Bo oto filmów w temacie jest sporo i da się nawet solidny, uczciwy względem sumienia pierwszo- i ostatniopiątnik ułożyć. Z pewnością zauważycie, że nie ma tu wymienionej całej masy chlubnych i mniej klasyków gatunku. Nie ma obu filmów Costnera ("Waterworld" i "Wysłannik przyszłości"), bo oba je lubię i na listę najgorszych mimo wszystko bym nie dał, ale jednak do najlepszych im ho ho daleko. Nie ma dziwacznych produkcji z pogranicza budżetów ani wariactw, które tak bardzo chciały być fajne, że przedobrzyły, a potem zgubiły sens ("Wyrmwood"). Uciekły wyśmienite komedie ("Zombieland") i świeże dramaty ("Maggie"). Z powodu takich, a nie innych założeń początkowych darowałem sobie też seriale ("The Stand", "Jericho", "Jeremiah", "Revolution"), a filmy Szulkina wyleciały, bo ich nie lubię. Wszak uprzedzenie badacza to narzędzie badawcze jak każde inne. Ranking, który sporządziłem, to dla mnie szczyt i samo dno listy (po 5 sztuk), która, powtórzę raz jeszcze, gdy już po nią sięgnąłem do wnętrza głowy, okazała się znacznie dłuższa, niż myślałem. No ale do dzieła:

NAJLEPSZE

"Mad Max 2"

Podobno najnowsza produkcja Millera z Tomem Hardym - której jeszcze nie widziałem - może zachwiać pewnością następnego stwierdzenia, ale co tam. Przynajmniej jeszcze przez parę dni mogę z pełną stanowczością powiedzieć, że "Mad Max 2" to najlepszy film postapo i jeden z najlepszych w ogóle, jakie oglądałem. Zresztą cała historia popadającego stopniowo w szaleństwo policjanta Maxa Rockatansky'ego, mimo woli i mimo chęci mesjasza w piekle, zasługuje na uwagę i znajomość. Trzeba zaznaczyć, że o ile pierwsza część - skądinąd w kwestii przedstawiania przemocy mocno inspirowana Kubrickiem - trochę się jednak zestarzała, a trzecia jest wynikiem wielu kompromisów wobec studia, druga pozostaje niedoścignionym wzorem bezkompromisowości twórców w sprzedawaniu swej przerażającej, postapokaliptycznej wizji. I wszystko wskazuje na to, że tu tylko Miller zdoła przeskoczyć Millera. O ile zdoła... [video-browser playlist="701133" suggest=""]

"Krew bohaterów"

Nigdy nie byłem sportowym kibicem, ale gdybym miał to kiedyś w planach, z pewnością zaczekam, aż na świecie rozpoczną się rozgrywki Juggera. To brutalny sport, w pewien sposób bliski rugby czy może raczej footballowi amerykańskiemu. Różnica polega na tym, że tu zawodnicy są uzbrojeni, a gra się czaszką psa. Poza tym, no i oczywiście poza scenerią - piaszczystą, pustynną - to niemal normalny film sportowy. Drużyna z trzeciej ligi chce wejść do wielkiego finału i zagrać o wszystko. Rzecz jednak we wspomnianych szczegółach, detalach. No i w Rutgerze Hauerze, który nadaje temu filmowi szlachetne, pełne blizn oblicze. [video-browser playlist="701134" suggest=""]

"Delicatessen"

Śmiała, mocno wykrzywiona groteską historia autorstwa późniejszego twórcy przygód Amelii to dowód na to, że nie w mutantach, strzelaniu i wszechobecnej przemocy tkwi siła postapo. Jeunet nie pokazuje nam zdziczenia, a stopniowe zmienianie się reguł. W końcu, skoro zmienił się świat, to dlaczego zasady mają pozostać takie same? Najfajniejsze w tym filmie jest to, że dzięki owej koncepcji postapo ta podszyta makabrą... komedia romantyczna naprawdę działa. I daje nadzieję, że jako ludzkość jakoś sobie poradzimy. [video-browser playlist="701135" suggest=""]

"Człowiek Omega"

Uważam, że żadna z ekranizacji czy też filmów luźno na podstawie "Jestem legendą" Mathesona nie oddaje świetności tej historii. Ale o ile wersja z Willem Smithem jest od znakomitego oryginału oddalona o lata świetlne, to "Człowiek Omega" z Hestonem momentami się o poziom oryginału ociera. To historia ostatniego człowieka na Ziemi, który zmuszony jest sobie radzić ze złem budzącym się każdorazowo po zmroku. I to, w jaki sposób to robi, jak stara się przetrwać za wszelką cenę, trzyma widza w napięciu, a świat wokoło rzeczywiście wygląda na opuszczony, więc nawet dla niegdysiejszego Mojżesza znikąd pomocy. I tylko przewrotnej puenty oryginału brak. A to żal... [video-browser playlist="701136" suggest=""]

"Escape from New York"

Mówią na niego Snake. Snake Plissken. Drań jakich mało, gość, któremu z pewnością nie powierzyłbyś własnej córki. A prezydenta? Tak oto zaczyna się historia twardziela, który w zamian za kasację wyroku zgadza się udać na odcięty od świata Manhattan - wyspę więzienie. To jeden z najlepszych filmów Carpentera, faceta, który swego czasu umiał budować klimat ze sklejki. Bezkompromisowo mroczna, okrutna i przewrotna opowieść zawładnęła kiedyś mym sercem na równi z drugim "Mad Maxem". Z czasem jednak odrobinę ustąpiła mu miejsca, bo jak uwielbiam Snake'a, to jednak nie Max... [video-browser playlist="701137" suggest=""]

"Seksmisja"

Tak, wiem, że mówiłem o pięciu, ale, cholera, nie mogłem się powstrzymać. Zwłaszcza że klasyfikacja gatunkowa jasna, a genialności odmawiać chyba nikt nie zamierza, prawda? Więc niech tu sobie zostanie. [video-browser playlist="701138" suggest=""]   Na stronie drugiej znajdziecie filmy najgorsze, w tym "Reign of Fire" i "Aleję potępionych".
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj