Kontynuujemy nasz cykl. Wyliczaliśmy już sitcomy z poprzednich dekad (lata 80. i 90.), pokazaliśmy nasze ulubione zakończone seriale XXI wieku, czas więc na podsumowanie amerykańskiego (i trochę brytyjskiego) humoru. Zasady takie same – najlepsze seriale komediowe, które leciały w większości w XXI wieku i już są całkowicie zamknięte. Oto nasze typy. Jak zawsze w komentarzach czekamy na Wasze uzupełnienia i opinie.

"That '70s Show" (1998-2006)

Rewelacyjny nostalgiczny serial. Oto w dwadzieścia lat później wspominano piękne, niewinne czasy, gdy Ameryka wyglądała zupełnie inaczej. Dziś po kolejnych nastu latach te „różowe lata siedemdziesiąte” bawią i wzruszają chyba jeszcze bardziej. A jaką wylęgarnią świetnych aktorów był ten serial. Wielki szacunek dla castingowców!  

"Sex and the City" (1998-2004)

Pierwszy wielki komediowy sezon nowej ery telewizji. HBO pokazało, jak bawić się na bogato i że może być zabawnie, seksownie i z toną product placementu równocześnie. Ten serial otworzył mnóstwo drzwi i pozbawił zahamowań nie tylko innych twórców telewizyjnych. Niestety w dwóch późniejszych filmach kinowych nie dało się utrzymać poziomu telewizyjnego oryginału.

"Will & Grace" (1998-2006)

Ona jest sympatyczną trzpiotką, on - przystojnym gejem. I mieszkają razem. Fajny wyjściowy pomysł, który przy dobrym teamie scenarzystów bez trudu wystarczył na osiem dobrych sezonów. Z dzisiejszej perspektywy trochę ramotka, ale niektóre odcinki do dziś bawią wręcz rewelacyjnie.

"Curb Your Enthusiasm" (1999-2011)

Współtwórca kultowego „Seinfelda” zrobił serial o sobie. Dosłownie. Larry David gra tu samego siebie, męczącego scenarzystę i komika, którego życie jest równie zabawne, co żenujące. Ot, kolejna dobra produkcja HBO, które nie boi się tworzyć produkcji niestereotypowych. I często wygrywa. PS. I nagle okazało się, że ten serial wcale nie jest już zamknięty. Nowy sezon w 2017.

"The League of Gentlemen" (1999-2003)

Pierwszy z niekrótkiej listy przedstawicieli Wielkiej Brytanii w naszym zestawieniu. Ostry i przezabawny serial o pewnym małym miasteczku, w którym dzieją się rzeczy przerażająco śmieszne. A większość ról (niczym w Monty Pythonie) gra raptem trzech aktorów i współtwórców całości. Jednym z nich jest dzisiejszy twórca „Sherlocka”, Mark Gatiss.

"The Office (UK)" (2001-2003)

I od razu drugi serial Made in GB. Słynne „Biuro”, od którego zaczęła się megakariera Ricky'ego Gervaisa i moda na serialowe mockumentary, fabuły udające dokumenty (z wypowiedziami postaci wprost do kamery, komentującymi poprzednie sceny). Cały ten serial to raptem 14 odcinków. Amerykanie zrobili swój remake i natrzaskali 187. Ale bez Gervaisa to już trochę nie to.

"According to Jim" (2001-2009)

Świetny rodzinny serial, w którym James Belushi spełniał się jako zdecydowanie zbyt pewny siebie ojciec rodziny. Nic wyrafinowanego, ale mnóstwo śmiechu i kilka żartów, których nie sposób zapomnieć przez lata.

"Scrubs" (2001-2009)

Zabawna i trochę absurdalna parodia seriali medycznych. Właściwie w tym pierwszym zdaniu jest już wszystko, co należy i można powiedzieć o tym serialu. Trzeba przyznać, że utrzymał się naprawdę długo na antenie – ciekawe, czy to zasługa obsady, czy ciągłych żartów o seksie.

"8 Simple Rules... for Dating My Teenage Daughter" (2002-2005)

Ten serial miał zadatki na dzieło wybitne. I był wielki przez pierwszy sezon oraz trochę drugiego. Niestety zmarł wówczas John Ritter, który grał ojca serialowej rodziny, a na jego tytułowych „8 prostych zasadach” (które musisz spełnić, by umówić się z jego córką) opierała się konstrukcja całości. Bez niego był to po prostu jeszcze jeden przeciętny rodzinny sitcom, jakich wiele, i skończyło się na trzech sezonach. Dodam tylko, że w obsadzie były jeszcze Katey Sagal („Married... with Children”, „Sons of Anarchy”) jako żona i Kaley Cuoko („The Big Bang Theory”) jako najstarsza córka – ta, której ojciec najbardziej musiał pilnować.

"Monk" (2002-2009)

Tu trudno do końca stwierdzić, czy mamy do czynienia z serialem komediowym, czy kryminalnym. Ale skoro Złoty Glob otrzymał on w kategoriach telewizji niepoważnej, a my nie umieściliśmy go w topie serialów serio, to niech sobie tu siedzi. Bo chociaż nie powinno się śmiać z cudzego nieszczęścia, to Tony Shalhoub w wariacji na Sherlocka Holmesa z nerwicą natręctw i zespołem stresu pourazowego był przezabawny.  
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj