„Teraz za Mansona się wzięli” – dało się słyszeć pomruki niezadowolenia z różnych zakątków internetu po tym, gdy wybuchła afera związana z oskarżeniami artysty o przemoc fizyczną i psychiczną. Tego typu sprawy przeważnie są jednak złożone i niejednoznaczne. Tak jest i tym razem.
Marilyn Manson nie wcielił się w Paula Pfeiffera w kultowym serialu z lat osiemdziesiątych pod tytułem Cudowne lata. Nie wyciął sobie również żeber, żeby uprawiać seks oralny sam ze sobą. Nie składał krwawych ofiar Lucyferowi ani nie hołdował Adolfowi Hitlerowi. Nigdy nie był też bogiem seksu, choć na takiego go kreowano. Prawdą jest natomiast, że założyciel Kościoła Szatana, Anton Szandor LaVey, naznaczył go na honorowego kapłana. Ci, którzy znają doktrynę LaVeya i czytali jego Biblię Szatana, z pewnością zdają sobie sprawę, że takie działanie miało wartość zarówno symboliczną, jak i najzwyczajniej w świecie promocyjną. Dobrze mieć w swoich szeregach gwiazdora rocka. Na tym dealu skorzystał również sam Manson. Strój kapłana doskonale pasował do image’u Antychrysta, który budował od początku lat dziewięćdziesiątych. Kontrowersyjne plotki zawsze dobrze robiły jego wizerunkowi i w pierwszej chwili można było odnieść wrażenie, że z oskarżeniami Evan Rachel Wood będzie mu zwyczajnie w świecie do twarzy.
Brian Warner, bo tak naprawdę nazywa się Marilyn Manson, przyszedł na świat w zwykłej amerykańskiej rodzinie w 1969 roku. Miał normalne dzieciństwo i przeciętną młodość. Już jako nastolatek grał w zespołach i dość szybko stał się częścią amerykańskiego przemysłu muzycznego. W jego karierze z pewnością pomogła znajomość, a nawet przyjaźń z niejakim Trentem Reznorem, który dużo później zdobył Oscara za ścieżkę dźwiękową do The Social NetworkDavida Finchera i został jednym z najbardziej cenionych kompozytorów muzyki filmowej. Między tą dwójką doszło jednak do istotnego rozłamu mającego znaczenie dla wydarzeń toczących się obecnie. Do tego jednak wrócimy później. Dlaczego Brian Warner przyjął pseudonim składający się z imienia popkulturowej ikony i nazwiska seryjnego mordercy?
Marilyn Manson, Twiggy Ramirez, Madonna Wayne Gacy, Daisy Berkowitz i Olivia Newton Bundy – członkowie zespołu Marilyn Manson przyjęli pseudonimy symbolizujące największe fascynacje amerykańskiego społeczeństwa. Z jednej strony gwiazdy sceny i ekranu, z drugiej psychopaci oraz wykolejeńcy. Obie grupy chorobliwie czczone i patologicznie uwielbiane. Podejmując ten kierunek artystyczny, lider zespołu wskazał jasno, w kogo jego twórczość będzie wycelowana. Amerykański obywatel skrywający w domowym zaciszu wstydliwe i mroczne sekrety stał się obiektem jego ataków. Nic dziwnego, że społeczeństwo tak szybko znienawidziło Mansona. Co więcej, zaczęło się go bać dużo bardziej niż Ozzy’ego Osbourne’a, Gene’a Simmonsa czy Alice Coopera. W latach dziewięćdziesiątych Manson miał gigantyczne oddziaływanie na dzieci „porządnych” Amerykanów. Obrazoburczy wizerunek artysty przebił się do tradycyjnych rodzin i zaczął „deprawować” młodzież. W rzeczywistości jednak kazał kwestionować to, co poprawne politycznie i zwracał uwagę na alternatywne formy wyrazu artystycznego. Przez kilka lat Marilyn Manson był naczelnym amerykańskim antychrystem. Bardzo szybko stał się też popkulturowym symbolem.
Znajomość z Trentem Reznorem (liderem zespołu Nine inch Nails) zaowocowała nagraniem jednego z najważniejszych albumów muzyki alternatywnej, pod tytułem Antychrist Superstar. Tytuł krążka nawiązywał w prostej linii do kultowego musicalu Jesus Christ Superstar. Manson ze znamiennym sobie urokiem wypunktował przywary amerykańskiego społeczeństwa, czym zaskarbił sympatię zbuntowanej młodzieży. Wykorzystał swoje pięć minut, żeby wywindować popkulturowy status. Wkrótce zaczęło być o nim głośno z innych powodów. W 1999 roku został oskarżony o zainspirowanie młodych zamachowców do popełnienia masakry w liceum Columbine. Warner wykorzystał tę sytuację, żeby po raz kolejny wskazać hipokryzję i zakłamanie „porządnych Amerykanów”. Jego obszerną wypowiedź można zobaczyć w nagrodzonym Oscarem obrazie Michaela Moore’a pod tytułem Zabawy z bronią. W 1997 roku wystąpił natomiast u Davida Lyncha w niepokojącym filmie Zagubiona autostrada. Na soundtracku do tego obrazu (wyprodukowanym przez Trenta Reznora), znalazły się również dwa mroczne utwory artysty. Zresztą twórczość Lyncha zawsze była bliska Mansonowi. Na debiutanckiej płycie pojawił się utwór poświęcony Laurze Palmer z Miasteczka Twin Peaks. Innym ważnym dla muzyka artystą był Alejandro Jodorowski. Od niego zapożyczył symbolizm.
Po wydaniu płyty Antichrist Superstar Warner znajdował się na szczycie. Niestety, status gwiazdora nie zadziałał na niego budująco. Krótko przed wydaniem kolejnej płyty, pod tytułem Mechanical Animals, stosunki Mansona z Trentem Reznorem mocno się popsuły. Autor muzyki filmowej skomentował rozłam w satyrycznym utworze pod tytułem Starfucker inc, w którym umieścił Mansona obok celebrytów o (delikatnie mówiąc) zbyt wysokim mniemaniu o sobie. Dużo później Wes Borland (gitarzysta Limp Bizkit grający przez pewien czas również w Marilyn Manson) nazwał Warnera skończonym kretynem i złym człowiekiem. Czy powyższe sytuacje mogą być argumentem w dyskusji na temat ujawnionych właśnie przewinień gwiazdora? Być może, wróćmy jednak do momentu, gdy kariera Mansona zaczęła dołować.
Mechanical Animals to ostatnia płyta Mansona, którą można nazwać w pełni wartościową. Później twórca nie był już w stanie wspiąć się na wcześniej zdobyte wyżyny artystyczne. Warner stał się bywalcem salonów, celebrytą i postacią, która coraz częściej gościła na pierwszych stronach plotkarskich gazet. Z czasem zaczął występować również na małym i większym ekranie. Epizodyczne role odegrał m.in. w Californication, Synach Anarchii czy Mogło być gorzej. Głośno stało się o jego przyjaźni z Johnnym Deppem i związkach m.in. z Evan Rachel Wood czy Rose McGowan. Manson wciąż dopieszczał wizerunek antychrysta. Tu i ówdzie pozwalał sobie na kontrowersyjne zachowania i wypowiedzi, ale artystycznie nie był w stanie już nic ciekawego zaoferować. Czarę goryczy przelały koncerty, które nie miały nic wspólnego ze wspaniałymi eventami z przeszłości. Marilyn Manson stracił formę. Został mu jednak status celebryty, a raczej osobliwości medialnej. Pieczołowicie pielęgnował ten wizerunek.
W momencie, gdy światło dzienne ujrzały oskarżenia Evan Rachel Wood, większość fanów (ale nie tylko) zareagowała sarkazmem i ironią. „Taki dobry chłopak był”, „Wiedziała, na co się pisze”, „Widziały gały, co brały” i tak dalej. Usprawiedliwiający Mansona i krytykujący Evan zapomnieli jednak, że wizerunek artystyczny nijak się ma do tego, jakim ktoś jest człowiekiem. Pod tonami makijażu Brian Warner jest przecież zwykłą osobą mogącą kryć w sobie zarówno ciemność, jak i światło. Nie powinniśmy mylić więc wykreowanej postaci z ludzkimi przewinieniami. Jeśli zarzuty Evan są prawdziwe, to Manson absolutnie nie ma nic na swoją obronę. Ani jego wizerunek, ani kontrowersyjne wypowiedzi w mediach nie są w stanie usprawiedliwić przemocy fizycznej oraz psychicznej. Co więcej, w przypadku uzasadnionych oskarżeń uwidacznia się hipokryzja gwiazdora. W swojej twórczości ostrzem krytyki nieraz traktował ludzkie słabości takie jak: potrzeba dominacji, przemoc, opresja. Stawiał na wolność i niezależność, ale nigdy kosztem woli innej osoby – to przecież jedna z doktryn Kościoła Szatana. Znęcanie się nad drugą osobą poprzez ograniczenie jej swobody przeczy tej ideologii i jest zwykłą niegodziwością, za którą artysta powinien odpowiedzieć.
Z drugiej strony jednak wciąż jesteśmy w przedsionku sprawy Mansona. Na ten moment mamy słowo przeciwko słowu, czyli coś, co plotkarskie media uwielbiają najbardziej. Pewne fakty potwierdzają oskarżenia Evan. Głos w dyskusji zabiera coraz więcej pokrzywdzonych, a wypowiedzi Reznora czy Borlanda mogą świadczyć o tym, że Manson rzeczywiście ma problemy ze swoją postawą moralną. W 2018 roku do mediów trafiły oskarżenia aktorki Charlyne Yi, wobec której gwiazdor pozwolił sobie na rasizm, seksizm i szowinizm. Czy w świetle powyższych informacji za słuszne należy uznać działania wytwórni i stacji telewizyjnych, które odcięły się od muzyka? Reakcja decydentów była natychmiastowa i jednoznaczna. Wycięcie postaci portretowanej przez Mansona z serialu Amerykańscy Bogowie to już w ogóle radykalne rozwiązanie. Przecież produkcja trwa w najlepsze, a Manson zdążył się już pojawić w kilku odcinkach. Może się wydawać, że wykonane działania są zbyt raptowne. W dzisiejszych czasach nawet najmniejsza skaza na wizerunku działa negatywnie marketingowo.
Bez dobrego PR-u duże firmy nie są w stanie wygenerować oczekiwanych obrotów. Szybkie odcięcie się od kontrowersji może przynieść oczekiwany skutek. To cyniczne i bezwzględne podejście, jednak dość często spotykane. Poza tym kolejne dni przynoszą dalsze informacje. Sprawa jest rozwojowa, a postać Mansona jawi się w coraz bardziej ponurych barwach. Decydenci, zdając sobie sprawę, że (słuszne bądź niesłuszne) grillowanie Mansona będzie się toczyć jeszcze długo, zrobili rachunek zysków oraz strat i szybko odcięli się od artysty. Pragmatyczne podejście, ale z drugiej strony ciężko być głuchym na zarzuty, gdy coraz bardziej wiarygodne osoby wypowiadają się o nim bardzo negatywnie.
Niezależnie, czy Marilyn Manson okaże się agresywnym hipokrytą działającym wbrew swojej twórczości, czy „jedynie” perwersyjnym draniem i manipulantem, sprawa powinna zostać wyjaśniona do końca, a nie bagatelizowana. Wykreowany image nie może być bezpiecznym schronieniem dla muzyka, a głoszone radykalizmy jakimkolwiek usprawiedliwieniem. Marilyn Manson w swoich tekstach często mówił w sposób sarkastyczny o nieczułym społeczeństwie i utyskiwał na samotność jednostki w skomercjalizowanym i brutalnym świecie. Czas powiedzieć sprawdzam: jeśli okaże się, że w rzeczywistości był on jednym z tych, przeciwko którym walczył przy pomocy swojej sztuki, powinien popaść w niebyt i zapomnienie zarówno jako artysta, jak i człowiek. Doskonałym podsumowaniem tej sytuacji będzie komentarz aktorki Rose McGowan, byłej partnerki Mansona, teraz stojącej po stronie Evan Rachel Wood.
Kiedy mówię o tym, że Hollywood jest kultem, to mam na myśli cały przemysł rozrywkowy - także muzyczny. Kult chroni zepsucie na szczycie. To jest choroba, która musi być zatrzymana. Kompleks sławy sprawia, że ludzie sami decydują, kto ma być chroniony, a kto ma być ofiarą. Dla profitów.