Tradycja kina autorskiego narodziła się w Europie i właśnie ze Starym Kontynentem jest utożsamiane niszowe, ambitne kino. Według utartego stereotypu po drugiej stronie miałoby stać kino ze Stanów Zjednoczonych. Hollywood jawi się przecież jako fabryka filmów oferujących nieskrępowaną niczym rozrywkę. Całkiem niesłusznie utarło się zatem przekonanie, że Europa oferuje myślenie, zaś w USA robią wszystko, żeby zarobić i nie wprawić przypadkiem w ruch szarych komórek widowni. Chyba nie muszę dodawać, że jest to stereotyp krzywdzący i choć ma silne podstawy, to jednak z dzisiejszej perspektywy jest to postrzeganie obu rynków w sposób bardzo naciągany. Zanim jednak przejdę do konkretów, warto jeszcze na szybko wsiąść w DeLorean'a i wystukać na pulpicie wczesne lata funkcjonowania branży filmowej w Stanach Zjednoczonych. Kino komercyjne narodziło się tam bardzo szybko - tanie produkcje puszczane były w obwoźnych cyrkach. Kultura dopiero się tam rodziła. W opozycji do takiego funkcjonowania rynku stało oczywiście kino Europejskie, które było bardzo mocno przywiązanie do tradycji autora w filmie. Rozwój przemysłu w Stanach Zjednoczonych doprowadził jednak do tego, że będące synonimem kina komercyjnego Hollywood przechodziło zmiany w ekspresowym tempie, stawiając już nie tylko na filmy dla gawiedzi, ale też artystyczne perełki. Zanim jednak podział na artyzm i komercję stał się nieco bardziej wyraźny, debiutowały na ekranach takie produkcje jak Gorączka złota w reżyserii Charliego Chaplina. Gdzie właściwie zaklasyfikować taki film? Kino artystyczne z ważnym przekazem czy może komedia slapstickowa z udziałem Małego Trampa? 
materiały prasowe
Podziały w kinie i kulturze są wygodne dla widzów, dlatego zawsze wyraźnie podkreślano gatunek produkcji lub ambicje twórców. Prawdą objawioną nie jest fakt, że niezależnie od podejścia i zamierzeń, zdarzają się filmy dobre i złe. Wspomniane dzieło Chaplina pokazuje, jak sztuczny i umowny jest to podział, który wciąż w jakimś stopniu funkcjonuje we współczesnym kinie. Nie brakuje przecież w kinowym repertuarze filmów nastawionych wyłącznie na zysk i zebranie w salach kinowych największej liczby widzów. Dowodem na taką politykę największych firm jest obecna sytuacja pandemiczna. Nie wszystkie kina są otwarte, a nawet jeśli, to jest ograniczona liczba miejsc. Do tego dochodzi strach części widowni, co zawsze będzie związane ze stratą dla studia. Tenet miał zbawić kina, ale zanotował ogromną porażkę finansową. Disney, Sony, także mimo wszystko Warner Bros., to wielkie wytwórnie, które nie puszczą w tym momencie swoich wysokobudżetowych filmów do kin, bo zanotują straty. To duża szansa dla kina niszowego, ponieważ one celują w zupełnie innego widza.  Podział jest umowny i często rozpatrywany indywidualnie. Oglądając film, można mieć niekiedy problem z jego klasyfikacją. Jasne, są ułatwienia i możemy mieć w pamięci chociażby fakt, że kino artystyczne działa według zasady: mniej widowiska, więcej myśli. Zdarzają się jednak wyjątki oferujące ciekawie opowiedzianą historię przy pomocy ogromnego widowiska. Doskonałym przykładem są filmy z Kinowego Uniwersum Marvela, które choć skrojone są pod kasowy sukces, niosą też za sobą odpowiedni przekaz, zabawę gatunkami i przede wszystkim pozytywne wartości. 
foto. WB
Istotne jest zatem umiejętne postrzeganie trendów. Weźmy chociażby filmy z początku lat 70., które dziś mogą jawić się nam jako kino artystyczne, ale wtedy traktowane były na zasadzie: ot, kolejny film. Pod koniec tej dekady Steven Spielberg i George Lucas rozpoczęli w kinematografii nowy rozdział - nazywany w Polsce – Kinem Nowej Przygody. To miał być cios dla kinowego artyzmu, widownia miała bezpowrotnie zwrócić się w stronę takich filmów jak Szczęki, które zapoczątkowały nurt wakacyjnego akcyjniaka. Błędem jest jednak myślenie o podziale kultury na elitarną i niższą, ponieważ obie te gałęzie wyrastają z jednego drzewa i czerpią z siebie wzajemnie. Tym bardziej zdziwiony byłem wypowiedzią Martina Scorsesego na temat filmów Marvela. Reżyser Taksówkarza i wielu ambitnych, wielkich dzieł, sam uciekający przecież w komercję stwierdził: 
To zupełnie inne doświadczenie. To nie jest kino, tylko coś zupełnie innego. I bez względu na to, czy wam się podoba czy nie, to nie powinniśmy być przez takie produkcje najeżdżani. Mamy do czynienia z ważną sprawą. Musimy wymagać od kiniarzy, że staną na wysokości i dopuszczą do kin filmy narracyjne.
