W 2000 roku mutanci dostali swoją pierwszą filmową adaptację. Film Bryana Singera jest przez wielu uznawany za prawdziwy start ery adaptacji komiksowych. Produkcja zebrała bardzo pozytywne opinie, a przychód prawie czterokrotnie przekroczył koszty produkcji. Jeszcze lepiej poradziła sobie wydana w 2003 kontynuacja przygód X-Men. Niestety trzecia część mocno pokrzyżowała plany studia na dalszy rozwój. Słabe przyjęcie i stosunkowo niski przychód w porównaniu do kosztu mógł wynikać w dużej mierze z dość nagłej zmiany reżysera. Bryan Singer zajęty był tworzeniem filmu "Superman Returns", a jego miejsce ze kamerą zajął Brett Ratner. Wizerunku produkcji Foxa nie poprawił także wydany w 2009 roku film "X-Men Origins: Wolverine". Pomimo ogromnych starań grającego główną role Hugh Jackmana obraz został bardzo mocno skrytykowany, szczególnie że rok wcześniej Marvel wystartował ze swoim uniwersum rewelacyjnym "Iron Manem". Mogłoby się wydawać, że X-Men podzielą losy Daredevila, jednak na scenę wkroczył reżyser Matthew Vaughn. Jego wydana w 2011 roku "X-Men: First Class", choć nie podbiła box office, zebrała niesamowicie pozytywne recenzje. Wizja Vaughna była powiewem świeżości, którego potrzebowała ta seria, a kiedy za stery wrócił Bryan Singer, świat mutantów Foxa eksplodował. Film "X-Men: Days of Future Past" przebił wszelkie oczekiwania studia tak pod względem opinii, jak i finansowym. Nieźle, choć nie tak dobrze pod żadnym względem, poradził sobie też kolejny film o przygodach Wolverine'a. Na rok 2016 studio Fox ma zaplanowane już trzy filmy powiązane z mutantami X-Men. Będą to "Deadpool", "X-Men: Apocalypse" oraz "Gambit". Wygląda więc na to, że praw do tej ekipy studio nie zamierza szybko wypuścić z rąk. Warto dodać tu dwa słowa o samym Deadpoolu, co do którego wielu fanów nie ma pewności. W końcu postać nie jest mutantem i nigdy technicznie rzecz biorąc nie była członkiem X-Men. Po raz pierwszy zadebiutowała jednak na łamach komiksu New Mutants, przez długi czas współpracowała (dzieląc tytuł komiksu) z Cable'em, synem Cyclopsa, lidera X-Men. Deadpool był też członkiem jednego z wcieleń X-Force, a jego umiejętność regeneracji pochodzi od samego Wolverine'a, więc pod każdym względem bliżej mu do X-Men niż np. Avengers. Do tej pory wszystko powinno być w miarę zrozumiałe. Jeśli bohater zadebiutował w serii o postaci lub drużynie, do której prawa ma dane studio, to automatycznie również do tego studia należy. Jak się jednak okazuje, nie jest to takie proste. Pierwsza i najsłynniejsza komplikacja nastąpiła w przypadku postaci bliźniąt - Scarlet Witch i Quicksilvera. Po raz pierwszy pojawili się na łamach komiksu "The X-Men" #4 w 1964 roku. Wystąpili tam jako złoczyńcy, członkowie Bractwa Złych Mutantów, jednak już cztery lata później, szukając odkupienia, wstąpili do drużyny Avengers i od tego czasu ich losy były dużo bardziej splecione z tą częścią świata Marvela niż z mutantami. Tak więc postacie technicznie rzecz biorąc zadebiutowały w X-Men, jednak są przede wszystkim znane jako członkowie Avengers. Na tej podstawie prawnikom Marvela i 20th Century Fox udało się dojść do porozumienia. Marvel może użyć postaci, jednak musi pominąć fakt, że są mutantami, natomiast Fox nie może oczywiście nic wspomnieć o ich heroicznych czynach u boku Avengers. Zmiana odcisnęła się również na komiksach, w których w 2014 roku wyszło na jaw, iż Magneto, uważany do tej pory za ojca bliźniąt, tak naprawdę nie jest z nimi spokrewniony. Wywołało to wielką falę krytyki wśród fanów, jednak należy pamiętać, że ojcostwo Magneto zostało ujawnione dopiero 19 lat po debiucie Quicksilvera i Scarlet Witch.
Źródło: 20th Century Fox
  Na koniec została największa kość niezgody, czyli Fantastyczna Czwórka. Pierwsza adaptacja studia Fox pojawiła się w 2005 roku. Krytycy film ocenili bardzo słabo, jednak przyzwoity wynik w box office skłonił studio do stworzenia części drugiej. Ta zarobiła znacznie mniej (przy większych kosztach produkcji), a opinie o filmie bynajmniej nie poprawiły się w porównaniu do części pierwszej. Studio zakończyło serię, a zgodnie z umową prawdopodobnie w tym roku prawa wróciłyby do Marvela. Fantastyczna Czwórka jest dla Foxa jednak zbyt łakomym kąskiem, aby na to pozwolić. Mimo że fani komiksów dawno stracili zainteresowanie pierwszą rodziną superbohaterów, a sprzedaż zeszytów drastycznie spadała już od lat (co było powodem niedawnego przerwania serii), to właśnie na łamach "Fantastycznej Czwórki" swój debiut miała cała masa najpopularniejszych postaci Marvela. Tu jednak zaczynają się poważne spekulacje, ponieważ bardzo trudno jest ustalić, kto do kogo należy. Oczywistym jest, że do Foxa będzie należał największy wróg drużyny, czyli Dr. Doom. Można też zrozumieć, że w skład posiadanych postaci wchodzi Mole Man (w końcu pojawił się on w pierwszym numerze komiksu) czy Galactus i jego heraldowie. Pożeracz planet miał swoje pierwsze i największe starcie właśnie z Fantastyczną Czwórką i jego losy wielokrotnie łączyły się z Reedem Richardsem czy jego synem, Franklinem. Podobnie Strefa Negatywna razem ze swoim władcą Annihilusem została po raz pierwszy odkryta przez Fantastyczną Czwórkę i to oni najdłużej się z nim zmagali. Mniej jasno sprawa wygląda w przypadku kosmicznej rasy Badoon. Ich debiut miał miejsce w komiksie "Silver Surfer", ale najbardziej są oni związani z drużyną Strażników Galaktyki z roku 3000. Prawa do nich posiada jednak Fox. Jeszcze dziwniej ma się kwestia Skrulli. Ich debiut i większość walk do czasu sprzedania praw zdecydowanie związana była z Fantastyczną Czwórką, jednak jak się okazuje, Marvel posiada do nich częściowe prawa. Nie wiemy, czym jest ta część i z czego wynika. Czy chodzi tu o największe wydarzenie lat 70., "Kree-Skrull War", które dotyczyło bezpośrednio Avengers? W końcu przedstawiciel Kree Ronan Oskarżyciel również swój debiut miał na łamach komiksu o Fantastycznej Czwórce. Kree jednak większość swoich starć miało z Avengers i być może na tej podstawie Marvel zachował do nich prawa. Rasę Inhumans po raz pierwszy spotkał Johny Storm, Ludzka Pochodnia, a ich losy najczęściej splatały się z pierwszą rodziną Marvela. Najwidoczniej jednak prawa do nich są osobne lub powiązane właśnie z Kree. Równie niejasna sprawa jest w przypadku Kanga Zdobywcy. Swój debiut miał co prawda w Fantastycznej Czwórce, jednak tam przybrał imię Rama-tuta, faraona starożytnego Egiptu. Dopiero na łamach komiksu "Avengers" ujawnił się jako Kang. Sam natomiast wchodził w drogę wszystkim bohaterom tyle razy (nie licząc faktu, że posiadał wiele wcieleń), że naprawdę trudno określić, czyim jest wrogiem. Tak czy inaczej, prawa do niego posiada studio 20th Century Fox. Nie licząc więc oczywistych postaci związanych z Fantastyczną Czwórką, co do większości można jedynie gdybać.
Źródło: materiały prasowe
  Na koniec pozostaje zastanowić się - co z tego? Czy podzielenie praw do postaci z komiksów przeszkadza komukolwiek? A może pomaga? Spójrzmy na to od strony scenarzystów i ich kreatywnej twórczości. Każdy z nich ma do dyspozycji całą masę postaci i w razie potrzeby, jak widzimy choćby w przypadku agenta Coulsona, nic nie przeszkadza w tworzeniu kolejnych. Wielu fanów próbuje twierdzić, że pojawienie się Wolverine'a czy Spider-Mana w kolejnej odsłonie przygód Avengers zapewniłoby Marvelowi większy dochód z filmów. Tylko zastanówmy się - ile tak naprawdę osób, które w innym wypadku nie poszłoby na film, zmieniłoby zdanie z powodu pojawienia się w nim tego czy tamtego bohatera? Wszyscy fani czytający komiksy nie stanowią nawet paru procent widzów kupujących bilety do kina, tak więc większość oglądających nie ma nawet pojęcia, że dany bohater może się tu pojawić, a tu nie może. Istnieje co prawda jedna przeszkoda i prawdopodobnie z niej wynikała chęć Marvela na wymianę Daredevila za Galactusa (i paru innych kosmicznych postaci). W obecnej sytuacji Marvel nie tylko nie może użyć Pożeracza Światów, ale także stworzyć żadnej własnej potężnej istoty niszczącej planety. Nie może użyć w pełni rasy zmiennokształtnych obcych czy rasy kosmicznych robali. Każda taka próba prawdopodobnie skończyłaby się pozwem ze strony prawników Foxa - i to uzasadnionym. No a co z tą małą garstką fanów, tymi kilkoma procentami widowni? Jaki na nich wpływ ma podział praw? Z jednej strony wielu z nas chciałoby zobaczyć adaptacje klasycznych historii, dynamikę pomiędzy Kapitanem Ameryką i Wolverine'em albo wręcz starcie Avengers z X-Men. Z drugiej jednak strony w kolejnym roku otrzymamy 5 filmów bazujących na komiksach Marvela, a w następnych latach na scenę wkroczy także Sony ze swoim kolejnym podejściem do Spider-Mana. Gdyby wszyscy bohaterowie znajdowali się pod jednym dachem, moglibyśmy oglądać maksymalnie trzy produkcje w roku. Najważniejsza jest tu jednak jakość, więc tak długo, jak będziemy dostawać filmy na poziomie, a z kina będziemy wychodzić zadowoleni, to chyba nie ma znaczenia, kto ma prawa do czego.
Strony:
  • 1
  • 2 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj