"The Fifth Element" (1997)

Czy jest coś lepszego niż rudowłosa ślicznotka i twardziel prowadzący latającą taksówkę, którzy biorą udział w międzyplanetarnej walce dobra ze złem? Pewnie tak, ale "Piąty element" to kawał dobrego, oldschoolowego kina science fiction. Sam budżet na efekty specjalne wyniósł aż 80 mln dolarów i był największym w tamtych czasach. Zatem nie pozostaje nic innego, tylko wygodnie usiąść na kanapie i obejrzeć "Piąty element" jeszcze raz. Za kamerą Luc Besson i jego wyjątkowy styl. [video-browser playlist="730193" suggest=""]

"Mononoke-hime" (1997)

Klasyka anime w reżyserii legendarnego Hayao Miyazakiego. Świetna, klimatyczna produkcja będąca mieszanką filmu historycznego z fantasy to przykład tego, jakie anime może być uniwersalne. Poruszająca i zapadająca w pamięć historia, do której zawsze można wrócić. Wszystko okraszone niesamowitą muzyką Joe Hisaishiego. [video-browser playlist="730212" suggest=""]

"Men in Black" (1997)

Tej komedii SF nie trzeba nikomu przedstawiać. Każdy kojarzy dwóch facetów w czarnych garniturach - starszego, trochę naburmuszonego, i młodego luzaka - którzy pilnują, aby międzygalaktyczni goście na Ziemi przestrzegali prawa. Idealny balans między akcją, humorem i efektami przysporzył "Facetom w czerni" wielu fanów i dwóch kolejnych części filmowej historii. [video-browser playlist="730194" suggest=""]

"Starship Troopers" (1997)

Jest to adaptacja książki Roberta A. Heinleina o tym samym tytule. Film opowiada o ataku kosmicznych robali - zawistnych kreatur, które chcą zasiedlić galaktykę. Atak najeźdźców odeprzeć może jedynie grupa młodych żołnierzy, którzy w katartycznym ogniu brawurowo stają do walki. Po premierze w 1997 roku krytycy zmiażdżyli "Żołnierzy kosmosu" niepochlebnymi recenzjami, ale po czasie widzowie zaczęli doceniać specyficzny, przerysowany klimat i satyryczne poczucie humoru. Krwawe widowisko z zapadającą w pamięć muzyką stało się świetną rozrywką. Film doczekał się nieudanych kontynuacji na rynek DVD oraz świetnie ocenianego sequela w wersji anime, zatytułowanego "Starship Troopers: Inwazja". [video-browser playlist="730196" suggest=""]

"Contact" (1997)

"Kontakt" to psychologiczny film, w którym wątek science fiction jest jedynie pretekstem do rozważań o Bogu, człowieczeństwie i poszukiwaniu prawdy. Niektórzy zarzucają mu pseudopsychologiczny bełkot i filozofowanie, a inni zachwycają się jego głębią. W każdym razie to hit lat 90. i warto go znać. [video-browser playlist="730197" suggest=""]

"Gattaca" (1997)

To film, w którym nie zobaczymy spektakularnych wybuchów, pościgów i przerażających stworów z odległych planet. "Gattaca" określana jest jako przypadek przerostu treści nad formą - i trudno się z tym zdaniem nie zgodzić. Futurystyczny dramat przedstawiający ciekawą wizję społeczeństwa, w którym żyją idealni, genetycznie ulepszeniu ludzie i ci, którym nie było dane uświadczyć dobrodziejstw inżynierii genetycznej, okraszony został bardzo minimalistyczną estetyką. Wszystkie te elementy składają się na genialny obraz pełen emocji. [video-browser playlist="730198" suggest=""]

"The Postman" (1997)

Kolejny postapokaliptyczny film z Kevinem Costnerem. Tym razem z zalanego wodą świata przenosimy się na suchy ląd. Poznajemy historię listonosza-uzurpatora, który porywa ludzi do walki o sprawiedliwość. Futurystyczny film okraszony amerykańskim patosem w stylu wojny secesyjnej wpisał się do kanonu produkcji science fiction i fantasy lat 90., jednak znalazł też wielu przeciwników, o czym może świadczyć kilka Złotych Malin. My jednak go lubimy! [video-browser playlist="730199" suggest=""]
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj