W teorii PlayStation 5 i Xbox Series X pojawią się w sprzedaży w ostatnim kwartale 2020 roku. Ale ci, którzy liczą na błyskawiczną rewolucję w branży gier, muszą uzbroić się w cierpliwość.
Najnowszy komunikat prasowy Microsoftu poświęcony konsoli Xbox Series X może zachwycać. Oto korporacja informuje, że na starcie kolejnej generacji otrzymamy do dyspozycji tysiące gier w doskonałej jakości, które w pełni wykorzystają potencjał 4K, HDR czy wysokiego klatkażu. Ale nie mówimy tu o nowych tytułach, a o tych, które już od dawna funkcjonują na rynku. Odpowiada za to system emulacji starszych konsol, który nie bazuje wyłącznie na symulowaniu pracy poprzednich Xboxów. Firma poszła o krok dalej i postanowiła wdrożyć rozwiązania, które poprawią wizualne i funkcjonalne aspekty starszych produkcji.
Według Microsoftu Xbox Series X w pełni wykorzysta potencjał układu graficznego, procesora oraz dysku SSD w procesie emulacji. To przełoży się m.in. na skrócenie czasu wczytywania poziomów, podbiciu rozdzielczości do 4K czy aktywowaniu trybu HDR w tych tytułach, które w oryginalnej wersji go nie obsługiwały. Co ciekawe HDR będziemy mogli wdrożyć nawet do gier sprzeda 20 lat, z ery pierwszego Xboxa, debiutujących na długo przed upowszechnieniem się tej technologii w telewizorach konsumenckich. Series X będzie nawet w stanie podbić klatkaż z 30 do 60 bądź z 60 do 120 klatek na sekundę.
Brzmi pięknie, prawda? Dzięki Microsoftowy gracze na nowo przeżyją przygody z ulubionych tytułów, ciesząc się lepszą oprawą graficzną. Zupełnie tak, jakby magicznym pstryknięciem palców ktoś stworzył remastery tysięcy gier z poprzednich Xboxów. Sony również wdroży kompatybilność wsteczną do PlayStation 5, choć w znacznie ograniczonym zakresie, umożliwiając odpalenie jedynie gier wydanych na PlayStation 4.
Oficjalne przekazy obu korporacji głoszą, że przeskok na kolejną generację będzie w pełni opłacalny, gdyż nie zostaniemy odcięci od naszych cyfrowych bibliotek. Ale rzeczywisty powód chwalenia się wsteczną kompatybilnością wydaje się zgoła odmienny – prawdziwy jakościowy przełom będzie miał miejsce dopiero w połowie bądź pod koniec 2021 roku. Sony i Microsoft muszą do tego czasu zająć czymś graczy, którzy zdecydują się na zakup sprzętu tuż po jego oficjalnej premierze.
Doświadczenie uczy nas, że w dniu debiutu konsoli liczba tytułów klasy AAA dostępnych na wyłączność jest mocno ograniczona. Motorem napędowym Switcha w marcu 2017 roku była gra
The Legend of Zelda: Breath of the Wild. Na kolejnego system sellera,
Mario Kart 8: Deluxe, trzeba było poczekać blisko dwa miesiące. W międzyczasie pojawiały się oczywiście inne gry, ale nie miały aż takiej siły przebicia. Switch od początku sprzedawał się rewelacyjnie, ale zbudował swoją pozycję głównie dzięki rewelacyjnej Zeldzie. I nie startował ramię w ramię z innym sprzętem ze swojej kategorii, jak będzie to miało miejsce tej jesieni. Budowanie strategii marketingowej w oparciu o kilka tytułów premierowych zawsze jest ryzykownym przedsięwzięciem. Zwłaszcza jeśli producent sprzedaje konsole za bezcen albo dopłaca do nich, licząc na to, że odbije sobie straty na licencjonowaniu gier. A z taką sytuacją zmierzy się dwóch gigantów branży, Microsoft oraz Sony.
Lista tytułów na wyłączność, które zadebiutują na PlayStation 5 i Xboksie Series X w pierwszych tygodniach od premiery, jest mocno ograniczona. Sony skusi nas
Godfallem, a Microsoft zaoferuje
Halo Infinite oraz
Senua's Saga: Hellblade II (o ile premiera nie zostanie przesunięta na 2021 rok). W międzyczasie pojawią się oczywiście gry multiplatformowe, dostępne na bieżącą i przyszłą generację. Jednak to nie one przekonają nas do przesiadki na nowszy sprzęt. Jeśli dla kogoś grafika nie jest najważniejszym kryterium decyzyjnym przy zakupie gry, będzie mógł spokojnie poczekać kilka miesięcy na zakup kolejnej konsoli. Zwłaszcza że w ramach programu Smart Delivery Microsoft pozwoli przenieść cyfrową bibliotekę między konsolami – kupując niektóre gry na Xboxa One otrzymamy ich darmowe kopie w wersji na Xboxa Series X.
Do 2021 roku przeciągnie się także proces wdrażania silnika Unreal Engine 5 przystosowanego do współpracy z nową generacją. Przedstawiciele Epic Games zaprezentowali co prawda demo technologiczne tej platformy, jednak UE5 trafi do deweloperów dopiero na początku 2021 roku. I to w wersji rozwojowej, finalna wersja oprogramowania zadebiutuje pod koniec przyszłego roku. Twórcy gier nie muszą oczywiście posiłkować się tym narzędziem przy pracy, ale Unreal Engine z pewnością ułatwi im wykorzystanie potencjału nowych konsol. I to UE5 ma szansę rozkręcić graficzną rewolucję w branży na szeroką skalę.
Premiery PlayStation 5 oraz Xboxa Series X będą dopiero początkiem nowego rozdania. Nie zdziwię się, jeśli przedstawiciele Sony odpuszczą pierwsze miesiące walki o klienta - ich sprzęt definitywnie wygrał poprzednią generację, dlatego mogą nie czuć presji ze strony konkurenta. Ponadto przecieki głoszą, że liczba konsol dostępnych w premierowym kwartale
będzie niższa niż pierwotnie zakładano, co może wpłynąć na popularność tej platformy na przełomie 2020 i 2021 roku.
Z drugiej strony Microsoft będzie na każdym kroku przypominać nam, że to ich sprzęt lepiej radzi sobie ze wsteczną kompatybilnością. Problem w tym, że nawet najlepsza sztuczna inteligencja nie wyniesie tytułów sprzed 5, 10 czy 20 lat na poziom godny nowej generacji. Owszem, stare gry będą wyglądać lepiej, jednak algorytm nie unowocześni gameplayu, nie stworzy też lepszych tekstur. Jedynie przetworzy stare assety, aby tchnąć w nie nowe życie.
Nie zdziwię się, jeśli prawdziwa wojna konsol kolejnej generacji rozpocznie się dopiero w połowie 2021 roku, kiedy szum popremierowy opadnie, nowy rok fiskalny rozpocznie się na dobre, a przedstawiciele Sony i Microsoftu będą zmuszeni zaoferować graczom coś więcej niż tylko odświeżone klasyki i po wielokroć ograne tytuły premierowe.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h