Jego ostatni film Irlandczyk jest przecież przykładem kina łączącego artyzm i komercję, bo budżet i rozmach w stosowaniu efektów odmładzających aktorów, sposób promocji przez Netflixa - są to reprezentatywne argumenty za tym, że to produkcja komercyjna, choć ambitna w swoich fabularnych założeniach. Potem wycofywał się ze swoich słów, ale i tak dziwne było dowiedzieć się o takim podejściu filmowca, którego przyjaciele Spielberg i Lucas zapoczątkowali w kinie nowy poziom rozrywki. Widzowie do dziś spragnieni są nowych Piratów z Karaibów, szukania zaginionych przedmiotów i widowiskowych starć. Tego oczywiście nie brakuje, ale w ostatnich latach widzowie mogli też doświadczyć fascynującej synergii pomiędzy artyzmem i komercją. 
fot. materiały promocyjne
Widzowie preferują w większej liczbie kino widowiskowe, bo jest to dla nich przyjemniejsze i nie ma sensu się na to obrażać. Zmęczeni codziennością chcą uciekać w niezwykłe światy, ale są też twórcy wychodzący naprzeciw oczekiwaniom, naginając wszelkie podziały. W kinie możemy doświadczać coraz więcej dzieł ambitnych, traktujących poważnie historię, ale oblanych komercyjnym sosem. Nie jest to zadanie łatwe i bardzo często można się na tym wyłożyć (wspomniany już Tenet w reżyserii Christophera Nolana), oferując widzom tandetę i operowanie schematami kina widowiskowego i arthaosowego. Nie można jednak zgodzić się ze słowami, które wygłosił Alejandro Jodorowsky, komentując zwiastun Diuny
I to jest problem: nie ma żadnych niespodzianek. Od strony formalnej jest to film identyczny do wszystkich innych, które teraz powstają. Oświetlenie, gra aktorska, wszystko jest przewidywalne. Kino komercyjne jest nie do pogodzenia z kinem autorskim. Dla tego pierwszego najważniejsze są pieniądze.
Nie jestem przekonany, czy można stwierdzić jakość filmowego artyzmu tylko na podstawie zwiastuna skrojonego właśnie tak, aby przypodobał się szerszej widowni. Zgadzam się, że dla kina komercyjnego najważniejsze są pieniądze, ale za sterami filmowej Diuny stanął Denis Villeneuve, który przecież udowodnił już w swojej karierze, że świetnie łączy obie te gałęzie kina. Przypomnę tylko Nowy początek i Blade Runnera 2049. W tym pierwszym przypadku stylistycznie film rzeczywiście przypominał wszystko to, co widzieliśmy już wiele razy w rozbuchanych widowiskach, ale udało się utkać przede wszystkim poruszającą i refleksyjną historię, dotykając też tematów egzystencjalnych. To samo zadziało się w przypadku drugiego Blade Runnera, choć tutaj komercyjny sukces nie był tak okazały i doszła do tego wyjątkowa oprawa wizualna. 
fot. materiały prasowe
Wspomniałem też na początku najnowszy film Nolana, który może jest przykładem nieudanego połączenia artyzmu i komercji, ale byłoby to niesprawiedliwe sądzić, że ten reżyser nie jest mistrzem w tworzeniu tego typu kina. Prestiż, Incepcja i Dunkierka wybitnie łączą ze sobą komercję i artyzm. Być może Jodorovsky'ego trochę poniosło i przemawia za nim sentyment i tęsknota za minionymi czasami. Nie rozumiem innego powodu, bo w ten sposób obraził tylko szereg reżyserów, którzy na przestrzeni lat udowadniali, że artyzm może sprzedać się komercyjnie. A są to: Nolan, Villeneuve, Steven Soderbergh, Alejandro González Iñárritu, Alfonso Cuarón, Ridley Scott, Francis Ford Coppola, Darren Aronofsky, Joon-ho Bong, Jordan Peele, Rian Johnson, a nawet Richard Donner. Filmy także można wyliczać, ale weźmy chociażby Titanica i Amadeusza - produkcje z natłokiem symboliki, zwierające wszystkie elementy ambitnej historii, ale też stanowiące o komercyjnym potencjale, czego efektem były wysokie wyniki w Box Office.  Przykłady te udowadniają, że choć istnieje podział na kino widowiskowe i elitarne, to jednak jest on umowny i nie ogranicza twórców w łączeniu ze sobą dobrze zarobionych pieniędzy i zaspokojenia artystycznej duszy. Docenia to także Akademia Filmowa, nagradzając w ostatnich latach Kształt wody w reżyserii Guilermo Del Toro lub Parasite, w którym reżyser wybitnie połączył kinematograficzny artyzm ze społecznym zacięciem, co przełożyło się na finansowy sukces. Są to zatem dwie gałęzie wyrastające z jednego drzewa i nie ma sensu ścinać jednej z nich. Za to umiejętne połączenie jednego i drugiego jest zwyczajnie fascynujące. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj