyli Mr. Robot. Nagrodę zdobyła też piosenka z Bonda - a przecież to było strasznie złe. Wcześniej chciałem sobie przesłuchać wszystkie nominowane, ale jakoś nie zdążyłem i teraz się naprawdę boję. Bo co, jeśli się okaże, że one faktycznie są jeszcze gorsze? Nagrody dla Morricone i Stallone – bez przesady. To chyba za to, że jeszcze żyją. To z całą pewnością nie były ich najlepsze prace. Dobre, solidne, ale nie aż tak. ‌The Martian – świetny film i wiele razy na nim się rozchichotałem, ale to naprawdę nie była komedia, a z pewnością nie tak dobra jak chociażby Trainwreck. Całe szczęście, że na Oscarach nie ma tego głupiego podziału i będzie normalna walka o najlepszy film. ‌The Revenant – jeszcze oczywiście nie widziałem, więc nie powinienem się wypowiadać, ale do tej pory pan Iñárritu jakoś mnie swym kinem nie przekonał (nie jestem fanem Birdman). Oczywiście obejrzę, co tam ten niedźwiedź wyprawiał z biednym Leonardo, ale czy to naprawdę takie najlepsze? Byłbym mocno zdziwiony. Czy do którejś z nagród nie mam żadnych wątpliwości ani uwag? Owszem - Inside Out. To był pewniak i wygrał. I bardzo dobrze.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj