Podczas gali zamknięcia festiwalu filmowego Tofifest 2017 odbył się koncert pt. Muzyka jest kobietą. Krzysztof Zalewski-Brejdygant występował w nim obok Pauliny Przybysz oraz Anny Karwan. Wykonywał utwory: 9 to 5 z filmu Od dziewiątej do piątej (w oryginale Dolly Parton), Lost StarsBegin Again (w oryginale Adam Levine) oraz I've seen it all z filmu Dancer in the Dark razem z Pauliną Przybysz (w oryginale Björk oraz Tom York). Rozmowa z Krzysztofem Zalewskim odbyła się po wspomnianym koncercie, kiedy jeszcze emocje świetnie wykonanych piosenek były żywe. Krzysztof okazuje się człowiekiem dość otwartym, z ciekawym podejściem do popkultury i muzyce na ekranie. Cała rozmowa nabierała ciekawej atmosfery, często podczas poruszania kwestii jakichś tematów muzycznych z filmów czy piosenek Zalewski zaczynał je nucić. Przeczytajcie, co dokładnie lubi w kinie i telewizji. ADAM SIENNICA: Jak wyglądał cały proces przygotowania do koncertu? Dostałeś z góry wyznaczone numery, czy mogłeś wybierać? KRZYSZTOF ZALEWSKI: Szef zespołu, Bartek Staszkiewicz, wysłał mi listę utworów, z których można było wybierać. Chciałem śpiewać Björk i M.I.A., ale akurat Paulina już zajęła te numery. Stanęło na tym, że Björk śpiewamy razem w wersji z Thomem Yorkiem. Natomiast zamiast M.I.A wybrałem Dolly Parton, bo to jest naprawdę dobry utwór. Dolly Parton jest kojarzona głównie z dużym biustem, specyficznym stylem ubierania się i muzyką stricte country, a to naprawdę wielka kompozytorka i autorka tekstów. Na przykład piosenka Jolene to istny majstersztyk, który przykleja się do mózgu jak masło orzechowe. Zresztą Dolly Parton nie tylko dla siebie napisała wiele znakomitych piosenek. Na przykład I Will Always Love You Whitney Houston to też jej piosenka. 9 to 5 to klasyczny rock'n'rollowy numer utrzymany w stylistyce mi bliskiej. Trzeci utwór, który wykonuję nagrał zespół New Radicals, którzy są znani głównie z przeboju You Got What You Give. Nie znałem wiele innych numerów tej grupy. To naprawdę piękna piosenka i zdaje się, że była nominowana nawet do Oscara. Doborowe towarzystwo, świetni muzycy, instrumenty smyczkowe i znakomity chór. Granie takich koncertów to sama przyjemność. Podczas przygotowania do koncertu przypominałeś sobie filmy, z których pochodzą te utwory? Nie powtarzałem sobie filmu z Björk, ale oglądałem go z 10 lat temu. Gdybym go odświeżył, rozkleiłbym się i nie byłbym w stanie wejść na scenę. Kiedy przygotowywałem się do tej piosenki, oglądałem fragment filmu, gdy ona jedzie tym pociągiem. To już było dla mnie za dużo i zaczynałem ryczeć. Dlatego zdecydowałem się na wideo z YouTube'a z samym tekstem, by nie widzieć jej w tych scenach. Po prostu w tym jest za dużo emocji na raz. Przymierzam się do obejrzenia Od dziewiątej do piątej z Dolly Parton, bo podobno to zabawny film. Nie mam natomiast pojęcia, o czym jest film, z którego pochodzi Lost Stars. Skupiłem się na tym, by uchwycić sens tej piosenki. To wzruszenie, które tam drzemie. By jakoś ukazać tę nadzieję, że można uwierzyć w miłość i przekazać widzom to światełko w tunelu, śpiewając. Jak podchodzisz do muzyki w filmach? Postrzegasz ją jako zwykły widz, czy jako artysta, który wie, jak to wszystko działa? Bezapelacyjnie cierpię na chorobę muzyka, czyli jak słyszę jakieś dźwięki, od razu się nad nimi zastanawiam. Muzyka jest olbrzymią pomocą w filmie. Momenty grozy czy wzruszenia można perfekcyjnie podkreślić w jednej chwili. Z dzisiejszej listy, poza piosenką Björk, moim faworytem jest muzyka z The Shining. Jestem absolutnie zakochany w tym temacie muzycznym. Zaś sam film widziałem ze dwadzieścia razy. Mogę go oglądać w kółko. Ten film w ogóle się nie starzeje. Kompletnie! Coś pięknego. Stanley Kubrick spędził z aktorami jakieś dziewięć miesięcy w tym wielkim hotelu. Wracając – serio cierpię na tę chorobę muzyka. Na przykład teraz jest taki serial Stranger Things. Tam jest przepiękna muzyka. Jestem absolutnie zachwycony. Ona mnie porusza, ale nie przez to, że są tam jakieś wybitne tematy. Chodzi o barwy, jakie są użyte do jej tworzenia. Nie wiem, z jakich syntezatorów oni korzystają, ale są tak smaczne! Znakomicie podkreślają klimat lat 80., ale z drugiej strony są przestrzenne, nowoczesne, potrafią nawet być niepokojące, groźne i liryczne, ale w nietuzinkowy sposób. Zawsze zwracam uwagę na to, jakie instrumentarium jest używane w utworze. Kiedy jednak wkręcimy się w film, nie myślimy o tym, gdzie stała kamera, kiedy było cięcie, czy jakiś instrument gra w danym temacie muzycznym. Jeśli wszystko jest dobrze poskładane, jesteśmy w środku filmu i nie zastanawiamy się nad tym. A jak ci się podoba Stranger Things? Oglądałeś całość? Jeszcze nie obejrzałem całego drugiego sezonu, bo wczoraj dopiero się zaczął, a jeszcze douczałem się tekstów do koncertu [śmiech]. Obejrzałem tylko dwa odcinki i pewnie dziś będę kontynuował. Dałeś się porwać tej nostalgii i klimatowi? Co prawda jestem rocznik '84, więc w czasach akcji serialu właśnie przychodziłem na świat, ale pewnie – porywa mnie. Wszystkie te klimaty są mi bliskie. Łącznie z grami RPG.
Koncert zamknięcia Tofifest 2017 / fot. Adrian Chmielewski k35photo
Wspomniałeś o tym, że muzyka filmowa podkreśla emocje, na przykład wzruszenie. Od razu przypomina mi się tutaj scena z Braveheart ze śmiercią Williama Wallace'a i muzyką Jamesa Hornera w tle w szkockim klimacie... [nuci temat muzyczny Hornera] Prawda! Nawet teraz mam ciary, jak o tym rozmawiamy! Pamiętam, że jak byłem małym chłopcem, to ryczałem na tym filmie. On krzyczał „Wolność!”, puszczał chustkę i wchodził ten temacik. Masz rację, ten temat to jest prawdziwy zabójca. Przepiękna melodia zagrana na trzech prostych akordach. Przyznam ci, że czasem siadam sobie do pianina i gram ten numer. Wystarczy go zagrać nawet trzema palcami i to działa. Kogo muzykę filmową jeszcze cenisz? Przychodzi mi na myśl Bernard Herman, czyli kompozytor, który tworzył u Alfreda Hitchcocka. Na przykład w Psycho, gdzie była ta słynna scena z prysznicem, w której same smyki robiły robotę. W ogóle cała muzyka z tego filmu jest oparta na oktecie smyczkowym. Niesamowite! Jakieś trzy lata temu słuchałem premierowego wykonania koncertu Pendereckiego i naprawdę były tam podobne klimaty, jak w filmie Hitchocka z 1960 roku. Bernard Herman to oczywiście nie tylko Psychoza, napisał wiele wspaniałej muzyki, np. do filmu Północ-północny zachód, czy Taxi Driver. A co dla ciebie jest ważne w muzyce filmowej? Struktura, emocje czy to, aby grała ona ważną rolę na ekranie? Weźmy takie Gwiezdne Wojny, gdzie ta muzyka gra jedną z głównych ról. W tych nowych Gwiezdnych Wojnach muzyka wyzwala we mnie więcej emocji niż cała fabuła. Przyznaję, że byłem rozczarowany siódmą częścią, która scenariuszowo była powtórką z Powrotu Jedi, tylko z jeszcze większą Gwiazdą Śmierci. Trochę nie rozumiem, dlaczego to tak zrobili. Absolutnie, w Gwiezdnych Wojnach muzyka odgrywa wielką rolę. John Williams stworzył wiele wybitnych tematów. A powinna być ustawiona jakaś granica w tym, jak ważną rolę odgrywa muzyka na ekranie? Nie sądzę, brak granicy mi nie przeszkadza. Jeśli temat jest dobry, a w Gwiezdnych Wojnach są w końcu wybitne tematy [śmiech]. [nuci Marsz Imperium] Jest to takie lekko wagnerowskie, ale bardziej mi się podoba niż Wagner. Dlatego kompletnie mi nie przeszkadza, gdy muzyka gra większą rolę. Tak, jak wspomniałeś tego Bravehearta, który świetnie działa. Muzyka ma tę magiczną cechę, że jak usłyszysz parę dźwięków, od razu cię przenosi w sam środek filmu albo przypomina ci, jak słuchałeś piosenki lub tematu muzycznego, czy coś ważnego, co działo się w twoim życiu, Od razu tam jesteś i czujesz te emocje. Dlatego dla mnie muzyka ma tę przewagę nad filmem. Chociaż Lenin mówił, że film jest najważniejszą ze sztuk i pewnie miał dużo racji, ale obraz bez muzyki to nie to samo. Co jako widz szukasz w filmie? Co lubisz? Przede wszystkim lubię filmy, po których wychodzę inny z kina. Po których nie mogę się przez jakiś czas otrząsnąć. Nie chcę uderzać w górnolotne tony, ale lubię takie filmy, które sprawiają, że mogę przeżyć coś w rodzaju katharsis. Takie, które dadzą do myślenia i pozwolą zastanowić się nad swoim życiem. Sprawią, że inaczej patrzę na siebie i na świat. Oczywiście lubię też kino, nazwijmy to, wizualnie bogate. Zawsze warto pójść na film, gdzie są duże wybuchy, ale to nie jest mój ulubiony trend w kinie. A w takim razie, co się w ostatnich latach porwało? Kurczę... na pewno Bogowie mi się podobali. Uważam, że to był bardzo dobry film... to pytanie padło tak znienacka, że mnie zaskoczyłeś... To może preferujesz seriale? Nie, ja jednak wolę filmy. Wiadomo, że obecnie jest złota epoka serialowa i nie jestem w stanie się od tego odciąć. Uważam, że najlepszym serialem na świecie jest The Sopranos i nic tego nie zmieni. Z tych nowszych produkcji to Black Mirror. Większość odcinków mi się podobała. Takie futurystyczne spojrzenie na wszystko w krzywym zwierciadle. No i oczywiście Stranger Things. Zawsze jednak lubię wracać do filmowych klasyków, takich, które mogą oglądać po dziesięć razy. Poza oczywiście wspomnianym dziełem von Triera, bo tam są za duże emocje i nie chcę sobie tego robić. Może za parę lat obejrzę drugi raz, bo jest to piękny film, ale na pewno znowu po nim będę długo smutny. A tak to lubię wracać do Kubricka. Uwielbiam jego Odyseję Kosmiczną. Miałem szczęście zobaczyć ją kiedyś w kinie. Chyba puszczali ją wówczas na Erze Nowe Horyzonty. To robiło duże wrażenie. Lubię też Mechaniczną pomarańczę i oczywiście Lśnienie. Można więc powiedzieć, że lubisz takie mocniejsze przekazy. Preferujesz kino prawdziwe, autentyczne, oparte bardziej na emocjach niż stronie wizualnej? Na pewno z takich weselszych dzieł lubię Dr. Strangelove or: How I Learned to Stop Worrying and Love the Bomb. U Kubricka jest mocna strona wizualna, kapitalne zdjęcia i ta jego wyjątkowa zdolność do designu. Stroje w Mechanicznej Pomarańczy czy w Odysei Kosmicznej , albo fotele ze stacji kosmicznej, gdzie dr Floyd spotyka się z radzieckimi naukowcami - ten kształt fotela do dzisiaj zachwyca i inspiruje projektantów. Ludzie nadal się fascynują tym filmem, a to przecież było prawie 50 lat temu. On naprawdę miał potężny zmysł do tego typu rzeczy. Chciałbym zobaczyć jakiś współczesny, mądry film science-fiction. Zwłaszcza, że jestem fanem Lema i chętnie zobaczyłbym, jak dzisiaj wyszłoby przełożenie na ekran którejś z powieści lub opowiadań. Widziałem Solaris w dwóch wersjach. Ta Tarkowskiego była dla mnie trochę zbyt ciężka, bo poszli za bardzo w filozoficzne rozprawy. A ta z Clooneyem... jakoś spodziewałem się więcej. Przeszedł ten film po mnie i niewiele zostawił. Czekam, może ktoś nakręci którąś z powieści Lema i zobaczymy, co z tego wyjdzie. Z jego twórczości można by zrobić komedię, moralitet albo niezły thriller. Możliwości są zgoła nieograniczone. A czy jako piosenkarz interesujesz się filmami muzycznymi i musicalami? Szczerze mówiąc, nie jestem jakoś fanem tego typu kina. Chociaż zawsze tak mówię, a potem jak się głębiej zastanowię, wychodzi na to, że jest kilka filmów, które lubię. Na przykład All That Jazz z Royem Scheiderem. Piękny film. Kinowe South Park: Bigger Longer & Uncut to też tak naprawdę jest musical. Tam są dobre piosenki. Wiadomo - momentami wulgarne, ale w większości zabawne; i muzycznie bogate. Oni napisali tam duże musicalowe numery. Dźwięki muzyki to może nie specjalne mój klimat. Co do Hair mam mieszane odczucia. W pierwszej scenie wychodzi ten napakowany koleś prosto z solarium z trwałą na w włosach i mówi, że jest hipisem i nie jadł od dwóch dni. Od razu mu nie wierzę. A potem biorą na warsztat piosenkę Niny Simone i robią to w taki sposób, w jaki do mnie nie trafia. Historia piękna, ale nie wszystko mnie tam przekonuje. Lubię też film The Doors o tym zespole. To na koniec przejdźmy do marzeń. Do jakiego filmu chciałbyś napisać piosenkę? Jakiego rodzaju byłoby to kino? O, kurczę... Ciężki temat... Piosenki w filmach zazwyczaj lecą na napisach końcowych. Wtedy nie jest istotne o czym jest film, bo piosenka może luźno nawiązywać jednym słowem. Wiadomo, że wyzwaniem byłoby napisanie piosenki do Bonda i na pewno chciałbym znaleźć się w tak zacnym gronie. Najbardziej jednak zależałoby mi na napisaniu takiego wzruszającego tematu muzycznego jak w filmie Braveheart. Wybierasz trzy właściwe nuty i od razu pół świata płacze. To chyba moja największa ambicja.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj